Wiadomość

Francuska lewica przeciwko islamizmowi

Demonstracja feministycznej organizacji "Ni Putes Ni Soumises" założonej w odpowiedzi na przemoc wobec kobiet wśród muzułmanów we Francji. (zdj. NPNS)
Demonstracja feministycznej organizacji "Ni Putes NI Soumises" założonej w odpowiedzi na przemoc wobec kobiet wśród muzułmanów we Francji. (zdj. NPNS)

O tym, jak błędnie interpretuje się politykę Macrona w kwestii islamistycznego separatyzmu – jako cyniczną grę, a nie próbę poradzenia sobie z problemem, pisze ekspert ds. terroryzmu Liam Duffy.

Autor pokazuje też, jak działa przeciwko islamizmowi francuska lewica , co jest ewenementem w Europie. Oto fragmenty tekstu.

„To miał to być punkt zwrotny w kwestii naszych reakcji na brutalny islamizm. Mija właśnie sześć lat, odkąd ponad milion ludzi przemaszerowało ulicami Paryża wymachując plakatami „Je Suis Charlie” – manifestując bunt, który rozległ się echem na całym świecie, przeciwko rzezi satyryków dokonanej przez dwóch braci dżihadystów.

Dziś, kiedy większość krajów zachodnich reaguje na dżihadystyczny terror obskurantyzmem i zaprzeczeniem, wygląda na to, że Charliem było znacznie mniej ludzi, niż krzyczało „Je suis Charlie”. Nie dotyczy to Francji, która w większości popiera decyzję prezydenta Macrona o konfrontacji z ruchem islamistycznym. W jednym z sondaży pod koniec ubiegłego roku oszałamiające 79% obywateli Francji zgodziło się, że „islamizm wypowiedział wojnę Republice Francuskiej”.

Prawda jest taka, że impet do walki z islamizmem pochodzi we Francji nie z prawicy, ale z lewicy.

Według krytyków Macrona jego twarde stanowisko w tej kwestii było cynicznym manewrem mającym na celu zmniejszenie prawicowego zagrożenia wyborczego ze strony Marine Le Pen i jej partii. Takie podejście ignoruje jednak zagrożenie, jakie islamizm stanowi dla Francji. Jest to także błędna interpretacja tego, kto właściwie steruje debatą na temat ekstremizmu. Prawda jest taka, że impet do walki z islamizmem pochodzi nie z prawicy, ale z lewicy.

Ta zmiana nie nastąpiła z dnia na dzień. W 2002 roku, po serii głośnych gwałtów zbiorowych powstał lewicowy kolektyw feministyczny Ni Putes Ni Soumises (Ani dziwki, ani uległe). Wkrótce organizacja stała się aktywnym orędownikiem walki z mizoginią i przemocą wobec kobiet. Aktywistki były jednak szczególnie zaniepokojone upoważnieniem przez władze francuskie ugrupowań islamistycznych i salafickich do walki ze społecznymi problemami, takimi jak narkotyki i przestępczość. Dla feministek kulminacją tych problemów była islamistyczna kultura represji seksualnych, mizoginii i ekstremizmu.

Podjęto słynną próbę w gminie Trappes, około 30 km od Paryża, gdzie społeczność salafitów została zaangażowana do odciągania młodzieży od przestępczości i chuligaństwa. Pewien mieszkaniec entuzjastycznie to opisał: „Cóż to była za ulga, widzieć że młodzież wróciła do religijności”. Jednakże w 2013 roku stało się jasne, że eksperyment z salafitami jednak się nie powiódł. W miejscowości doszło do zamieszek na tle religijnym, a gmina ustanowiła haniebny rekord kraju, wysyłając 80 rekrutów – dżihadystów do Syrii. W tym samym czasie grupa Ni Putes Ni Soumises została potępiona za „islamofobię”. Jednak jak pokazały zamieszki, ostrzeżenia feministek były słuszne.

Pełny artykuł Liama Duffy’ego na Unherd

Tłumaczenie Gabbie Batyn

Polecamy również tekst o sytuacji kobiet odchodzących od islamu.

 

Udostępnij na
Video signVideo signVideo signVideo sign

Liam Duffy

Autor jest badaczem, prelegentem i szkoleniowcem w zakresie antyterroryzmu w Londynie.

Inne artykuły autora:

Prawdziwy problem z przemocą wobec bluźnierców

Dżihadyści z Zachodu a ludobójstwo Jazydów

Macron ma rację w kwestii islamizmu