William al Szejk-Speare i palestyńskie Zwoje znad Morza Martwego

Petra Marquardt-Bigman

Zwoje znad Morza Martwego są oczywiście częścią niesłychanie starożytnego palestyńskiego dziedzictwa kulturowego, tak samo jak William al Szejk-Speare był słynnym palestyńskim pisarzem.

Użytkownicy Twittera mają wiele uciechy z powodu najnowszej próby palestyńskiego zawłaszczenia historii żydowskiej, mamy jednak wszelkie powody oczekiwać, że UNESCO ochoczo zatwierdzi to kompletnie żałosne twierdzenie palestyńskie. W końcu, ogłoszenie Zwojów znad Morza Martwego częścią palestyńskiego “dziedzictwa” będzie godnym ciągiem dalszym niedawnej decyzji tej organizacji, w której zadeklarowała ona, że Wzgórze Świątynne jest wyłącznie muzułmańskim miejscem świętym.

Co ciekawe, to nie jest pierwszy raz, kiedy Palestyńczycy zgłaszają roszczenia do Zwojów znad Morza Martwego jako części swojego “dziedzictwa”. W 2009 r. zwoje były wystawione w Royal Ontario Museum w Toronto; Palestyńczycy natychmiast zaprotestowali przeciwko temu “nielegalnemu użyciu zwojów” i udało im się skłonić rząd Jordanii, żeby poprosił Kanadę o zajęcie ich „w próbie utrzymania tych artefaktów poza zasięgiem Izraela”. Według cytowanego doniesienia o tym incydencie „eksperci palestyńscy przyznali, że zwoje są żydowskie, ale twierdzą, że są one także częścią dziedzictwa palestyńskiego, tak samo jak starożytne ruiny rzymskie i bizantyjskie stanowią część ich historii”.

Innymi słowy, gdyby armie muzułmańskich Arabów zdobyły Wielką Brytanię na długo po śmierci Szekspira, moglibyśmy teraz rzeczywiście słyszeć twierdzenia, że jego dzieła są “częścią dziedzictwa palestyńskiego”.

Twierdzenie, że Zwoje znad Morza Martwego są “częścią dziedzictwa palestyńskiego” powinno jednak stanowić prawdziwy dylemat, jeśli “eksperci palestyńscy” nadal “przyznają”, że “zwoje są żydowskie” – w końcu, jak pogodzić to z niekończącymi się twierdzeniami palestyńskimi, że Żydzi są niecnymi kolonialistami europejskimi, którzy rozpaczliwie fałszują znaleziska archeologiczne, by uzurpować sobie starożytny związek z ziemią Izraela? I co zrobić z niewygodnymi faktami, takimi jak to, że “hebrajski jest najczęściej używanym językiem w Zwojach” i że zwoje zawierają “częściowe lub pełne kopie wszystkich ksiąg w Biblii hebrajskiej (poza księgą Estery)”?

No cóż, nie powinno być zbyt trudno przekonać UNESCO do głosowania, że hebrajski w Zwojach znad Morza Martwego w rzeczywistości jest arabskim i że te kopie ksiąg z Biblii hebrajskiej w rzeczywistości są tylko przedpremierowym Koranem. (I może, przy okazji UNESCO mogłaby potwierdzić, że “Szekspir był Arabem o nazwisku Shajk Zubajr”?)

Jeśli zastanawiacie się, jak nisko Palestyńczycy są gotowi upaść, by propagować swoje absurdalne roszczenia do Zwojów znad Morza Martwego, “nagradzany dziennikarz palestyński”, Daoud Kuttab, napisał pomocny artykuł w „Huffington Post” o Dorastaniu w Betlejem z opowieścią o Zwojach znad Morza Martwego, w próbie wzmocnienia żądań palestyńskich w 2009 r., żeby Kanada przejęła zwoje wystawiane wówczas w Toronto. W związku z tym, w poście pod tytułem Zwoje znad Morza Martwego: czyjekolwiek, byle nie żydowskie? podkreśliłam wówczas, że Kuttab był szczególnie wzburzony twierdzeniem izraelskim, że „zwoje nie mają żadnego związku z Jordanią ani z ludnością Jordanii” i był wściekły, że rzecznik izraelskiego ministerstwa spraw zagranicznych, Yigal Palmor, „wysunął niedorzeczne twierdzenie, że rządy Jordanii nad Arabami [na Zachodnim Brzegu] przed 1967 r. były ‘okupacją’”. Innymi słowy, nie ma właściwie znaczenia, czy Zwoje znad Morza Martwego są częścią „ach, jakże starożytnego dziedzictwa” palestyńskiego, czy jordańskiego – wszystko, co się liczy, to zaprzeczenie, że są rzeczywiście „nieodłączną częścią żydowskiego dziedzictwa i żydowskiej religii”.

Jak pisałam wtedy, egocentryzm Kuttaba był wystarczający, by uważał, że roszczenia izraelskie z łatwością można obalić jego wspomnieniami z dzieciństwa, kiedy opowiadano mu o odkryciu pierwszych Zwojów znad Morza Martwego przez beduińskiego pasterza kóz, który poprosił arabskiego szewca, by mu z nich zrobił sandały. Na szczęście szewc zorientował się, że zwoje mogą być cenne (i że będzie mu się opłacało zostać handlarzem antykami); według Kuttaba, zwoje z czasem przeszły do wysokiego duchownego w syryjskim Kościele ortodoksyjnym, który sprzedał je za bajońskie pieniądze. Czy może być lepsza ilustracja głębokiego przywiązania Arabów do tego unikatowego skarbu historycznego?

Najgorszą częścią artykułu Kuttaba jest ta, w której peroruje o tym, jak „Ziemia Święta jest uświęcona dla trzech religii monoteistycznych”, bo jeśli o niego chodzi, najwyraźniej znaczy to, że wyznawcy pierwszej religii monoteistycznej, Żydzi, nie mogą rościć sobie pretensji do niczego jako swojego dziedzictwa. Tak więc Kuttab pomstuje przeciwko „twierdzeniom o wyłączności religijnej” i pisze: „Fragmenty każdej z ksiąg Starego Testamentu znaleziono w kilku jaskiniach, a żadna z nich nie jest ograniczona do wiary żydowskiej, ale stanowią integralną część chrześcijaństwa. Islam także uważa Stary Testament za święty”.

No cóż, panie Kuttab, podsuwam myśl: jeśli islam “także uważa Stary Testament za święty”, może pora, by muzułmanie zaczęli okazywać nieco szacunku wyznawcom Starego Testamentu i dziedzictwu, jakie Żydzi i chrześcijanie stworzyli na długo zanim istniał islam?

Ale może jest to zbyt wygórowane żądanie w czasach, w których UNESCO jest gotowa do promowania muzułmańskiej teologii zastąpienia i pomagania Palestyńczykom w rabowaniu „swojego dziedzictwa” od narodu, którego historia na obszarze między rzeką Jordan a Morzem Śródziemnym rozciąga się wstecz na jakieś trzy tysiące lat.

Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska
Źródło: www.listyznaszegosadu.pl
Petra Marquardt-Bigman – pochodząca z Niemiec publicystka, mieszkająca w Izraelu, z wykształcenia historyk.

 

Udostępnij na
Video signVideo signVideo signVideo sign