Dylemat prześladowanego chrześcijanina

Jan Wójcik

*****

Słowo „islamofobia” jest odmieniane przez wszystkie przypadki, szczególnie od czasu zamachów na World Trade Center 11 września 2001 roku.

Każdemu aktowi terroru dokonywanemu przez islamskich radykałów towarzyszy chór obaw, żeby reakcje nie przerodziły się w islamofobię.

Ugrupowania spod znaku politycznego islamu przywdziewają żółte gwiazdy na znak tego, że są tak samo prześladowane dzisiaj w Europie, jak Żydzi w hitlerowskich Niemczech. Nie przeszkadza im, że nakaz noszenia odróżniających ubrań przez innowierców został wprowadzony przez tzw. Pakt Omara, co później w Bagdadzie Abbasydów przyjęło postać żółtych kapturów i pasów. Na konferencji pokojowej trzech wyznań na Uniwersytecie Wrocławskim, aż trzy wykłady prowadzone przez muzułmanów dotyczyły islamofobii. Czyżby stanowiła największe zagrożenie dla pokoju? Zaproszona tam profesor Deepa Kumar nie ma wątpliwości, zapytana o chrześcijanofobię twierdzi, że to wymysł, ponieważ chrześcijanie to grupa globalnie sprawująca władzę.

christian-copts-egypt-posterTymczasem Massimo Introvigne z Ośrodka Wolności Religijnej przy włoskim MSZ alarmuje, że w roku 2012 zginęło ponad 105 tysięcy chrześcijan prześladowanych za wiarę. Najwięcej w krajach islamu i krajach totalitarnych. Wymienia tu Nigerię, Mali, Somalię, Pakistan czy Egipt. Statystyki brzmią jednak dla ucha bardziej sucho niż przegląd wiadomości tylko z ostatniego tygodnia mijającego roku.

A to tylko jeden tydzień…

W Arabii Saudyjskiej aresztowano 43 osoby pod zarzutem zbrodni „spiskowania celem świętowania Bożego Narodzenia”. Wielki Ajatollah szyicki przebywający obecnie w Syrii, Ahmad Al-Bghdadi Al-Hassani oświadczył, że dozwolone muzułmanom jest porywanie i gwałcenie chrześcijanek, ponieważ to bałwochwalcy i przyjaciele syjonistów. W zamachu na kościół koptyjski w Libii zginęły dwie osoby i dwie osoby zostały ranne, kiedy napastnicy rzucili granat w grupę ludzi wychodzących ze mszy. Sekta Boko Haram w Nigerii napadła na wioskę, związała 15 mężczyznom, kobietom i dzieciom ręce z tyłu, a następnie poderżnęła im gardła. W pierwszy dzień świąt w Pakistanie, motłoch około 100 muzułmanów uzbrojony w karabiny otworzył ogień do chrześcijan wracających z mszy. Natomiast egipscy kaznodzieje związani z Bractwem Muzułmańskim grozili chrześcijanom ludobójstwem, jeżeli przyłączą się do protestów przeciwko prezydentowi Morsiemu i nowej konstytucji wprowadzającej szariat. „Mówię Kościołowi – na Allacha i jeszcze raz na Allacha – jeżeli będziecie konspirować i połączycie się z opozycją, by obalić Morsiego, to będzie inaczej… naszą czerwoną linią jest legitymizacja dr Mohammada Morsiego. Ktokolwiek wyleje na niego pomyje, my wylejemy na niego krew” – ostrzegał jeden z przywódców Bractwa Muzułmańskiego, Safwat Hegazy. Dr. Wagdi Ghoneim powiedział to wprost: „W dzień, kiedy Egipcjanie poczują, że jesteście przeciwko nim, zostaniecie zmieceni z powierzchni ziemi”. Nazywał ich także Krzyżowcami.

Czy z czymś chociażby trochę podobnym spotykamy się w stosunku do muzułmanów w krajach zachodnich? Czy islamofobia to, jakby chciał premier Turcji Erdogan, „zbrodnia przeciwko ludzkości”? Statystyki FBI pokazują, że choć liczba przestępstw powodowanych nienawiścią w Stanach Zjednoczonych wobec muzułmanów rośnie, to ciągle jest to 5,5 raza mniej, niż przestępstw antysemickich, a także mniej niż przemocy wobec czarnych, białych czy homoseksualistów. Przez całe 15 lat prowadzenia statystyk naliczono 149 zabójstw motywowanych nienawiścią. Ani jedno nie dotyczyło wyznawców proroka Mahometa.

