David Kirkpatrick
*****
Poniższy artykuł, opublikowany w „New York Times”, zamieszczamy jako przykład stylu myślenia, charakterystycznego dziś dla głownych amerykańskich mediów, w większości politycznie poprawnych. Do tekstu Kirkpatricka odniósł się krytycznie między innymi Barry Rubin.(red)
http://euroislam.pl/index.php/2012/01/islamizm-rewolucja-i-taktyka-salami/
* * *
Zdaniem szejka Abdela Moneim el-Szahata, przywódcy egipskich salafitów, plany Bractwa Muzułmańskiego, żeby wprowadzić jedynie ogólne zasady islamskiego prawa, pozwalają na zbyt wiele wolności.
Ultrakonserwatywni salafici zdobyli drugie po Bractwie miejsce w egipskich wyborach parlamentarnych. Wraz ze swoimi koalicjantami domagają się ostrych ograniczeń w kwestii nastawionych na zysk pożyczek, alkoholu i „nierządu” oraz tradycyjnych islamskich kar cielesnych, takich jak kamienowanie za cudzołóstwo. „Chcę powiedzieć: prawa obywatelskie ograniczone islamskim szariatem, wolność ograniczona islamskim szariatem, równość ograniczona islamskim szariatem” oświadczył el-Szahat w publicznej debacie. „To szariat jest obowiązkowy, a nie tylko zasady wolności, sprawiedliwości czy inne”.
Nieoczekiwany sukces wyborczy salafitów – którzy według dotychczasowych wyników zdobyli 24,4% głosów w pierwszej rundzie wyborów, a wyprzedziła ich jedynie Partia Wolności i Sprawiedliwości Bractwa Muzułmańskiego (36,6%) – napawa egipskich liberałów trwogą i jest solą w oku Zachodu. Ich siła jest również wyzwaniem dla Bractwa, ponieważ zostało ono zmuszone do podjęcia debaty „islamiści kontra islamiści” w kwestii zastosowania islamskiego prawa w obiecywanej w Egipcie demokracji. Jest to sytuacja, której BM dotychczas unikało jak ognia.
„Salafici pragną tej przemiany już teraz, podczas gdy Bractwo nie”, powiedział Shadi Hamid, naukowiec z „Brookings Doha Center”, katarskiego projektu amerykańskiej organizacji badawczej „Brookings Institution”. „Bractwo nie chce teraz rozmawiać o islamskim prawie, ponieważ mają inne priorytety”, powiedział Hamid. „Jednak salafici będą nalegać na umieszczenie religii w centrum debaty, co trudno będzie Bractwu zignorować”.
Bractwo Muzułmańskie, które 80 lat temu stworzyło ruch islamistyczny, jest zasadniczo misjonarskim przedsięwzięciem klasy średniej, któremu nie przewodzą duchowni, lecz lekarze, prawnicy i inni fachowcy. Od dawna oddolnie próbowali oni zbudować bardziej ortodoksyjne społeczeństwo islamskie, do każdej osoby czy rodziny podchodząc indywidualnie. Po długiej walce w cieniu rządów prezydenta Hosiniego Mubaraka jego przywódcy próbowali uniknąć potencjalnie dzielących tematów w kwestii szczegółów islamskiego prawodawstwa, ponieważ mogłoby to zostać odebrane jako sygnał alarmowy, ostrzegający przed przejęciem władzy przez islamistów. Jednak unikanie tematu potwierdziło dawne podejrzenia wysuwane nawet przez zaprzyjaźnionych z nimi islamistów, że Bractwu za bardzo chodzi o władzę.
Salafici są nowymi graczami na scenie politycznej, ruchem dowodzą przywódcy duchowi z długimi brodami zapuszczanymi na modłę Mahometa. Wielu z nich wzdraga się na myśl o koedukacji, nie podaje rąk kobietom, nie wspominając już nawet o braniu pod uwagę możliwości udziału kobiet w życiu politycznym. Chociaż zgodnie z formalnymi wymogami w ich partiach figurują kobiety, to na ich plakatach wyborczych widnieją raczej kwiatki, a nie kobiece twarze. Chociaż salaficka ideologia dla wielu Egipcjan jest zbyt skrajna i anachroniczna, to nawet przeciwnicy ich purytańskiej dyscypliny potwierdzają autentyczność i spójność ruchu.
Po wyborach Partia Wolności i Sprawiedliwości Bractwa Muzułmańskiego ogłosiła, że nie zamierza tworzyć z salafitami koalicji, a niektórzy politycy skończyli z trwającą od kilku miesięcy powściągliwością w słowach. W powyborczym wywiadzie Dina Zakaria, rzeczniczka partii, drwiła z salafitów, którzy odmawiają kobietom ważnych ról w swoich partiach i nie drukują ich wizerunków na plakatach. „Nie jesteśmy za stagnacją”, powiedziała, podkreślając, że partia Bractwa preferuje ewolucyjne podejście do islamu, zgodnie z którym kobiety same mogą wybrać swoją rolę (podczas kampanii wyborczej kandydatki z tej partii przytaczały historie kobiet, które brały udział w bitwach u boku Mahometa).
Dyskusje te mogą jednak naruszyć cienką linię, po której Bractwo starało się stąpać. W oświadczeniach publicznych przywódcy partii woleli koncentrować się na szerszych aspektach tożsamości muzułmańskiej oraz na bardziej przyziemnych i palących troskach swych wyborców. Na wiecach wyborczych czasami wydawali się zwracać do obu grup wyborczych jednocześnie – w tym samym przemówieniu brzmieli czasem jak salafici, by chwilę później wychwalać zalety umiarkowania.
