W Warszawie mniejszość kurdyjska zebrała się dzisiaj o godzinie 10:00 pod ambasadą amerykańską, by pikietować przeciwko opresji, jakiej Kurdowie doświadczają ze strony terrorystycznego Państwa Islamskiego.
Bezpośrednim impulsem jest sytuacja w Kobane, w Syrii, gdzie trwają ciągłe walki pomiędzy Kurdami a ISIS.
Demonstracje mają miejsce w całej Europie. Mniejszości kurdyjskie są zdesperowane, głodują, wdzierają się do Parlamentu Europejskiego. W Niemczech dochodzi do starć pomiędzy kurdyjskimi mniejszościami a salafitami popierającymi terroryzm i utworzenie na terenie Syrii i Iraku tzw. kalifatu.
Gorzej jest w Turcji, gdzie Kurdowie są wściekli, że Turcja przymyka oczy na masakrę, a nawet oskarżana jest o wspieranie radykalnych ugrupowań islamistycznych. Tam w starciach zginęło 14 osób. Nawet Iran stara się przekonać Turcję do militarnego wkroczenia do Kobane w celu odparcia ISIS.
To nie pierwszy raz, kiedy Kurdowie w obliczu zagrożenia mają wrażenie, że są zostawieni samym sobie przez zachodnich sojuszników. Pamiętają pierwszą wojnę w Zatoce Perskiej, której wczesne zakończenie wystawiło ich na zemstę ze strony Saddama Husajna. A i po I Wojnie Światowej mieli prawo czuć się oszukani, kiedy nie zrealizowano postanowień traktatu pokojowego w Sèvres z 1920, gwarantujących im autonomię a w przyszłości niepodległość.
Obecnie Kurdowie broniący Kobane otrzymują jedynie wsparcie w formie ataków z powietrza przeprowadzanych przez wojska koalicji.
JW