Dialog zamiast konkretów

I mimo że okazuje się, iż zagrożenie nie jest tak poważne jak chcieliby to widzieć przedstawiciele politycznego islamu, to presja wobec krytyków islamu jest wyraźnie odczuwalna i wspierana także przez rządy państw muzułmańskich. Co zatem robią przedstawiciele państw kręgu kultury chrześcijańskiej, by powstrzymać realną i brutalną przemoc wobec chrześcijan? Prawie nic. Dwa lata temu co prawda minister spraw zagranicznych Radek Sikorski wraz z szefami dyplomacji Włoch, Francji i Węgier wystosował list do szefowej dyplomacji UE Catherine Ashton, żeby obrona prześladowanych chrześcijan była jednym z priorytetów unijnej polityki zagranicznej. Jeżeli jednak chodzi o konkretne działania, to ministerstwo pozostaje w sferze ogólników o tolerancji i dialogu międzykulturowym.

Przykładem jest zorganizowana w październiku ubiegłego roku konferencja na temat Dialogu Międzywyznaniowego i Międzykulturowego w Krakowie. Gościła ona przedstawicieli Indonezji, Turcji, Pakistanu, Egiptu i Arabii Saudyjskiej. Wiceminister Pomianowski przy tej okazji wiele mówił o tolerancji wobec przybyszów do naszego kraju. Czy zabrał głos w sprawie chrześcijan? Gazety nic o tym nie wspomniały. Tymczasem współorganizator konferencji, Indonezja, ustami ambasadora podkreślała swoją otwartość na różne religie. Pomoc Kościołowi W Potrzebie, organizacja zajmująca się prześladowaniami chrześcijan, ma zgoła inne na ten temat zdanie. Uważa, że radykalni muzułmanie terroryzują mniejszość chrześcijańską w tym kraju doprowadzając do zamykania kościołów.

Dylemat więźnia

Czego można by oczekiwać? Nie chodzi bynajmniej o to, żeby teraz odwdzięczyć się tym samym. Istnieje jednak pewne niebezpieczeństwo, przedstawiane przez dziedzinę matematyki zwaną teorią gier. Dylemat więźnia opisuje sytuację braku zaufania do drugiego partnera. W klasycznym przykładzie dwóch przestępców może współpracować i milczeć w zeznaniach wygrywając niskie wyroki, jednak jeżeli jeden z nich zacznie sypać policji, uzyska wolność, a drugi wtedy może pójść do więzienia na długie lata. W efekcie obydwaj zaczynają donosić policjantom nawzajem na siebie, ponieważ strategia oszukiwania indywidualnie wydaje się być korzystniejsza. Sprawa komplikuje się, kiedy sytuacja nie będzie jednorazowa, a wprowadzimy iterację i w kolejnym ruchu będziemy już wiedzieli, że zostaliśmy oszukani przez partnera. Taki układ może tworzyć lepsze warunki do współpracy.

To oczywiście modelowa sytuacja, zbliżona do dialogu międzyreligijnego. Podobnie jak w dylemacie więźnia, jeżeli jedna z wiar będzie wybierała dialog i tolerancję, a druga agresywne rugowanie tej pierwszej ze swojego terytorium i stawiała coraz mocniejsze żądania na jej własnym terytorium, to pierwsza, mówiąc językiem teorii gier, przegra. Dopiero kiedy zaczniemy rozpatrywać ten dylemat w systemie ciągłym, okazuje się, że można nawet pozwolić się kilka razy oszukać, jednak w dalszym postępowaniu optymalną strategią jest „coś za coś”, czyli uzyskiwanie wzajemnych ustępstw, bądź wymierzanie restrykcji.

Model nie uwzględnia wielu innych czynników. Wewnętrznej różnorodności świata chrześcijańskiego i islamu. Faktu, że prawa przyznawane jednostkom w demokracjach liberalnych nie mogą zależeć od działań grup w innych częściach świata, ponieważ prawa te są podstawą naszego systemu. Także i tego, że relacje pomiędzy religiami odbywają się na wielu różnych poziomach.

Znalezienie recepty na sukces w dialogu międzyreligijnym nie jest sprawą łatwą. Niemniej jednak dialog, w którym jasno nie bronimy swojego stanowiska, swoich interesów, jest receptą na gwarantowaną porażkę.

 

Udostępnij na
Video signVideo signVideo signVideo sign