9/11 – Czy USA kryją Arabię Saudyjską?

Paul Sperry

Po atakach 11 września 2001 roku podano do publicznej informacji, że Al-Kaida działała sama, bez wsparcia żadnego z państw. Możliwe jednak, że to nie jest prawda.

Biały Dom nigdy nie pozwolił na upublicznienie całej sekcji śledczego raportu Kongresu, dotyczącej „specyficznych źródeł pomocy zagranicznej” dla 19 porywaczy, wśród których 15 było narodowości saudyjskiej. Jest to utrzymywane do dzisiaj w tajemnicy.

Prezydent Bush z niewiadomych powodów ocenzurował 28 całych stron ośmusetstronicowego raportu. Tekst nie został jedynie zaczerniony tu i tam. W tej krytycznej, wciąż brakującej środkowej części raportu, strony są po prostu kompletnie puste, z wyjątkiem linii przerywanych, w których miejscu, jak się szacuje, znajdowało się wcześniej około 7 200 słów (dla porównania ten artykuł zawiera około 1000 słów).

Dwóch kongresmenów, którzy zapoznali się ostatnio ze ocenzurowanym fragmentem raportu, stwierdziło, że są „absolutnie zszokowani” poziomem zaangażowania obcego państwa w ataki.

Ground ZeroWalter Jones (Karolina Północna) i Stephen Lynch (Massachusetts) nie mogą ujawnić narodowości zidentyfikowanej w tym raporcie nie naruszając prawa federalnego. Zaproponowali więc przyjęcie przez Kongres uchwały o wystosowaniu prośby do prezydenta Obamy o ujawnienie całego raportu z 2002 roku noszącego nazwę: “Joint Inquiry Into Intelligence Community Activities Before and After the Terrorist Attacks of September 11, 2001” (Wspólne dochodzenie.w sprawie działalności służb wywiadowczych przed i po atakach terrorystycznych z 11 września 2001).

Niektóre informacje bazujące na dokumentach z dochodzeń FBI i CIA już wyciekły z tajnej części raportu. Wskazują one na Arabię Saudyjską – teoretycznie sojusznika Stanów Zjednoczonych. .

Saudyjczycy zaprzeczają jakoby mieli odgrywać jakąkolwiek rolę w wydarzeniach z 11 września. CIA jednak raportuje w jednej z notatek o znalezieniu niepodważalnych dowodów na to, że oficjalni przedstawiciele rządu Arabii Saudyjskiej – nie tylko zamożni saudyjscy twardogłowi, ale również wysoko postawieni dyplomaci oraz oficerowie wywiadu w służbie królestwa – pomagali porywaczom, zarówno finansowo, jak i logistycznie. Akta wywiadowcze cytowane w raporcie bezpośrednio wskazują na powiązanie saudyjskiej ambasady w Waszyngtonie i konsulatu w Los Angeles z atakami, klasyfikując tym samym wydarzenia z 11 września nie tylko jako akt terroryzmu, ale akt wojny.  

Jeśli te ustalenia zostaną potwierdzone, będzie to dowodem na to, że porywacze byli co najmniej powiązani z kilkoma saudyjskimi urzędnikami i agentami, w czasie przygotowań do ataków już na terenie Stanów Zjednoczonych. W rzeczywistości otrzymali pomoc od saudyjskich VIP-ów z całej Ameryki.

LOS ANGELES: Przedstawiciel konsulatu saudyjskiego zorganizował ekipę, która odebrała dwóch saudyjskich porywaczy, Khalida al-Mihdhara i Nawafa al-Hazmiego, z lotniska w L.A. w roku 2000. Jeden z członków tej ekipy, Omar al-Bayoumi, prawdopodobnie agent wywiadu, opuścił konsulat w Los Angeles i spotkał się z późniejszymi zamachowcami w restauracji. Bayoumi wyjechał z USA dwa miesiące przed atakami, 

SAN DIEGO: Bayoumi wraz z innym podejrzanym saudyjskim agentem, Osamą Bassnanem, zasadniczo zorganizował dla porywaczy ich przyszłą bazę operacyjną w San Diego po opuszczeniu LA. Mieli wynajęte pokoje, oraz telefony, jak również zaaranżowano ich prywatne spotkania z okrytym później złą sławą liderem Al-Kaidy Anwarem al-Awlakim. Miejscem spotkań był ufundowany przez Saudyjczyków meczet, który Al-Awlaki prowadził na pobliskim przedmieściu. Hucznie fetowano również ich przybycie na imprezie powitalnej (Bassnan również uciekł ze Stanów Zjednoczonych na chwilę przed atakami).

