Analiza

Jordania: demokracja za dziesięć lat?

Król Abdullah II w Parlamencie Europejskim w 2015 roku. Fot. PE, CC license

Specjalna komisja, mianowana przez króla, przygotowała dziesięcioletni plan stopniowego przechodzenia do monarchii parlamentarnej, ze swobodnie działającymi partiami i parlamentem wybierającym premiera.

Jordania formalnie jest już monarchią parlamentarną, z dwuizbowym parlamentem. Izba niższa wybierana jest w wyborach powszechnych, natomiast izba wyższa mianowana przez króla, którym od roku 1999 jest Abdullah II. Premiera i rząd powołuje i odwołuje król, a parlament ma tylko prawo przyjmowania lub odrzucania proponowanych przez rząd ustaw – nie ma własnej inicjatywy ustawodawczej.

96-osobowa komisja została powołana przez króla w tym roku, po wstrząsie, jakim było wykrycie spisku przygotowywanego przez ochmistrza królewskiego dworu i kuzyna króla; obaj w lipcu skazani zostali na kary 15 lat więzienia. W Jordanii, od stu lat rządzonej przez dynastię Haszemidów, wywodzącą się od Mahometa (Abdullah II jest potomkiem Mahometa w 41 pokoleniu) i uważanej za stabilną politycznie, było to wydarzenie bez precedensu w ostatnich kilkudziesięciu latach.

Po protestach w czasie Arabskiej Wiosny król przyrzekł stopniowe zmiany, których efektem było wprowadzenie w 2016 roku proporcjonalnych wyborów do izby niższej parlamentu. W przemówieniu z 12 czerwca 2011 roku, Abdullah stwierdził, że „zmiana polityczna powinna odbywać się stopniowo, z uwzględnieniem interesów i bezpieczeństwa narodu”, ponieważ zbyt szybkie zmiany grożą ryzykiem chaosu i wewnętrznego konfliktu (fitna).

Niebezpieczne jest przede wszystkim zdobycie zbyt dużego wpływu przez islamistów, którzy wykorzystają niezadowolenie społeczne do islamizacji kraju, podobnie jak to się działo w Egipcie po Arabskiej Wiośnie.

〉 O problemach Jordanii pisaliśmy „Jordańska wiosna: gospodarka słabnie, islamiści zyskują”

Zgodnie z zaleceniami króla komisja zaproponowała przejście do pełnych wyborów izby niższej parlamentu, co miałoby trwać 10 lat. W następnych wyborach 30% miejsc przeznaczonych byłoby dla partii politycznych, potem 60%, a w kolejnych, za 10 lat, wszyscy posłowie w izbie niższej wybierani byliby spośród kandydatów partii politycznych. Liczba posłów wzrosłaby ze 120 do 150 i parlament mógłby powoływać i odwoływać rząd.

Komisja nie wypowiedziała się jednak – przynajmniej na razie – na temat izby wyższej. Przepisy mają sprzyjać kandydowaniu przez kobiety i ludzi młodych, bowiem frekwencja wyborcza w Jordanii jest obecnie bardzo niska, szczególnie wśród młodzieży.

Chociaż poparcie dla proponowanych reform wydaje się duże, to działacze praw człowieka domagają się szybszych zmian. Nedal Mansour, znany aktywista działający na rzecz zmian politycznych i praw człowieka skrytykował propozycje komisji. „Ludzie nie są przekonani, że istnieje poważna wola przeprowadzenia reformy. Czują, że kupuje się po prostu czas, mówiąc o stopniowej reformie. Dlaczego Jordańczycy nie mogą od razu cieszyć się pełnią swoich praw? Dlaczego mamy czekać kolejne 10 lat? Faktem jest, że w ciągu ostatnich 20 lat nic się nie wydarzyło w kwestii reform; dlaczego system ma być inny w nadchodzących latach?” – pytał działacz.

Jego zniecierpliwienie jest zrozumiałe, ale nie całkiem jest tak, jak mówi, bo od roku 2011 przeprowadzono reformy zarówno dotyczące wybierania parlamentu jak i lokalnych samorządów. Do reform można zaliczyć też ubiegłoroczne rozwiązanie Bractwa Muzułmańskiego.

〉 Pisaliśmy o tym rok temu: „Jordania rozwiązała Bractwo Muzułmańskie”

Reformy, jakie ma przeprowadzić Jordania, będą pilnie obserwowane zarówno przez społeczeństwa, jak i władców w innych arabskich monarchiach. Wśród 21 państw należących do Ligi Państw Arabskich jest aż osiem monarchii i tylko trzy, niespecjalnie dobrze funkcjonujące, demokracje (Irak, Liban, Tunezja).

Chociaż reformy jordańskie nie przewidują przekształcenia kraju w monarchię na wzór Wielkiej Brytanii czy Szwecji, gdzie król jest głową państwa, ale nie posiada realnej władzy politycznej, to i tak idą bardzo daleko w stronę stworzenia systemu demokratycznego, o którym nawet nie próbują wspominać władcy Arabii Saudyjskiej czy Bahrajnu.

Arabska Wiosna nie obaliła żadnej monarchii i niezbyt udane eksperymenty z demokracją w Iraku, Libanie i Tunezji – wszystkie one przeżywają różnego rodzaju bardzo poważne kryzysy polityczne i gospodarcze – raczej nie zachęcają ani rządzących, ani rządzonych, do takich radykalnych działań. Pozostaje więc demokratyzowanie monarchii i Jordania, a być może również Maroko, mają szanse na stworzenie działającego sprawnie systemu, łączącego władzę królewską z powszechną wolą wyborców.

Udostępnij na
Video signVideo signVideo signVideo sign
Avatar photo

Grzegorz Lindenberg

Socjolog, dr nauk społecznych, jeden z założycieli „Gazety Wyborczej”, twórca „Super Expressu” i dwóch firm internetowych. Pracował naukowo na Uniwersytecie Warszawskim, Uniwersytecie Harvarda i wykładał na Uniwersytecie w Bostonie. W latach '90 w zarządzie Fundacji im. Stefana Batorego. Autor m.in. „Ludzkość poprawiona. Jak najbliższe lata zmienią świat, w którym żyjemy”. (2018), "Wzbierająca fala. Europa wobec eksplozji demograficznej w Afryce" (2019).

Inne artykuły autora:

Uwolnić Iran z rąk terrorystów i morderców

Afganistan – przegrany sukces

Pakistan: rząd ustępuje islamistom