Islam, jaki jest, nie każdy widzi…

Przedrukowujemy poniżej felieton Pauliny Wilk z „Rzeczpospolitej” oraz polemikę z tym tekstem, w formie listu od czytelnika, wysłaną do redakcji gazety.

***

Turkusowy Islam

Paulina Wilk, Rzeczpospolita 11-06-2010

Coraz częściej je widuję, prawie codziennie. W tramwaju i w
spożywczym. Już tu są – śniade dziewczyny w chustach, podróżne z
daleka, emisariuszki współczesnego islamu
Przyjeżdżają z mężczyznami – mężami, synami i braćmi, ale to one są
widoczne. Swym pojedynczym istnieniem oznajmiają zbiorową obecność.
Odkąd je widuję, czuję się bogatsza i mniej samotna. Moja monotonna,
przez pół wieku skazana na etniczną kwarantannę ojczyzna nabiera
rumieńców, łączy się ze światem i wyzwaniami współczesności. Patrząc
na śliczną dziewczynę w turkusowej chuście przechodzącą przez plac
Zbawiciela, poczułam się wyróżniona. Mogła wybrać tyle innych adresów,
a przyjechała tu.

kolorowe-chustyPo latach dyplomatycznych zabiegów i ekonomicznej ekwilibrystyki
smutni brukselscy panowie w garniturach oficjalnie włączyli nas do
Europy. Ale jakoś nie pomogło mi to poczuć się obywatelką świata, nie
starło wbijanych do głowy kompleksów wykluczenia. Awansu mogę
doświadczyć teraz, dzięki dziewczynie w turkusowej chuście, która
wybrała mnie i mój kraj. Emigranci lepiej niż politycy wiedzą, gdzie
żyje się dobrze. Inaczej mierzą prawdopodobieństwo szczęścia. Może
dziewczyna w chuście przybyła tu z konieczności, a może przypadkowo –
w każdym razie jej odwiedziny wpisały nas na emigrancką mapę świata w
czasach, w których żadna inna mapa się nie liczy. Granice podróżują
wraz z ludźmi, a ludzie jadą tam, gdzie są szanse.

Niecierpliwie czekam na dzień, w którym Polacy będą zdawać zbiorowy
test tożsamości i zdolności uczestniczenia w problemach nowoczesnego
świata. Nie boję się dziewczyny w chuście ani przyszłości, którą może
tu zbudować: polskiego meczetu, do którego pójdzie z rodziną, ani
szkoły, w której recytacji Koranu nauczy się jej wnuczek. Martwi mnie
co innego – że już dziś nie rozmawiamy o jutrze, które będziemy
zamieszkiwać wspólnie. Że zaczniemy o nim mówić głośno, kiedy będzie
za późno, kiedy górę wezmą uprzedzenia i ksenofobiczne lęki, a z
ekranów i plakatów rozleje się lament rzeczników etnicznej nienawiści.
Europejskie i polskie media prezentują islam przeważnie w kategoriach
zagrożenia, fundamentalizmu i terroryzmu. W telewizorze płoną paryskie
przedmieścia, talibowie odczytują swoje groźby, odpalają swoje bomby.
A ponieważ obraz jest silniejszy niż rzeczywistość, dziewczyna w
chuście – postać z krwi i kości, idąca tym samym chodnikiem co my –
nie utrwala się w naszych umysłach jako alternatywny, pozytywny
wzorzec muzułmanki. Wyobrażam sobie, jak jeździ warszawskim metrem w
koszulce z napisem „Islam to ja!”. Ale pozostaje niezauważona,
niewiarygodna. Bo w telewizji dziewczyny w chustach wsiadają do metra,
by wysadzić nas w powietrze.

Na obronę przed apokaliptyczną wizją islamu mam tylko mały pistolecik
nabijany prywatnymi wspomnieniami. Strzelam w telewizor obrazami z
przeszłości. Mój islam to dwóch Libańczyków, którzy dali mi dach nad
głową, kiedy nie mogłam znaleźć w Londynie pracy. Damaszek oglądany z
góry o zachodzie słońca, gdy powietrze nad miastem drży od nawoływania
muezinów. To starzejący się Albańczyk w Prisztinie, który gościł mnie
w odremontowanym po wojnie mieszkaniu i co rano kładł na talerz świeży
borek z mięsem. Brodaty chłop jak dąb, który wiózł mnie w nocy
taksówką przez Delhi i trzykrotnie upewniał się, czy bezpiecznie
weszłam do domu. To mój przyjaciel, który pokłócił się z żoną o to,
czy przychodząc do ich domu, powinnam zasłaniać włosy chustą. Uważał,
że nie powinnam. A ostatnio przysłał zdjęcia z pielgrzymki do Mekki.

