Ci wahabiccy kaznodzieje, działający na uboczu społeczności islamskich, z pewnością odegrali istotną rolę w radykalizacji muzułmańskiej młodzieży w Wielkiej Brytanii. Niemniej jednak to Azhar, pakistański duchowny, jako pierwszy zasiał ziarno współczesnego wojowniczego dżihadu na Wyspach, a dokonał tego za pośrednictwem południowo-azjatyckich meczetów należących do sunnickiego ruchu Deobandi.
Deobandi kontrolują ponad 40% brytyjskich meczetów i kształcą większość mieszkających w Wielkiej Brytanii duchownych. Wywodzą się z sunnickiego seminarium duchownego założonego w XIX w. w miejscowości Deoband, w północnych Indiach. Dziś jest to ruch zróżnicowany – początkowo w Indiach wydał fatwę przeciwko terroryzmowi, współcześnie jednak niektóre madrasy w Pakistanie propagują ideologię dżihadystyczną.
Powiązania między brytyjskimi Deobandi a Masoodem Azharem wyszły na jaw w grudniu 1999 r. Wtedy to porwano samolot linii Indian Airlines i wylądowano nim w Kandaharze, w Afganistanie. Porwani zakładnicy zostali wymienieni na uwięzionego w Indiach Azhara oraz dwóch powiązanych z nim dżihadystów. Jednym z nich był 26-letni student z Londynu, Ahmed Omar Saeed.
Gdy trzej dżihadyści zostali uwolnieni, Azhar założył własne ugrupowanie bojówkarzy, Jaish-e-Mohammed. Saeed z kolei w 2002 roku brał udział w porwaniu i zamordowaniu dziennikarza „Wall Street Journal”, Daniela Paerla w Pakistanie.
Jedną z pierwszych zrekrutowanych przez Azhara osób był Mohammed Bilal z Birmingham. Bilal wysadził się w grudniu 2000 r. przed koszarami wojskowymi w Srinagarze (Indie), zabijając sześciu żołnierzy i trzech studentów.
Kolejną istotną konsekwencją powiązań Masooda Azhara było założenie obozu szkoleniowego i dostarczenie logistycznego wsparcia dla brytyjskich muzułmanów przygotowujących się do ataków w Wielkiej Brytanii. Zamachy z 7 lipca 2005 r., 21 lipca 2005 r. i próba przemycenia płynnej bomby na pokład linii transatlantyckich linii lotniczych w 2006 r., były kierowane przez Rashida Raufa, dżihadystę z Birmingham, wżenionego w rodzinę Azhara w Pakistanie.
Nie do końca znane są relacje pomiędzy Azharem a brytyjskimi Deobandi po tym, jak kaznodzieja zaangażował się we współpracę z Al-Kaidą. Aimsen Dean, były członek Al-Kaidy, zrekrutowany przez brytyjski wywiad w 1998 r., gdy zaczął żywić wątpliwości wobec planów bin Ladena, może rzucić więcej światła na sprawę. Dean – już jako agent MI5 – podtrzymywał przez osiem lat kontakt z Al-Kaidą w kontrolowanym przez Talibów Afganistanie. „Przed 11 września nie było wątpliwości, że Deobandi całkowicie popierali Talibów w Afganistanie” – wyjaśnił. Talibowie, tacy jak Azhar, uważali się za Deobandi.
„Nawet po 11 września wiele meczetów, kierując się solidarnością, uparcie popierało Talibów” – tłumaczy Dean. On sam nie nawoływał do dżihadu z mównicy. Zamiast tego dawał wykłady na niewinny temat islamskiej historii. Dzięki tym wystąpieniom Dean nawiązał kontakt z sympatykami dżihadu, którzy zapraszali go na spotkania w prywatnych domach. Działania podjęte od czasu swojej przemiany, gdy z dżihadysty stał się brytyjskim szpiegiem, Dean opisuje jako największy atut Zachodu w walce z wojującym islamem.
Kolejną osobą, która odegrała istotną rolę w propagowaniu dżihadu w Wielkiej Brytanii, był kaznodzieja z Manchesteru, dr Khalid Mehmood, związany z Masoodem Azharem jeszcze przed 1993 r. Mehmood był jednym z mówców w trakcie spotkania Harkat-ul-Mujahideen w Pakistanie, w 1991 r. Jak sam mówi, pojawił się tam, żeby omawiać kwestie teologiczne i w żadnym stopniu nie zgadzał się na akty terroryzmu i przemocy.
Podobnie jak w przypadku innych uczonych z ramienia Deobandi, Mehmood przestał pojawiać się w czasopiśmie Azhara na długo przed 11 września. Wciąż jednak publikowano jego teksty w gazecie należącej do Sipah-e-Sahaba, ugrupowania
dpowiedzialnego za mordowanie szyitów i innych mniejszości religijnych w Pakistanie. Według doniesień BBC, Mehmood przemawiał na jednej z konferencji w Szkocji, na której obecny był również lider Sipah-e-Sahaba, Azam Tariq.
Wpływy skrajnie prawicowych, polityczno-religijnych ruchów pakistańskich, są wciąż obecne w szeregach Deobandi w Wielkiej Brytanii. Wielu wiernych prezentuje umiarkowane poglądy, nie mają oni jednak dużej władzy w instytucjach islamskich. Walka o wpływy jest zacięta, szczególnie poza granicami Londynu. Kiedy BBC doniosła, że wieloletni członek komitetu meczetu w Glasgow był również członkiem Sipah-e-Sahaba, władze meczetu nie wnioskowały nawet o jego rezygnację. Jeden z członków meczetu powiedział, że chociaż doniesienia te go zbulwersowały, obawiał się, że mówienie o tym publicznie postawiłoby jego samego i jego rodzinę w sytuacji zagrożenia. Obawy te spowodowane były m.in. próbami zastraszania nowego, umiarkowanego zarządu komitetu meczetu, wybranego przez kongregację.
Jeden z rozmówców BBC z Midlands, środkowej części Angli, powiedział, że grożono mu ekskomuniką i przemocą za to, że wyrażał obawy m.in. w związku z propagowaniem nienawiści religijnej. Podobną historię przytoczyła ubrana w nikab kobieta z ruchu Deobandi, która w przeszłości propagowała bardziej pozytywny stosunek do innych religii. Ci religijni konserwatyści, będący z całą pewnością muzułmanami, stawiają czoła uprzedzeniom ze strony niemuzułmańskiej części społeczeństwa obawiającej się terroryzmu. Jednocześnie płacą jednak wysoką cenę za sprzeciwianie się ekstremistom w obrębie własnych społeczności. We wszystkich zacytowanych przypadkach rozmówcy w odniesieniu do osób, które próbowały ich zastraszać, używali terminu „mafia”.
„Każdy, kto pracuje na rzecz sprawiedliwego, godnego społeczeństwa, powinien w przyczynić się do zwalczania podobnych przypadków”, powiedział jeden z rozmówców BBC. „Atakowanie meczetów może być niepoprawne politycznie, ale należy mówić o tego typu rzeczach”.
Bohun, na podst. http://www.bbc.com/