Fatamorgana islamskich finansów

Jan Wójcik

„Jesteś lekiem na całe zło” – tego mógłbym spodziewać się po piosenkarce, chcącej porwać serca zakochanych (ukłony w stronę Krystyny Prońko za piękny utwór), ale nie po dziennikarzu opisującym świat finansów.

Michał Wąsowski w natemat.pl przedstawia świat islamskich finansów jako lek na kryzys, ponieważ służą ludziom. Mają same zalety.

Celem ich działalności nie jest zysk finansowy, a realne korzyści w gospodarce. Transakcje tylko realne, nie wirtualne. Niskie, nielichwiarskie odsetki – to ubawiło mnie najbardziej, ale wytrzymaj czytelniku do końca litanii. Kontynuując, umowa musi być jasna i przejrzysta dla klienta. Zyski i straty ponoszą zarówno kredytobiorca, jak i kredytodawca. No i etyka, zero inwestycji w hazard, alkohol i wszystko, co sprzeczne z szariatem. Dlaczego więc tego nie wprowadzić? Ponieważ pracę straci kilka tysięcy ludzi związanych z rynkami kapitałowymi, bo u nas banki są po to, żeby zarabiać jak najwięcej.

Oj naiwny, naiwny…

Tarek Fatah, liberalny muzułmanin z Kanady, ma mniej powierzchowne spojrzenie na szariackie finanse: „To fatamorgana stworzona przez islamistów, żeby napchać portfele islamskich duchownych i bankowców”.

3

Naiwność pierwsza przede wszystkim polega na przekonaniu, że banki islamskie nie naliczają odsetek. Muhammad Saleem, były prezes i dyrektor zarządzający Park Avenue Bank w Nowym Jorku pisze, że „wszystkie (islamskie banki – przyp. JW) naliczają odsetki, ale przebrane w islamskie szaty”. Saleem oskarża nawet duchownych islamskich o błogosławienie z chęci zysku lub z ignorancji takich transakcji, w których odsetki były sprytnie zamaskowane. Przedstawia taką sytuację: „Konkretna finansowa transakcja została opisana w języku angielskim z użyciem takich określeń jak ‘x procent ponad LIBOR’. Tak więc mieliśmy tłumacza, który tłumaczył to z angielskiego na arabski, wyjaśniając zagmatwane transakcje doradcy do spraw szariatu. Czasami było to bolesne a czasami komiczne, obserwować jak propozycja jest przedstawiana religijnemu ekspertowi do pobłogosławienia i zapewnienia, że jest zgodna z zasadami szariatu”.

Sam przykład maskowania przedstawia w swoim artykule Wąsowski. Udzielając kredytu hipotecznego bank islamski kupuje mieszkanie, a kredytobiorca spłaca raty bez odsetek. Świetnie? A moment, jeszcze coś: kredytobiorca płaci właścicielowi (bankowi) dodatkowo czynsz. I tu mamy nasze odsetki. Tylko że, jak odkrył „Toronto Star” przy aferze z kanadyjską szariacką bankowością pod szyldem UM Financial Inc., odsetki hipoteczne wynosiły 5,5%, a koszt raty wynajmu 6,1%. Jak już od wielu lat śmieją się krytycy islamskich finansów, „miejsce w islamskim raju kosztuje 0,5%” – tyle ile wynosi nadwyżka rzeczywistych kosztów islamskich finansów nad zachodnimi. I czy można się dziwić, że całe londyńskie City goni za łatwym dodatkowym zyskiem, którego koszt to odpowiednio ubrane w słowa przepisy i błogosławieństwo uczonego w szariacie?

Kolejna naiwność, to wiara w realne transakcje. Cały sektor islamskiej bankowości drżał właśnie przed takimi realnymi transakcjami, jak islamskie obligacje związane z udziałem w nieruchomościach w Dubaju. Cóż bardziej pewnego i realnego niż nieruchomość? A jednak ich ceny mogą się zmieniać. I tak np. Dubai World, w 2009 islamsko zadłużony na 59 miliardów dolarów, w oparciu o grunty w Zatoce Perskiej, które gwałtownie traciły na wartości, chciał o pół roku przesuwać spłaty. By wyjść z sytuacji rozważano również wyemitowanie tych diabolicznych, lichwiarskich, zachodnich obligacji konwencjonalnych.

Autor, gloryfikując etykę islamskiej bankowości informuje, że zarówno inwestor jak i kredytobiorca dzielą zyski i straty – ma tu na myśli transakcję egzotycznie zwaną Mudarabah. Tu jeden partner daje pieniądze, a drugi swoją pracę, zarządzanie, know-how itp. Jeżeli wytworzą zyski, podzielą się według ustalonego wcześniej procentu, a jeżeli stracą – to jeden straci kapitał, drugi czas i wysiłek. Pracując w sferze finansów na Zachodzie nie wiedziałem nawet, że od roku uczestniczę w negocjacjach przy takiej transakcji, specjaliści z funduszu Venture Capital, z którym współpracuję, zapewne też nie. My po prostu sprzedajemy udziały w firmie i wcześniej definiujemy warunki wyjścia inwestora. Umowa inwestycyjna nie nazywa się może tak egzotycznie, ale co do zasady jest tym samym.

O etyce wiele powiedzieć nie mogę, ale skoro dla kogoś etyczne jest to, że wprowadzenie do Wielkiej Brytanii islamskich instrumentów będzie wymagało ograniczenia transakcji z izraelskimi firmami, to może rzeczywiście niezbyt ją rozumiem.

Może w ramach takiej etyki finansowanie przez szariackie banki organizacji dżihadystycznych  to jest największa oznaka szczodrości? Przecież finansowanie dżihadu przez zakat jest obowiązkiem muzułmanów, jak pisze w swojej pracy jeden z najważniejszych konsultantów w sprawie islamskich finansów, antysemita szejk Jusuf Al-Karadawi.

Zarzuty wobec islamskich finansów można by mnożyć. Mój zarzut podstawowy wobec dziennikarza NaTemat jest taki, że napisał tekst apologiczny wobec czegoś, czego specjalnie, jak widać, nie rozumie i zapewne – jak to polski dziennikarz – nie miał czasu dokładnie zgłębić. Musiał jeszcze napisać w tych dniach tekst o motoryzacji, wizycie Kerry’ego w Polsce, sanepidzie i jak wszyscy, o sześciolatkach.

Jan Wójcik
obserwuj autora @jasziek

Udostępnij na
Video signVideo signVideo signVideo sign