Islam to też stary handlarz na syryjskim targu, który cenę mojej
biżuterii ustalał z towarzyszącym mi chłopakiem, a na mnie nawet nie
spojrzał. I rechoczący mężczyzna w białej galabii, który na ulicy
złapał mnie za pierś. Spisane na pleśniejących kartkach zeznania bitej
i szantażowanej kobiety, które dała mi do przeczytania hinduska
prawniczka, tłumacząc, że najgorsze, co się może dziewczynie
przydarzyć, to być muzułmanką na wsi. I zamożna nastolatka w modnej
łaźni, która kolorowe bikini i seksowny makijaż zasłoniła burką.

Buduję z tych wspomnień mozaikową tarczę, która chroni mnie przed
stereotypami. Śliczna dziewczyno w turkusowej chuście – cieszę się, że
przyjechałaś. Wypatruj mnie w metrze, jadę w koszulce z napisem „I
like islam!”.
—————————————————

Kolorowy zawrót głowy Pauliny Wilk

List od czytelnika
„Wypatruj mnie w metrze, jadę w koszulce z napisem ‘I like islam!’”. Tak Pani kończy swój tekst „Turkusowy islam”. To stwierdzenie budzi ciekawość: co tak bardzo spodobało się Pani w islamie? Domyślam się, że nie chodzi o kamienowanie cudzołóżców, zabijanie apostatów, „honorowe” zabójstwa, obcinanie łechtaczek dziewczynkom, zamachy samobójcze, dyskryminację kobiet, śluby z nieletnimi, nienawiść do innowierców i podobne drobiazgi?

