Europa nie powinna bać się blefu Erdogana

Prezydent Turcji ma mniejszą kontrolę nad migrantami, niż się wydaje, a ma wiele do stracenia.

Autorytarni przywódcy wiedzą, jak rozpoznać słabość. Kiedy w tym miesiącu prezydent Erdogan pojawił się na pierwszych stronach gazet, proponując wysłanie ponad trzech milionów imigrantów do UE, kierował się długą tradycją wkładania kija w mrowisko.

Była to typowa zagrywka w stylu pułkownika Muammara Kaddafiego, który uwielbiał wykorzystywać bliskość Libii do włoskiej wyspy Lampedusa i znaczącej roli migrantów jako siły roboczej w tym kraju, w charakterze narzędzia do wyłudzania pieniędzy i pomocy humanitarnej z Unii. W 2010 roku, odwiedzając Rzym, ostrzegł przed „napływem głodnych i niewykształconych Afrykanów”, chyba że otrzyma odpowiednią zapłatę. UE należycie złożyła przyrzeczenie wysłania pomocy rzędu 60 mln euro, w zamian za plany „rozwijania współpracy w kwestiach związanych z migracją”.

Erdogan użył mniej obraźliwego języka, ale przesłanie pozostało bez zmian. Wie, jakie są najgłębsze lęki UE i bezwzględnie to wykorzysta, próbując uniknąć krytyki za sytuację w Turcji. Mimo że walki przeciwko siłom dowodzonym przez Kurdów w północno-wschodniej Syrii są obecnie wstrzymane na mocy wynegocjowanego przez Waszyngton zawieszenia broni.

Nie po raz pierwszy Erdogan uciekł się do szantażu. Od marca 2016 r., kiedy UE podpisała umowę z Turcją w celu zmniejszenia liczby uchodźców przekraczających Morze Egejskie, tureccy urzędnicy regularnie szafują kartą migracyjną. Zaledwie kilka miesięcy po podpisaniu umowy, doradca Erdogana zagroził jej złamaniem, o ile Unia nie zniesie obowiązku wizowego wobec obywateli Turcji. Wiosną 2017 r., podczas sporu o referendum w sprawie zwiększenia uprawnień Erdogana, turecki minister spraw zagranicznych powiedział, że może „zaszokować” Europę, wysyłając co miesiąc 15 000 uchodźców.

Wrogość i strach

UE niczego im nie utrudnia. Od czasu kryzysu w 2015 r. blok wpadł w cykl wrogości i strachu. Partie skrajnie prawicowe, nacjonalistyczne i populistyczne, umiejętnie wykorzystały kryzys związany z imigrantami, aby zwiększyć swoją popularność i wiele partii głównego nurtu, zamiast kwestionować nienawistną retorykę, przyjęło ich język i strategie. Rezultatem jest tragiczna sytuacja uchodźców i migrantów zmierzających dziś do Europy. Warunki życia ludzi uwięzionych na greckich wyspach są fatalne, a 30 000 osób żyje w obozach zaprojektowanych na ułamek tej liczby.

Węgry odmawiają jedzenia osobom zamkniętym w więzieniach dla migrantów na granicy z Serbią. Każdego roku umiera ponad 1000 osób, które próbują przepłynąć Morze Śródziemne w poszukiwaniu lepszego życia. Podczas gdy ludzie cierpią, rządy UE pozostają uwikłane w wieczną bitwę o to, kto powinien się nimi zajmować. Ale gdy blok poświęca swój moralny autorytet, by pokazać krajowej widowni twarde stanowisko w stosunku do migracji, w rzeczywistości pogłębia tylko podziały i paranoję. Język używany do opisania komentarzy Erdogana w zeszłym tygodniu pokazał, jak daleko zaszliśmy na ścieżce nienawiści: media całego spektrum politycznego używały słów takich jak „zagrożenie”, „zalew migrantów” i „inwazja” . Są to dehumanizujące słowa, które żerują na poczuciu bycia oblężonym i działają na korzyść populistów, takich jak Erdogan.

Przemytnicy ludzi

Ale czy jego groźby są prawdziwe? Umowa z 2016 r. oferuje pomoc w wysokości 6 miliardów euro na poprawę warunków dla uchodźców mieszkających w Turcji. W zamian Turcja obiecała rozprawić się z przemytnikami ludzi i zgodziła się na przyjęcie z Grecji osób, którym nie udało się uzyskać azylu. Wróciła tylko niewielka część ludzi, a zniszczenie sieci przemytu jest niezwykle trudne. Pomogła natomiast poprawa warunków życia w samej Turcji.

Jednak ostatnio rząd turecki zareagował na trudną sytuację gospodarczą, czyniąc kozłem ofiarnym imigrantów i uchodźców, zatrzymując i deportując niektórych z powrotem do Syrii. Rezultat był natychmiastowy: we wrześniu do Grecji przybyło ponad 10 000 osób ubiegających się o azyl, co jest najwyższą miesięczną liczbą od 2016 r. Tak więc liczba ta już rośnie i nie jest jasne, co Erdogan mógłby zrobić, aby ją zwiększyć.

Kiedy Kaddafi został ostatecznie osaczony przez ofensywę NATO w 2011 r., wprowadził w życie swoje groźby, zagrażając życiu tysięcy migrantów. Erdogan nie zrobiłby tego samego. Ma zbyt wiele do stracenia w stosunkach z UE: więzi gospodarcze, marzenie o członkostwie w przyszłości, otwarte rozmowy o ruchu bezwizowym dla obywateli Turcji. Unia musi o tym pamiętać, szykując odpowiedź na turecką agresję wojskową. Do tej pory była słaba i podzielona, nie osiągając konsensusu w kwestii sankcji ani embarga na broń.

Moralne przywództwo

Ponieważ Stany Zjednoczone coraz bardziej się izolują, Unia ma szansę wypełnić globalną próżnię i zaoferować bardzo potrzebne moralne przywództwo. Musi jednak zacząć od siebie, będąc bardziej surową w stosunku do tych państw członkowskich, które wykorzystują migrantów, ograniczając nienawistny język i wreszcie ustanawiając mechanizm radzenia sobie ze wzrostem liczby napływających migrantów bez popadania w chaos.

Te zasady zmniejszyłyby pole do szantażu ze strony populistów i despotów na całym świecie i pozwoliłyby UE naprawdę zrobić krok naprzód. Ale jeśli twarz, którą Unia przedstawia światu jest zaściankowa i przerażona, nikt nie będzie potrzebował takiego przykładu.

Charlotte McDonald-Gibson
Autorka książki „Cast Away: Stories of Survival from Europe’s Refugee Crisis”.

Oprac. GB, na podst. www.irishtimes.com

Opinie wyrażane przez autorów artykułów nie zawsze odzwierciedlają poglądy redakcji Euroislamu.

Udostępnij na
Video signVideo signVideo signVideo sign