Komentarz

Prawdziwy problem z przemocą wobec bluźnierców

Salman Rushdie (zdj. Wikimedia)
Salman Rushdie (zdj. Wikimedia)

Od pierwszej fatwy ogłoszonej w sprawie Salmana Rushdiego do czasów współczesnych trwa walka z próbą ograniczenia wolności słowa przez islamskich ekstremistów używających do tego zarzutu bluźnierstwa.

Podczas gdy Rada Praw Człowieka ONZ głosuje za rezolucją potępiającą palenie Koranu i wzywa do narzucenia islamskiej wrażliwości religijnej reszcie świata, ekspert ds. radykalizacji Liam Duffy publikuje raport dotyczący ataków na osoby określane mianem bluźniercy.

Wydany przez Counter Extremism Project dokument wylicza 71 skutecznych ataków, spisków i kampanii gróźb przeciwko jednostkom i instytucjom, które zostały oskarżone o znieważenie islamu lub proroka Mahometa.

Samych zbrodni związanych z publikacją „Szatańskich Wersetów” jest niemało. Duffy wymienia palenie książek w Bradford, podpalenie księgarni w Londynie, ataki na promotorów książki w Japonii, Norwegii i we Włoszech, 35 osób spalonych w hotelu w tureckim Sivas, gdzie mieszkał tłumacz, zadźganie na śmierć tłumacza książki w Japonii, aż po ostatni atak nożownika na Rushdiego na targach literackich w Nowym Jorku.

„Prawdziwą historią przemocy wobec bluźnierców jest każda książka nigdy nie napisana, każdy obraz nigdy nie namalowany, każda krytyka religii nigdy nie wyrażona i każde historyczne śledztwo nigdy nie przeprowadzone”

Poza tym wśród głównych ataków na wolność słowa można wymienić zamordowanie Theo Van Gogha za film „Submission”, śmierć 200 osób w zamieszkach na całym świecie po opublikowaniu karykatur Mahometa w duńskim dzienniku „Jyllands-Posten”.

Ataki pod zarzutem bluźnierstwa prowokowane są przez różne kręgi, od tych wywołanych wykładem papieża Benedykta XVI, po te sprowokowane pojawieniem się proroka Mahometa w kreskówce „South Park”. Celem osób pałających chęcią zemsty byli autorzy słów, rysunków, ale też i osoby postronne identyfikowane z Zachodem, jak księża i zakonnice po wypowiedzi Benedykta XVI czy ambasady państw europejskich. Pełna lista zamachów dostępna jest w raporcie.

Duffy jednak nie kończy na wymienianiu ataków i wskazywaniu palcem sprawców. Próbuje odpowiedzieć na pytanie o logikę, która stoi za przemocą w imieniu obrony godności islamu i proroka. Zauważa, że przekraczanie muzułmańskiego tabu ma większy potencjał tworzenia podziałów społecznych niż niesprowokowane i wymierzone w losowe osoby ataki terrorystyczne ISIS w okolicach roku 2015. Celem tych drugich było wywołanie odwetu na muzułmanach i doprowadzenie do podziału społeczeństwa, zlikwidowanie szarej strefy. To jednak się nie wydarzyło, głównie dzięki dojrzałości zachodnich społeczeństw.

Natomiast bluźnierstwa są bardzo szybko zagospodarowywane przez radykałów i islamistów, którzy podkreślają wrogość Zachodu wobec muzułmanów, a także dopuszczają pewne wytłumaczenia dla aktów agresji. Tu autor podaje przykład „Charlie Hebdo”, gdzie po zamachu na redakcję wiele osób okazywało solidarność – „Je suis Charlie” – ale nauczyciele informowali, że trudno było im utrzymać kontrolę w klasach, gdy chciano oddać szacunek pomordowanym, wobec protestów muzułmańskich uczniów.

Nastroje młodzieży muzułmańskiej wobec bluźnierców są negatywne. Ponad jedna czwarta ankietowanych młodych muzułmanów francuskich nie potępiłaby ataków na „Charlie Hebdo”, podobna grupa ich brytyjskich rówieśników sympatyzowałaby z motywacją sprawców. Nawet jeżeli jest to mniejszość populacji, to jednak jest to duże poparcie dla przemocy w przypadku bluźnierstwa.

Zdaniem Duffy’ego przemoc skierowana do przypadkowych osób, taka jak w przypadku ataków w Paryżu czy Brukseli, będzie odgrywać mniejsze znaczenie. Celami mogą wciąż jednak pozostawać bluźniercy, a nawet politycy czy publicyści uznawani za islamofobicznych.

Niebezpieczne jest to, że Zachód ostatecznie internalizuje logikę fatwy, jak pisał brytyjski pisarz i wykładowca Kenan Malik. Europa i Stany Zjednoczone stają się coraz bardziej wrażliwe na uczucia religijne muzułmanów, a właściwie na własną percepcję tego, co mogłoby je urazić. Sami rezygnujemy z tematów kontrowersyjnych czy budzących niepokoje społeczne, jak chociażby cenzurując szyicki film „Pani niebios” o Aiszy, żonie Mahometa, który oburzył sunnitów czy zwolnienie profesor, która pokazała na wykładach średniowieczne obrazy ukazujące proroka islamu.

Paradoksem jest jednak to, że im bardziej ulega się oczekiwaniom oburzonych muzułmanów, tym bardziej obniża się poprzeczka i więcej rzeczy traktowanych jest jako skrajne i bluźniercze, więc ostatecznie przemoc narasta.

Liam Duffy podsumowując raport zwraca uwagę na inny, mało widoczny skutek przemocy wobec bluźnierców, którym nie są same akty agresji opisane w raporcie: „Prawdziwą historią przemocy wobec bluźnierców jest każda książka nigdy nie napisana, każdy obraz nigdy nie namalowany, każda krytyka religii nigdy nie wyrażona i każde historyczne śledztwo nigdy nie przeprowadzone”.

Oprac. Jan Wójcik

Przeczytaj także:

Upuszczony Koran, opuszczeni uczniowie

Udostępnij na
Video signVideo signVideo signVideo sign
Avatar photo

Liam Duffy

Autor jest badaczem, prelegentem i szkoleniowcem w zakresie antyterroryzmu w Londynie.

Inne artykuły autora:

Dżihadyści z Zachodu a ludobójstwo Jazydów

Francuska lewica przeciwko islamizmowi

Macron ma rację w kwestii islamizmu