Pisze Pani: „W telewizorze płoną paryskie przedmieścia, talibowie odczytują swoje groźby”, (…) „w telewizji dziewczyny w chustach wsiadają do metra, by wysadzić nas w powietrze”, (…) „obraz jest silniejszy niż rzeczywistość”.
Jest jednak odwrotnie – to rzeczywistość jest silniejsza niż obraz, który sobie Pani stworzyła.
Te pożary nie wydarzyły się w telewizji, lecz naprawdę. Te dziewczyny w chustach nie wystąpiły w jakimś „teatrze telewizji”, tylko w prawdziwym, moskiewskim teatrze. Te bomby wybuchają naprawdę i naprawdę giną ludzie. Nie z powodu „wykluczenia” czy „ksenofobii” Zachodu. Te modne słowa – wytrychy niczego nie wyjaśniają. A najobrzydliwszym z nich jest słowo „islamofobia” – które, jak pisze w swojej książce muzułmanin, naukowiec i doradca rządu Niemiec Bassam Tibi, jest używane, by uciszać wszelkich krytyków politycznego, fundamentalistycznego islamu.
Dyskutować jest o czym, islam to w dzisiejszym świecie jeden z poważniejszych tematów. Rozumiem, że tonacja felietonowa pozwala na wiele, jednakże nawet w felietonie dziennikarz powinien wykazać minimum wiedzy o temacie. Pani niestety tej wiedzy najwyraźniej nie posiada – tekst jest oparty wyłącznie na Pani wyobrażeniu, na pewnej ideologii – chcę wierzyć, że idealistycznej, co nie zmienia faktu, że kompletnie chybionej.
Żeby przybliżyć Pani problem, którego ta wiedza dotyczy, posłużę się w tym liście różnymi cytatami (nie podaję linków, żeby nie rozpychać tekstu, ale służę źródłami w razie potrzeby).
Od kilku lat znany jest „List grupy wolnomyślicieli i humanistów muzułmańskiego pochodzenia do muzułmanów z całego świata”. Wśród jego sygnatariuszy jest m.in. Ibn Waraq, założyciel Institute for the Secularisation of Islamic Society. Oto końcowy fragment tekstu, który gorąco polecam:
„Odkrycie prawdy i porzucenie wiary naszych przodków było bolesnym doświadczeniem. Kiedy jednak zrozumieliśmy, czym w rzeczywistości jest islam, nie mieliśmy innego wyjścia. Po zapoznaniu się z Koranem wybór stał się jasny: albo islam, albo człowieczeństwo. Tam gdzie kwitnie islam, człowieczeństwo przestaje istnieć. Zdecydowaliśmy się stanąć po stronie człowieczeństwa. Z kulturowego punktu widzenia nadal jesteśmy muzułmanami, ale nie wierzymy już, że islam jest prawdziwą religią objawioną przez Boga. Jesteśmy humanistami. Kochamy ludzi. Pragniemy, by ludzkość była jednością. Działamy na rzecz równości kobiet i mężczyzn. Dążymy do sekularyzacji państw islamskich, wprowadzenia demokracji i wolności słowa, poglądów i wyznania.”
Autorzy tego i innych przytaczanych przeze mnie tekstów to nie są „islamofobi” – jeżeli korci Panią, żeby użyć tego sloganu. Wierzę, że nie korci, bo nie sprzyjałoby to sensownej dyskusji – to byłby mniej więcej taki poziom, jak nazywanie Michnika i Kuronia, za komuny, „siłami antysocjalistycznymi”. To są po prostu dysydenci, ludzie, którzy wyrośli w islamie, znają go i porzucili – albo chcą zmienić na lepsze (pragnienie tyleż szlachetne, co utopijne, w moim przekonaniu). Nie od rzeczy będzie dodać, że większość z nich zagrożona jest utratą życia ze strony (byłych) współwyznawców.
Idąc dalej – o pięknie współczesnego islamu (którego „turkusowa” jest emisariuszką, jak Pani pisze) mogłaby Pani przekonywać na przykład dra Tewfika Hamida, muzułmanina z Egiptu, który mówi tak:
„Muszę przyznać, że obecnie nasze islamskie nauki tworzą przemoc i nienawiść wobec niemuzułmanów. To my, muzułmanie, powinniśmy się zmienić. Jak dotąd, akceptowaliśmy poligamię, bicie kobiet przez mężczyzn i zabijanie tych, którzy nawracają się z islamu na inne religie. (…) Wymagamy od innych szacunku dla naszej religii, choć jednocześnie sami przeklinamy na głos niemuzułmanów (po arabsku) podczas piątkowych modłów w meczetach.”
Może też Pani dowiedzieć się czegoś o proroku Mahomecie, założycielu tej wyjątkowej religii. Tu proponuję posłuchać pięknej Somalijki Ayaan Hirsi Ali, apostatki znanej z filmu „Submission” i z holenderskiego parlamentu: „Zgodnie z Waszymi zachodnimi standardami, Muhammad jest osobą perwersyjną a także tyranem”; „Jeżeli prorok Muhammad poszedł do łóżka z dziewięcioletnią dziewczynką, to zgodnie z holenderskim prawem jest pedofilem.” Naprawdę warto poznać publicystykę tej byłej muzułmanki, choćby tylko te prace, które wymienia Wikipedia.
O chuście, która tak Panią urzekła, proponuję opowiedzieć Turczynce Serap Çileli, muzułmance opisanej w przejmującym tekście w „Wysokich Obcasach”. Ona sama stawia taką diagnozę:
„Nie jestem przeciwna Turkom. Uważam tylko, że to oni muszą dopasować się do wymogów konstytucji, a nie na odwrót. Potrzebna jest zmiana mentalności. Od dziecka wpaja im się, że facet nie może okazywać czułości, a kobiety są własnością mężczyzn. Państwu niemieckiemu radzę: surowiej karać oprawców kobiet bez względu na przynależność kulturową; wprowadzić powszechny zakaz chust na głowie w urzędach publicznych; ograniczyć liczbę meczetów i szkół koranicznych.”
Chusta to dziś temat gorący w Europie, temat poważny. To nie jest żadna ozdoba, Pani Paulino. To znak, symbol – statusu kobiety w islamie, jako człowieka drugiej kategorii. To zupełnie nieważne, że część muzułmanek broni chusty. Niewolnictwo nie stało się bardziej humanitarne przez to, że niektórym niewolnikom żyło się dobrze w tym stanie. Można tu przypomnieć termin Zinowiewa – „homo sovieticus”, który oznaczał, mniej więcej, człowieka zniewolonego do tego stopnia, że nie rozumiał własnego zniewolenia. Przez analogię możemy więc mówić o „homo islamicus”.
Zapewniam Panią, że ta dziewczyna w turkusie niczego nie wybrała („wybrała mnie i mój kraj”, pisze Pani). Nie miała nic do powiedzenia, wybrał za nią mąż albo ojciec. Dlaczego? Może Pani zrozumie, gdy następnym razem ją poprosi, żeby skomentowała to:
„Mężczyźni stoją nad kobietami
ze względu na to, że Bóg dał wyższość jednym nad drugimi. (…)
I napominajcie te, których nieposłuszeństwa się boicie,
pozostawiajcie je w łożach i bijcie je! „

