Grzegorz Lindenberg
Po każdym ataku terrorystycznym islamskich fanatyków rozgrywa się znajomy spektakl: politycy na wyścigi ogłaszają, że „mordercy nie mają nic wspólnego z islamem”, a media ostrzegają przed islamofobią, czyli zemstą na muzułmanach ze strony tych, których politycy nie przekonali.
Ta krwawa zemsta islamofobów pojawia się w postaci napisów na murach: „Ograniczyć muzułmańską imigrację”.
Zanim zajmiemy się konsekwencjami tego, że islam ma jednak coś wspólnego z terrorystami, zabijającymi rysowników, klientów sklepu czy dzieci w żydowskiej szkole, zastanówmy się, dlaczego politycy tak uparcie powtarzają coś, co dla średnio inteligentnego człowieka jest kompletnym absurdem? Jak ludzie, którzy uważają się (i są przez współwyznawców) uważani za muzułmanów, którzy popełniają samobójcze zamachy krzycząc „Allah jest wielki” i uzasadniają swoje morderstwa cytatami ze swojej świętej księgi i z wypowiedzi i działań proroka swojej religiii, mogą być uznani za niemających nic wspólnego z tą religią?
Politycy, można przypuszczać, wypowiadają swoje rytualne formułki nie z głębokiego przekonania – gdyby tak było, to by świadczyło o tym, że są chorzy psychicznie i stracili kontakt z rzeczywistością – ale z obawy przed dwiema konsekwencjami publicznego przyznania, że terroryści coś wspólnego z islamem mają.
Po pierwsze boją się reakcji społeczeństwa – zemsty, aktów przemocy wobec muzułmanów mieszkających w Europie. Po drugie boją się, że może to wywołać wrogość muzułmanów w innych krajach i ich rządów – że będzie to nakręcać spiralę nienawiści i przemocy. Czyli – kłamią, bo obawiają się, że powiedzenie prawdy może być samospełniającą się przepowiednią „wojny cywilizacji”. Te obawy nie są pozbawione podstaw, szczególnie dotyczące możliwej wrogiej reakcji krajów muzułmańskich, które wielokrotnie okazywały się przeczulone na punkcie swojej religii i nieskalanej reputacji.
Pomiędzy absurdalnym zaprzeczeniem oczywistym faktom, a uznaniem, że wszyscy muzułmanie świat i cały islamu są odpowiedzialni za akty terroru w Europie Zachodniej jest jednak możliwość znalezienia sformułowania, które będzie bardziej adekwatne do rzeczywistości i nie będzie prowadzić do strasznych skutków.
Co może bowiem znaczyć, że islam ma jednak coś wspólnego z terroryzmem? Najprościej rzecz ujmując, oznacza to, że istnieją proste sposoby takiej interpertacji islamu, które zachęcają do krwawych zamachów na osobach postrzeganych jako przeciwnicy czy wrogowie tej religii. To nie znaczy, że każda interpretacja islamu do takich działań zachęca, ani że większość muzułmanów w życiu takimi interpretacjami się kieruje.
Znaczy tyle: że można znaleźć w świętych księgach cytaty, a w księgach rozmaitych dawnych uczonych islamskich i w kazaniach niektórych współczesnych imamów takie interpretacje tych cytatów, które są usprawiedliwieniem dla bądź wezwaniem do przemocy. I wielu jest w Europie i na świecie imamów, którzy do tego wzywają, a wielu, szczególnie młodych muzułmanów, tym wezwaniom ulega. Więcej na pewno jest takich imamów i takich młodych, którzy nie wzywają i nie ulegają – ale to nie znaczy, że fanatyczna mniejszość nie istnieje i że nie ma dla swoich poglądów oparcia w świętych tekstach.
