Od wydarzenia z 11.09.2001 roku już przez dziewiętnaście lat świat toczy wojnę z terroryzmem. Wahamy się jednak od czasu do czasu, czy przyznawać, że walczymy z terroryzmem islamskim lub islamistycznym.
Obecnie znajdujemy się w pewnej fazie względnego spokoju z punktu widzenia Europy. Pokonanie Państwa Islamskiego spowodowało ograniczenie jego zdolności operacyjnych. Zamachy zdarzają się, ale większość spisków jest wykrywana. To jednak spokój pozorny, okupiony wytężoną pracą służb wewnętrznych i wojska oraz ograniczeniami wolności.
Pojawiają się głosy, o czym uprzedzaliśmy wcześniej, że organizacje terrorystyczne odradzają się na pograniczu Syrii i Iraku. Część radykałów przeszła na służbę Turcji i pod jej parasolem działa w północnej Syrii. Bardzo niestabilna jest Afryka. Mamy konflikt w Libii z udziałem milicji i terrorystów, powstanie dżihadystyczne w Mozambiku, rozszerzającą się aktywność terrorystów korzystających z niewydolności państw na Sahelu. Niespokojnie jest w Somalii, ugrupowania terrorystów islamskich funkcjonują w Afryce Północnej.
Zdobycie gdzieś tam terytorium pozwoli na powtórzenie sukcesu ISIS, które pokazało, że marzenia o Państwie Islamskim są możliwe do zrealizowania. Cały czas pojawiają się doniesienia o przenikaniu i rozwoju terroryzmu w Azji Południowo-Wschodniej, USA wydają się pozostawiać Afganistan talibom, a na pograniczu Indii i Pakistanu intensyfikuje się konflikt, który także może prowadzić do wzmocnienia obecnych na miejscu terrorystycznych ugrupowań.
Walka z terroryzmem z jednej strony jasno wskazała zagrożenie, z drugiej skupiła uwagę na przemocy, odwracając ją od tych ugrupowań islamistycznych, które dążą do podobnych celów, tyle że metodami transformacji społecznej i politycznej. W ostatnich latach jednak uwaga państw coraz bardziej skupia się i na tym aspekcie. We Francji i Niemczech coraz głośniej mówi się o separatyzmie, islamizmie, salafizmie. O wpływach obcych krajów na radykalizację mniejszości. Jest też jednak druga strona medalu – islamiści wykształceni na Zachodzie przyswoili nasz język debaty i język praw człowieka, wykorzystując go do poszerzania swoich wpływów tak, że dzisiaj otrzymują wsparcie z unijnych funduszy, czy od uczelni.
Pocieszające jest to, że z islamizmem jest jak z komunizmem – im go więcej, tym bardziej ludzie rządzeni przez tą ideologię coraz mniej go chcą. Nowe badania z Iranu pokazują, że coraz mniej osób identyfikuje się z szyizmem, rośnie liczba ateistów (9%), osób nieokreślających swojego wyznania (22%), agnostyków (6%).