(Koran, Sura IV, w. 34)

Nic Pani nie wie o tej kobiecie, widzi Pani tylko własne fantazje, cieszy Panią, że ona „ubarwia” nasz monotonny kraj. To prawda, ja też wyjeżdżając za komuny na Zachód żałowałem zawsze, że u nas jest tak szaro i teraz także cieszę się, widząc na naszych ulicach Hindusów, podziwiam pracowitość osiedlonych w Polsce Wietnamczyków, oglądam się za Latynoskami, porusza mnie ciężka praca Ukraińców. Lubię imigrantów.
Ale przedstawiciele islamu to niestety inna bajka. Metaforycznie – skąd pani wie, że ta dziewczyna nie jest na przykład żoną tego polskiego muzułmanina, który prowadzi blog www.kalifat-wilayah-lehistan.pl.tl ? Możemy tam przeczytać (to tylko dwa okruchy, warto poznać bliżej ten blog, bo to prawdziwe kuriozum):
„Główne obowiązki żony to:
1. Posłuszeństwo i pytanie męża o pozwolenie.”

I to:
Demokracja zezwala również na wybór kobiety na stanowiska władzy. Jest to sprzeczne z islamem, tak jak powiedział to Prorok Muhammad: Każda osoba, która mianuje kobietę jako swojego przywódcę, nigdy nie osiągnie powodzenia.

Nie, to nie jest „wyrwane z kontekstu” i to nie jest „odosobniony przypadek ekstremisty”. To jest islam – mainstream and grassroots (ja też znam angielski :-).
I rzeczywiście – już dotarł do Polski. Panią to cieszy, mnie nie.

A propos, raduje Panią także polski meczet, prawda? Tu mogę tylko odesłać Panią do tekstu pani koleżanek w „Rzeczpospolitej” o meczecie na Ochocie – który zresztą pokazuje tylko wierzchołek góry lodowej problemu. Dołożę więc cytat:

„W ostatnich latach byliśmy świadkami tego, jak meczety są wykorzystywane do szerzenia nienawiści, do szerzenia aktywności terrorystycznej, w nich wytwarzano bomby i przechowywano broń, w meczetach przekazywano komunikaty od Bin Ladena; meczety wykorzystywano, by domagać się przestrzegania przez niemuzułmanów w USA muzułmańskich przepisów dotyczących pokarmów; z meczetów otwierano ogień do Amerykanów, w meczetach szkolono dżihadystów – i wiele innych rzeczy. Mając to na uwadze wydaje się bardzo uzasadnione, by protestować przeciwko budowie nowych meczetów w krajach niemuzułmańskich” (Robert Spencer, Jihad Watch).

Nade wszystko polecam Pani przeczytanie Koranu w całości (a także choć trochę Hadisów). Trzeba też poznać zasady rządzące odczytywaniem tej świętej dla muzułmanów księgi – głównie zasadę abrogacji – oraz dowiedzieć się co to jest i jak działa takija. Bez tego właściwie nikt nie powinien się wypowiadać na temat tej religii. (Znakomicie wyjaśnia te kwestie m.in. film „What the West should know about Islam”, dostępny w wersji polskiej na YT.)
Po tej lekturze, może trochę mniej będzie Panią cieszyło, że w szkole „recytacji Koranu nauczy się jej wnuczek”. A może, pomimo wszystko, z radością posłucha Pani jak ów chłopczyk recytuje poniższe wersety? Kto wie.

