Turecki domek z kart

Caroline B. Glick

Na pierwszy rzut oka premier Turcji Recep Tayyip Erdogan odnosi coraz większe sukcesy. Podczas ostatniej wizyty w Egipcie, Tunezji i Libii witano go jak bohatera. Arabowie przyjęli go entuzjastycznie jako nową twarz w wojnie przeciwko Izraelowi.

Administracja Obamy uważa Turcję za wzór islamskiej demokracji. Nie może nadziękować się Erdoganowi za ostatnią decyzję, zezwalającą NATO na umieszczenie na terytorium Turcji amerykańskiego radaru pracującego w paśmie X, stanowiącego część systemu obrony antyrakietowej. Za przykładem Turcji Stany Zjednoczone krytykują masakry ludności Syrii dokonywane na rozkaz prezydenta Baszara al-Assada.

Według Erdogana administracja Obamy szuka już sposobów na to, by pozostawić bezzałogowe samoloty Predator i Reaper armii tureckiej, kiedy wojska Stanów Zjednoczonych będą opuszczać Irak w najbliższych miesiącach. Turcja potrzebuje ich w wojnie z Kurdami prowadzonej w Iraku oraz wschodniej Anatolii. Administracja Obamy zgodziła się również dostarczyć Turcji trzy helikoptery szturmowe Super Cobra.

Pomimo wyraźnego odcięcia się od podporządkowanej Iranowi Syrii al-Assada, atak Turcji na Kurdów umożliwił jej utrzymanie strategicznego sojuszu z Iranem. W zeszłym miesiącu Erdogan ogłosił, że wojska Turcji i Iranu współpracują, wymieniając się informacjami zdobytymi przez wywiad i przygotowując się do nasilenia wspólnych działań militarnych przeciwko Kurdom w Iraku.

Erdogan jest prawdopodobnie jedynym na świecie przywódcą, który odbył dłuższe spotkania w przyjacielskiej atmosferze zarówno z prezydentem Iranu Mahmudem Ahmadinedżadem, jak i prezydentem USA Barackiem Obamą podczas szczytu ONZ w zeszłym miesiącu.

Następna kwestia to Bałkany. Po wygraniu w czerwcu wyborów parlamentarnych po raz trzeci, Erdogan wysłał ministra spraw zagranicznych Ahmeta Davutoglu do Kosowa, Bośni i Rumunii, aby prowadził tam „dyplomację meczetową” według określenia samych Turków.

Rząd Erdogana od kilku lat nie szczędzi pomocy Bośni i uważa się za „neo-osmańskiego” strażnika dawnych posiadłości imperium osmańskiego.

Nawet grożenie przez Erdogana wojną wydaje się opłacać. Słowne ataki na Izrael zyskały mu  szacunek i podziw w całym świecie arabskim. Groźby pod adresem Cypru badającego złoża gazu u swoich wybrzeży sprawiły, że cypryjski prezydent Demetris Christofias ogłosił na Zgromadzeniu Ogólnym ONZ, że Cypr podzieli się zyskami z wydobycia gazu z okupowanym przez Turków Cyprem Północnym.

Christofias oświadczył, że Cypr postąpi tak nawet w przypadku braku umowy zjednoczeniowej z nielegalnie okupowaną przez Turcje północą. Ponadto wskutek wywieranych przez Turcję nacisków, Cypr zgodził się zintensyfikować negocjacje w sprawie ponownego zjednoczenia prowadzone z kontrolowanym przez Turcję marionetkowym rządem północnej części wyspy. Zgodnie z ustaleniami rozmowy te miały rozpocząć się w Nikozji w zeszły wtorek.

Kolejną kwestią jest turecka gospodarka.

Na pierwszy rzut oka wydaje się, że asertywna polityka zagraniczna Turcji możliwa jest dzięki jej imponującemu wzrostowi gospodarczemu.

Według tureckiego urzędu statystycznego, w drugim kwartale tego roku turecka gospodarka odnotowała wzrost o 8,8%, co znacznie przewyższyło oczekiwania. W zeszłym roku wzrost gospodarczy Turcji wyniósł 9%. Dzięki tak imponującym danym, Erdogan może na pozór wiarygodnie przekonywać takie państwa jak Egipt, że wzbogacą się dzięki strategicznemu partnerstwu z Turcją.

Dla Izraelczyków osiągnięcia te stanowią powód do niepokoju. Ponieważ Turcja umacnia swoją pozycję w regionie w znacznej mierze dzięki jawnie agresywnej postawie wobec Izraela, wielu obserwatorów uważa, że Izrael musi zrobić wszystko co w jego mocy, aby naprawić stosunki z Turcją. Twierdzą, że zwyczajnie nie może sobie pozwolić na wrogość państwa tureckiego.

Gdyby pozycja Turcji była tak silna, jak wskazują na to stereotypowe przekonania, być może ci komentatorzy i politycy mieliby rację. Jednak w rzeczywistości sytuacja Turcji bardzo różni się od tego powierzchownego wizerunku.
Agresywna, „objazdowa” polityka zagraniczna Ankary zjednuje jej niewielu przyjaciół.

Groźba Erdogana dotycząca zamrożenia przez Turcję stosunków z Unią Europejską, jeżeli ta przekaże zgodnie z planem rotacyjną prezydencję Cyprowi w lipcu przyszłego roku, przyniosła skutek odwrotny od zamierzonego.
Przywódcy państw europejskich niezwłocznie skrytykowali i oddalali groźby Erdogana, wyrażając przy tym swą irytację. Niemcy i Francja głośno wyraziły też krytykę dla agresywnej postawy Turcji wobec Izraela.