WASZYNGTON: Następnie saudyjski ambasador książę Bandar i jego żona, wysłali Bassnanowi czeki na łączną kwotę 130 000 dolarów, w czasie, gdy ten zajmował się porywaczami. Bandarowie twierdzili, że czeki stanowią pomoc finansową dla jego rzekomo chorej żony, jednak pieniądze trafiały w ręce porywaczy.

Inne źródła finansowania Al-Kaidy także pochodziły od Bandara i jego ambasady – było tego tak dużo, że w 2004 roku Riggs Bank of Washington odmówił obsługi Saudyjczyków jako klientów. W następnym roku, z powodu liczby pracowników ambasady, których nazwiska pojawiły się w rezultacie śledztwa w sprawie terroryzmu, Rijad odwołał Bandara ze stanowiska ambasadora.

„Nasze dochodzenie przyczyniło się do wyjazdu ambasadora”, powiedział śledczy, który pracował z Joint Terrorism Task Force (Połączne Siły Antyterrorystyczne) w Waszyngtonie. Bandar jednak twierdził, że wyjechał z „powodów osobistych”.

FALLS CHURCH, VIRGINIA: W 2001 roku Awlaki i porywacze z San Diego pojawili się znowu razem. Tym razem na terenie islamskiego centrum Dar al-Hijarh, w meczecie wybudowanym na terenie Pentagonu za pieniądze ambasady Arabii Saudyjskiej. Mieszkający 5000 km od Waszyngtonu Al-Awlaki został zatrudniony do prowadzenia meczetu. Jako imam meczetu pomógł porywaczom, którzy pojawili się jak na zawołanie u jego drzwi. Pomógł w załatwieniu dla nich mieszkań  i dowodów tożsamości przed atakiem na Pentagon.

Al-Awlaki blisko współpracował z saudyjską ambasadą. Wykładał w saudyjskim islamskim think tanku w Merrifield w stanie Virginia, którego szefem był  Bandar. Saudyjskie programy podróży, które udało mi się pozyskać, pokazują również, że pracował jako oficjalny imam podczas sponsorowanych przez ambasadę Arabii Saudyjskiej wycieczek do Mekki. Najbardziej podejrzane jest jednak to, że Al-Awlaki opuścił Stany Zjednoczone saudyjskim odrzutowcem około roku po wydarzeniach z 11 września.

Jak pisałem już w mojej książce „Infiltracja”, cytując utajnione amerykańskie dokumenty, sponsorowany przez Arabię Saudyjską duchowny został na krótko zatrzymany na lotnisku JFK, a potem  przekazany pod opiekę „przedstawiciela saudyjskiego”. Federalny nakaz aresztowania Al-Awlakiego został w tajemniczy sposób wycofany dnia poprzedniego. W 2011 roku amerykański dron zabił Al-Awlakiego w Jemenie.

HERNDON, VIRGINIA: W przeddzień ataków, wysoki rangą przedstawiciel rządu Arabii Saudyjskiej, Saleh Hussayen, zameldował się w tym samym hotelu Marriott Residence Inn, nieopodal lotniska Dulles, w którym zatrzymało się trzech saudyjskich porywaczy, z grupy, której celem był Pentagon. Hussayen przeniósł się z pobliskiego hotelu, żeby wprowadzić się do tego, w którym mieszkali porywacze. Czy rzeczywiście się z nimi spotkał? FBI nigdy się tego nie dowiedziało. Wypuszczono go, gdy udał atak serca – jak wspomina jeden z agentów Biura. Nazwisko Hussayena nie pojawia się w oddzielnym raporcie komisji ds. 11 września, który oczyszcza z zarzutów Saudyjczyków).

SARASOTA, FLORYDA: Przywódca zamachowców z 11.09  Mohamed Atta oraz inni porywacze, odwiedzili dom Esama Ghazzawiego, saudyjskiego doradcy bratanka króla Fahda. W 2002 roku agenci FBI, którzy prowadzą dochodzenie na temat tych powiązań, dowiedzieli się, że dzienniki gości odwiedzających zamknięte osiedle oraz zdjęcia tablic rejestracyjnych pasują do pojazdów prowadzonych przez porywaczy. Zaledwie dwa tygodnie przed atakami 11 września, luksusowy saudyjski dom został opuszczony. Trzy samochody, w tym nowy Chrysler PT Cruiser, zostały porzucone na podjeździe. Wewnątrz domu pozostały drogie meble.