Zapłatą dla tych, którzy zwalczają Boga
i Jego Posłańca i starają się szerzyć zepsucie na ziemi,
będzie tylko to, iż będą oni zabici lub ukrzyżowani
albo też obetnie im się rękę i nogę naprzemianlegle,
albo też zostaną wypędzeni z kraju.
(S V, w 33)

A kiedy miną święte miesiące,
wtedy zabijajcie bałwochwalców,
tam gdzie ich znajdziecie;
chwytajcie ich, oblegajcie
i przygotowujcie dla nich wszelkie zasadzki!
(S IX, w 5)

Cudzołożnicy i cudzołożnikowi
wymierzcie po sto batów,
każdemu z nich obojga!
(S XXIV, w 2)

Kiedy więc spotkacie tych, którzy nie wierzą,
to uderzcie ich mieczem po szyi;
a kiedy ich całkiem rozbijecie,
to mocno zaciśnijcie na nich pęta.
(S XLVII, w 4)

Powtórzę: nic, Pani Paulino, nie jest tu wyrwane z kontekstu. Oczywiście, znajdziemy w Koranie wersy o miłości i tolerancji. Koran jest bowiem księgą schizofreniczną. Dostrzegli to sami teologowie muzułmańscy – stąd wzięła się zasada abrogacji, czyli unieważnienia (starych, „łagodnych” wersetów przez nowsze, agresywne).

Swoją drogą to niesłychane, że tak wrażliwi jesteśmy na przejawy religijnego ciemnogrodu i klerykalizmu we własnym kraju, albo że nie przeszkadzają nam genitalia na krzyżu (mnie, szczerze mówiąc, wydają sie niesmaczne, ale nie cenzurowałbym) – ale o skrajnie klerykalnym, niezreformowanym od VII wieku, niesłychanie wstecznym islamie złego słowa powiedzieć nie damy i potępiamy karykatury Mahometa. A przecież ksiądz Rydzyk przy islamskich mułłach i i kaznodziejach to istny liberał! (Dla jasności: jestem ateistą).

Wracając do sedna. Pierwsza przyczyna ataków islamskich terrorystów nie ma politycznej ani społecznej proweniencji – tylko religijną. To nakaz prowadzenia dżihadu, wojny przeciwko niewiernym, wypływający wprost z islamskich nauk. Źródeł na ten temat jest dość, tylko trzeba poczytać. I warto też od razu odrzucić złudne przekonanie – manipulację islamofilów – że dżihad to taka „droga wewnętrznego doskonalenia”. Przytoczę tylko jeden cytat:
„Jihad and the rifle alone: no negotiations, no conferences and no dialogues”.
(Abdullah Yusuf Azzam, teolog palestyński).

Odpowie Pani, że to „ekstremiści”, a Pani chodzi o to, że jest mnóstwo „normalnych”, „zwyczajnych” muzułmanów i ta dziewczyna w turkusie właśnie ich symbolizuje w Pani tekście. To proszę posłuchać, co o tym sądzi premier aspirującej do Europy Turcji, Erdogan:
„These descriptions are very ugly, it is offensive and an insult to our religion. There is no moderate or immoderate Islam. Islam is Islam and that’s it.” Nie tłumaczę, bo Pani zna angielski.

Oczywiście kwestia czy istnieje podział na islam radykalny i umiarkowany, może być – i jest – tematem poważnej dyskusji. Ale Pani felieton nie stanowi do niej wkładu.
I teraz będę niemiły, bo Pani tekst mnie naprawdę oburzył. Przykro mi to mówić, ale jest to tekst żenująco naiwny i infantylny, wypływający z kompletnej ignorancji. To słodkie bajdurzenie pensjonarki, która opiera swój obraz świata na bajeczkach o Misiu Uszatku.
A świat taki nie jest.
Islam to nie kolorowe chusty, przyprawy korzenne i guma arabska. Islam to nawet nie dachy Damaszku w słońcu, niestety. Islam to system, najbardziej totalitarny system religijno-społeczno-prawny jaki stworzyła ludzkość: antyhumanistyczny, rasistowski, ksenofobiczny, przepojony nienawiścią i pogardą dla niemuzułmanów. I najbardziej niebezpieczny.
Zapewne zna Pani „Władcę Pierścieni”. Otóż islam, Pani Paulino, w moim przekonaniu to współczesny Mordor, złowroga kraina „gdzie zaległy cienie”, tak samo zagrażająca naszemu „Śródziemiu”, jak w czasach Tolkiena inne totalitaryzmy.
Dlatego, gdy spotka mnie Pani w metrze, będę w koszulce z napisem: „Islam? No, thank you”.

Piotr Jankowski

Udostępnij na
Video signVideo signVideo signVideo sign