„Głosowanie na islamistów jest religijnym obowiązkiem”, powiedział islamski badacz Sayed Abdel Karim na wiecu wyborczym w Gizie, nawołując do wprowadzenia „rządów Allacha, a nie rządów ludzi”. „Ożywienie się islamskiego ducha w naszym regionie jest bezpośrednim zagrożeniem dla Izraela, przyszłości zachodniej cywilizacji, Europy i Ameryki”, powiedział zapewniając, że „wrogie media” już mówią, iż „kto kocha Żydów, Amerykę i Europę, powinien zrobić co w jego mocy, by islamski duch pozostał w uśpieniu. Popatrzcie tylko na ten spisek!”.
Jednak już chwilę później główny kandydat z listy partii, Essam el-Erian, oświadczył, że partia wierzy wyłącznie w jednakowe prawa obywatelskie dla wszystkich, chrześcijanie i muzułmanie powinni cieszyć się równymi prawami jako „synowie narodu” w neutralnym wyznaniowo państwie, a konstytucja powinna gwarantować swobodę wypowiedzi. Zapewnił też, że Egipt będzie utrzymywał ciepłe relacje z każdym krajem, który będzie szanował jego „niezależność i kulturę”. (Przywódcy Bractwa oświadczyli, że popierają zachowanie postanowień traktatu pokojowego z Camp David z 1979 roku, ewentualnie z drobnymi poprawkami, podczas gdy salafici mówią o poddaniu go głosowaniu w narodowym referendum).
„Religia w Egipcie nosi szczególne cechy” powiedział Erian. „Jest tolerancyjna i umiarkowana”. Przywódcy partii Bractwa publicznie zobowiązali się chronić prawa jednostki. Zgodnie też wypowiadają się przeciwko pomysłom szybkich zmian za sprawą przymusu prawnego, na rzecz prywatnych wysiłków prowadzących do stopniowej przemiany. W przeciwieństwie do salafitów nie mówili nic o regulacji rozrywki i sztuki, pracy ani ubioru kobiet, czy nawet treściach religijnych w edukacji publicznej. Partia opowiada się nawet za zmniejszeniem roli państwa, by ograniczyć korupcję i zliberalizować gospodarkę. Bractwo namawia do zmian w egipskim społeczeństwie na podstawie własnego przykładu. W kulturze widzieliby „autocenzurę” namawiając artystów i pisarzy do podpisania dobrowolnego „kodeksu etycznego”. Tymczasem rząd wspierałby muzykę, filmy i inne dziedziny sztuki, które wychwalają wartości religijne i rodzinne. W kwestiach społecznych partia zamierza zinstytucjonalizować obowiązkową dla muzułmanów jałmużnę zwaną zakat poprzez zbieranie 2,5% podatku dochodowego od wszystkich muzułmanów. Uzyskane w ten sposób fundusze rząd przekaże akredytowanym organizacjom islamskim, co zachęci je do zakładania własnych szkół religijnych i szpitali. Aby zachęcić kobiety do pełnienia tradycyjnych ról płciowych, partia promować chce wartości rodzinne w przemyśle rozrywkowym oraz dofinansowywać lokalne instytucje towarzyskie i doradztwo małżeńskie. „Czy cokolwiek wskazuje na to, żeby nasza partia miała wprowadzać jakiekolwiek prawo w kwestiach moralnych?”, pytał Erian, ubiegający się o mandat poselski w Gizie.
Każda większa partia w Egipcie – liberalna czy islamistyczna – opowiada się za zachowaniem w konstytucji sformułowania, że islam jest źródłem egipskiego prawa. Jednak konkurujące ze sobą ugrupowania islamskie mają różne pomysły na „ożywienie” tego zapisu.
Najliberalniejsi – na przykład byli członkowie Bractwa, zrzeszeni obecnie w Partii Centrowej oraz kandydat na prezydenta Abdel Moneim Aboul Fotouh, który również wyłamał się z szeregów Bractwa – opowiadają się zasadniczo za świeckim i liberalnym państwem twierdząc, że rząd nie powinien zajmować się interpretowaniem islamu. Z drugiej strony salafici są zdania, że specjalna rada badaczy religijnych powinna doradzać parlamentowi i weryfikować zgodność prawa z szariatem. Bractwo Muzułmańskie miało podobny pomysł jeszcze kilka lat temu. Jednak tego roku Partia Wolności i Sprawiedliwości poszukuje środkowej drogi. Chce, żeby egipski Sąd Najwyższy wydawał wyroki zgodne z szariatem. Zasadniczo jest to jednak jedynie puste stwierdzenie, ponieważ sądy miały tę możliwość jeszcze za czasów Mubaraka, a tymczasem sądownictwo jest bastionem liberalizmu, którego poglądy na temat islamskiego prawa są, łagodnie mówiąc, elastyczne. Pomysł „nadzoru ‘religijnych badaczy’ nad życiem politycznym jest nie do przyjęcia”, powiedział Mohamed Beltagy, jeden z liderów Bractwa. „Nikt nie ma prawa wypowiadać się w imieniu nieba i religii. Nie akceptujemy tyranii w imię religii tak samo, jak nie akceptujemy tyranii w imieniu wojska”.(es)
Tłumaczenie Geko na podstawie http://www.nytimes.com