Demokrata Bob Graham, były senator Florydy, który kierował dochodzeniem w sprawie zamachów, domagał się od FBI akt sprawy z Sarasoty. Nie dostał jednak choćby jednej, nawet gruntownie przeredagowanej strony tego dokumentu. Uważa on, że prawda jest ukrywana.

Czy rząd federalny chroni Saudyjczyków? Agenci zajmujący się tą sprawą mówią, że wielokrotnie odwoływano dalsze śledztwo dotyczące 11 września, kiedy tylko trop prowadził do ambasady Arabii Saudyjskiej. Ambasady, która jak się okazuje miała osobliwy wpływ na odpowiedź Białego Domu i FBI na ataki.

Zaledwie dzień po atakach prezydent Bush spotkał się z saudyjskim ambasadorem w Białym Domu, a FBI ewakuowało ze Stanów Zjednoczonych dziesiątki saudyjskich urzędników państwowych, jak również członków rodziny Osamy Bin Ladena. 13 września 2001 roku książę Bandar poprosił o eskortę bezpośrednio do siedziby FBI – zaledwie kilka godzin po spotkaniu z prezydentem. Bill Doyle, który stracił syna w zamachach na World Trade Center i przewodzi obecnie koalicji rodzin dotkniętych przez wydarzenia 11 września, nazywa utajnianie dowodów przeciwko Arabii Saudyjskiej „kryciem zupełnie nie do uwierzenia”.. Doyle wysłał e-mail do innych rodzin, zachęcając je do skontaktowania się z ich przedstawicielami w Kongresie, żeby skłonić kongresmenów do poparcia rezolucji proponowanej przez Jonesa i Lyncha i przeczytania osobiście  owych ocenzurowanych 28 stron.

Jest to zdumiewające, jednak niewielu jest właściwie członków Kongresu, którzy mieliby chęć przeczytać utajnioną część raportu dotyczącego przecież najważniejszego dochodzenia w historii USA.

To prawda, że nie jest łatwo to uczynić. Przekonanie podkomisji Kongresu do spraw wywiadu, żeby umożliwiła im dostęp do tego materiału, wymagało od Jonesa i Lyncha wielomiesięcznej korespondencji.

Najważniejsze jednak, że poświęcili czas na tę lekturę i naciskają Biały Dom, żeby mogli się z nią zapoznać wszyscy Amerykanie. To nie jest sprawa, która interesuje nas dzisiaj tyle, co zeszłoroczny śnieg. Informacja ta nadal jest istotna. Kontynuacja dochodzenia, dotarcie do samego dna sprawy zagranicznego wsparcia, może pomóc nam zapobiec kolejnemu 11 września.

Jak ostrzegali pełni frustracji autorzy raportu „Joint Inquiry”, w pomijanym aneksie do tego mocno ocenzurowanego dokumentu z 2002 r.: „Sponsorowany przez państwa terroryzm znacznie zwiększa prawdopodobieństwo udanych i bardziej śmiercionośnych ataków na terenie Stanów Zjednoczonych”.

Ich ustalenia muszą zostać upublicznione, nawet jeśli na zawsze zmieni to stosunki amerykańsko-saudyjskie. Jeśli naftowe mocarstwo było zdolne przed kilkunastu laty uderzyć jednocześnie w samo serce naszej gospodarki i w centrum obrony, może być w stanie dokonać podobnie niszczycielskich ataków również dziś.

Członkowie Kongresu, którzy nie chcieli przeczytać całego raportu, powinni pamiętać, że zamachowcy z 11 września nie trafili w czwarty cel: w nich samych.

Tłumaczenie: ZS/pj

Źródło: http://nypost.com/2013/12/15/inside-the-saudi-911-coverup/

——————————–

Paul Sperry jest członkiem Hoover Institution, think-tanku Unwersytetu Stanforda zajmującego się polityką krajową i zagraniczną. Jest autorem książek „Infiltracja” oraz „Muslim Mafia”.

 

Udostępnij na
Video signVideo signVideo signVideo sign