Jeśli chodzi o Cypr, wciąż nasilające się groźby i ataki Turcji na plany wydobywania gazu przez to państwo zirytowały zarówno Unię Europejską, jak i Rosję. Ponieważ Cypr należy do Unii Europejskiej, wydobywany przez niego gaz ostatecznie przyniesie korzyść odbiorcom w całej Unii, którzy są obecnie uzależnieni od rosyjskich dostawców oraz tureckich rurociągów.

Rosja oświadczyła, że będzie bronić Cypru przed zagrożeniem ze strony Turcji.

Rosja jest też poirytowana tureckimi umizgami względem krajów bałkańskich. Nie widzi też powodów, dla których należałoby pozwolić Turcji panoszyć się na Cyprze. Gdyby Ankara odniosła tu sukces, wzmocniłoby to atrakcyjność Turcji na Bałkanach oraz wśród mniejszości tureckich w Rosji.

I tak doszliśmy w końcu do kwestii muzułmańskiej. Pomimo zapewnień Erdogana o przyjaźni z Iranem, nie jest oczywiste, że sojusz ten ma tak bezproblemowy charakter, jak twierdzi turecki premier. Irańczycy są zaniepokojeni dominacją Turcji na Bliskim Wschodzie oraz poirytowani jej groźbami pod adresem Syrii.

Tak naprawdę jeśli al-Assad przetrwa trwającą obecnie burzę i pozostanie u władzy, będzie w niemałym stopniu zawdzięczał swoje ocalenie Turcji. Od wybuchu zamieszek wiosną Turcja powstrzymuje Waszyngton przed podjęciem zdecydowanych działań mających na celu obalenie syryjskiego dyktatora. Gdyby jej się to nie udało, możliwe, że Stany Zjednoczone i Europa podjęłyby szybkie działania wpierające syryjską opozycję.

Bez względu na to, czy al-Assad pozostanie przy władzy, czy zostanie obalony, wątpliwe, żeby odczuwał wdzięczność wobec Erdogana. Prawdopodobnie raczej potępi go za zdradę. Jeżeli al-Assad zostanie obalony, Kurdowie z Syrii będą mogli z łatwością utworzyć sojusz ze swymi braćmi w Turcji, Iraku i Iranie, z poważnym uszczerbkiem dla interesów Turcji.

Od czasu obalenia prezydenta Egiptu Hosniego Mubaraka w lutym, Turcja usiłuje zawrzeć sojusz z egipskim Bractwem Muzułmańskim. Ankara przekazała ponoć miliony dolarów na rzecz tego ugrupowania islamistycznego. Oczywiście nadal wspiera też Hamas i Hezbollah.

Jednak pomimo tych wszystkich wysiłków Bractwo Muzułmańskie ostro zganiło Erdogana podczas jego wizyty w Egipcie. Przywódca Bractwa Essam el-Erian odrzucił wezwanie Erdogana, by Egipt przyjął turecki model islamskiej demokracji, uznając że jest on zbyt świecki dla Egiptu.

Co się tyczy tureckiej gospodarki, z bliższej analizy danych finansowych wynika, że prężny wzrost gospodarczy kraj ten zawdzięcza bańce kredytowej, która lada chwila pęknie. Według analityka Citicorp cytowanego w „The Wall Street Journal”, cały swój wzrost gospodarczy Turcja zawdzięcza jedynie popytowi na rynku wewnętrznym.

Z kolei ów popyt wewnętrzny wynika z tego, iż przed czerwcowymi wyborami rząd obdarowywał społeczeństwo bezpłatnymi w zasadzie pożyczkami. Pożyczki te są finansowane z kredytów, które rząd zaciąga za granicą.
Deficyt w obrotach bieżących Turcji wynosi niemal 9% PKB. Grecja przeżywająca kryzys zadłużenia odnotowuje deficyt w obrotach bieżących wynoszący 10%.

Analitycy przewidują, że w ciągu roku deficyt Turcji przerośnie deficyt Grecji. Być może Unia Europejska wyciągnie w końcu Grecję z kłopotów finansowych, jednak Turcja nie może liczyć na czyjąkolwiek pomoc. W rezultacie cały ten domek z kart jakim jest turecka gospodarka może bardzo szybko się rozpaść.

Trudno zrozumieć, dlaczego Erdogan zachowuje się tak, jak się zachowuje, zważywszy na kiepską sytuację, w jakiej się znajduje się on sam i cały kraj. Możliwe, że oszalał.

Możliwe, że jest tak odizolowany od krytycznych głosów, że nie zdaje sobie sprawy z realiów tureckiej gospodarki lub z konsekwencji swojej agresywnej postawy.

Może ma nadzieje, że uda mu się powiązać kryzys w polityce zagranicznej ze zbliżającym się kryzysem gospodarczym w Turcji, tak aby winą za kryzys gospodarczy obarczyć kryzys w polityce zagranicznej.

A może sądzi, że wsparcie Stanów Zjednoczonych uchroni go przed skutkami własnych działań.

Bez względu na to, jakie są motywy działań Turcji, oczywiste jest, że Ankara przeszarżowała. Jej groźby pod adresem Izraela i Cypru są gołosłowne. Jej szanse na to, by stać się potęgą w regionie, słabną.

Jedyną rzeczą, która rzeczywiście powinna niepokoić Izrael, jest niezmienna uporczywość, z jaką Stany Zjednoczone prezentują Turcję jako wzorowego sprzymierzeńca w świecie islamu. W głównej mierze to właśnie wsparcie Stanów Zjednoczonych dla Turcji sprawia, że Erdogan stanowi zagrożenie dla państwa żydowskiego oraz całego regionu.(rol)

Tłum.: ACH

http://www.carolineglick.com/e/2011/10/turkeys-house-of-cards.php

 

Udostępnij na
Video signVideo signVideo signVideo sign