Ashig Masih to urodzony szczęściarz – sądząc przynajmniej po opiniach wygłaszanych przez władze islamskiego Pakistanu. Za konwersję na katolicyzm otrzymał bowiem najłagodniejszą z możliwych karę: wyrok dożywotniego więzienia…
Jeden ze świeżo nawróconych arabskich chrześcijan stwierdził kiedyś, że dla muzułmanina uznanie Chrystusa jest trudniejsze, niż przejście słonia przez ucho igielne. I bynajmniej nie chodzi tu tylko o trudności dogmatyczne, ale przede wszystkim o fakt, że nowy chrześcijanin musi liczyć się z zemstą ze strony swoich niedawnych współbraci w wierze. Pomimo tego każdego roku setki muzułmanów dobrowolnie decydują się wejść na drogę konwersji – drogę równie niebezpieczną, jak jazda ciężarówką po nieoznakowanym polu minowym.
Człowiek = muzułmanin
Szczególnie niepewny los czeka nawróconych chrześcijan w tych państwach muzułmańskich, w którym obowiązuje szariat – prawo koraniczne. Tak jest na przykład w Arabii Saudyjskiej czy Iranie. W wielu innych krajach szariat nie stanowi co prawda obowiązującej wykładni prawa, ale żaden świecki sędzia nie wyda wyroku, który byłby sprzeczny z koranicznym postrzeganiem życia społecznego. Ot, choćby w Afganistanie, gdzie tamtejsza konstytucja ma wpisany bezpiecznik, stanowiący, że żadne prawo nie może być niezgodne z zasadami boskiego islamu. Te zaś mówią wyraźnie, że konwersja powinna być karana gardłem. Najwyższy wymiar kary grozi przede wszystkim tym konwertytom, którzy odmawiają wyparcia się swojej nowej chrześcijańskiej wiary i ponownego przyjęcia islamu.
Przy szariackim oglądzie rzeczywistości na cud musi więc zakrawać sądowy finał głośnej sprawy sprzed kilku lat, kiedy to afgański katolik Abdul Rahman odmówił wyparcia się Chrystusa i został uznany jedynie za niepoczytalnego. Aby uniknąć samosądu, musiał jednak emigrować ze swoje ojczyzny.
W sąsiednim Iranie taki werdykt raczej by już nie przeszedł. W kraju tym publiczne wyznawanie innej wiary niż islam jest po prostu zakazane i taktowane jako krytyka rządu oraz stwarzanie zagrożenia dla bezpieczeństwa państwowego. Muzułmanin decydujący się na murtadd (czyli apostazję) zostaje więc automatycznie wtrącony do więzienia i zagrożony karą śmierci. W 2008 roku udokumentowano 73 przypadki aresztowań irańskich chrześcijan. Ale konwertyci rzadko trafiają do więzień – z reguły giną bowiem wcześniej z rąk nieznanych sprawców. W Iranie tego rodzaju zbrodni się nie ściga, podobnie zresztą, jak w toczonym od ponad dwudziestu lat przez rewolucję islamską Sudanie. W tym afrykańskim kraju najgłośniejszy mord miał miejsce kilkanaście lat temu, kiedy to czterech katechetów – konwertytów, którzy nie chcieli porzucić chrześcijańskiej wiary, zostało w okrutny sposób ubiczowanych, a następnie ukrzyżowanych. Chrześcijanie mordowani są zresztą w Sudanie niemal w majestacie prawa. Ich pozycję społeczną i sytuację prawną doskonale odzwierciedla sudańska wersja oenzetowskiej Karty praw człowieka, w której słowo osoba przetłumaczone zostało jako muzułmanin.
Egipskie dowody
Jeszcze inna sytuacja ma miejsce w Egipcie. W tamtejszym prawie nie ma formalnie zakazu konwersji, ale w praktyce jest ona właściwie niemożliwa. W ubiegłym roku egipski sąd administracyjny odmówił np. uznania konwersji na chrześcijaństwo Mahera al Gohariego oraz Ahmada Higaziego, co wymagane jest m.in. do wyrobienia nowych dokumentów tożsamości. Sędziowie zasłonili się w swoim wyroku prawem szariatu, twierdząc w orzeczeniu, że dla rdzennych muzułmanów islam jest religią ostateczną i doskonałą. Obaj chrześcijanie zostali więc de facto skazani na cywilną śmierć: bez dowodów osobistych nie mogą bowiem oficjalnie pracować, nabywać własności czy zapisać swoich dzieci do państwowej szkoły.
Inny egipski chrześcijanin Mohammed Hegazy, który również bezskutecznie starał się o uznanie swojej konwersji, po nagłośnieniu procesu musiał ukrywać się z obawy przed zemstą najbliższej rodziny oraz skazującą go na śmierć fatwą, wydaną przez lokalnego muftiego.
Więcej na: interia.pl