Co by się stało, gdyby politycy przyznali, „tak, ci terroryści inspirowani są fanatycznym, dżihadystycznym rozumieniem islamu”; „Tak, islam daje się bez specjalnego wysiłku rozumieć jako wiara wzywająca do walki z niewiernymi”? Nic dramatycznego. Zakazu wyznawania islamu by nie wprowadzono. Żadnego masowego usuwania milionów islamskich imigrantów z krajów Europy by nie było. Żadnych krawych pogromów w muzułmańskich dzielnicach również. Natomiast trzeba by przyjąć pewne rozwiązania i przez wiele lat je stosować. Wyliczmy najważniejsze:
1. Całkowity zakaz lub drastyczne ograniczenie imigracji muzułmanów: nawet jeśli tylko jeden na tysiąc muzułmanów radykalizuje się tak, że gotów jest zabijać, to każde 100 000 imigrantów ma wśród siebie 100 potencjalnych terrorystów; imigranci powinni być przyjmowani przez bogate kraje arabskie
2. Przyznawanie obywatelstwa tylko tym imigrantom, którzy akceptują wartości liberalnych zachodnich demokracji (tak już się dzieje w Holandii);
3. Traktowanie szkół jako instytucji, które skutecznie mają przekazywać te wartości i integrować dzieci imigrantów do społeczeństw zachodnich (po zamachach w Paryżu w tę stronę będą chyba iść we Francji)
4. Odejście od multikulturalizmu – stosowanie jednego prawa dla wszystkich, niezależnie od przynależności etnicznej i religijnej, prawa zarówno karnego (np. dotyczącego antysemityzmu, zabójstw honorowych czy obrzezania dziewczynek) jak i cywilnego (np. zawierania małżeństw, dziedziczenia); publiczna obrona wartości społeczeństwa liberalnego przez polityków („tak, wolność słowa, nawet jeśli obraża waszą religię, jest podstawową zasadą w naszym kraju”)
5. Wydalanie z kraju osób w jakikolwiek sposób popierających terroryzm, w tym imamów, głoszących radykalne kazania oraz osób finansujących, szkolących, propagujących w mediach itd. ; jeśli trzeba – pozbawiając te osoby nabytego obywatelstwa;
6. Wprowadzenie zakazu zagranicznego finansowania organizacji muzułmańskich i opłacania z zagranicy imamów (w tę stronę idą nowe przepisy austriackie )
7. Wprowadzenie odpowiedzialności mediów społecznościowych i serwisów internetowych za publikowane treści propagujące terroryzm; trzeba doprowadzić do sytuacji, że przestaną one być narzędziem rozpowszechniania islamistycznej propagandy i terrorystycznych instrukcji, że na serwerach zachodnich firm nie będą utrzymywane strony terrorystycznych organizacji. Ruch do zagranicznych serwerów powinien być blokowany (tak, mówimy tu o rządowej cenzurze);
8. Przeznacznie większych środków na służby specjalne, żeby mogły skutecznie inwigilować odpowiednią liczbę podejrzanych islamskich instytucji i osób (tak, mówimy tu o tzw. profilowaniu – jeśli 90% zamachów terrorystycznych popełniają muzułmanie, to 90% pieniędzy i wysiłku powinno być skierowane przeciwko muzułmanom); zaostrzenie kar za przestępstwa związane z terroryzmem dla tych, którzy mają obywatelstwo i których pozbawić go i deportować nie można;
9. Skuteczna walka (czyli przeznaczenie odpowiednich sił i środków) z takimi organizacjami dżihadystycznymi jak ISIS, które opanowują terytoria, na których mogą się szkolić przyszli terroryści;
10. Poważne wspieranie tych muzułmańskich instytucji i tych muzułmanów, którzy próbują upowszechniać rozumienie islamu sprzeczne z poglądami dżihadystów – czyli wspieranie tzw. islamskich reformatorów zarówno na Zachodzie jak i w krajach muzułmańskich;
11. Rozpoczęcie poważnych działań dla uniezależnienia się Europy od importu ropy i gazu pochodzących z krajów muzułmańskich.
Jak widać, nie ma tu propozycji robienia czegoś, czego nikt w Europie nigdzie nie próbował. Chodzi jednak o to, żeby próbować wspólnie, we wszystkich krajach, systematycznie robić wszystko, a nie tylko trochę od czasu do czasu.
Ta lista nie jest na pewno wyczerpująca. Ale żeby ją w sensowny sposób zmienić czy uzupełnić, potrzebna jest publiczna dyskusja, możliwa tylko wówczas, gdy politycy i media przyznają: „tak, islam ma jednak coś wspólnego z terroryzmem”.