Osoby przeciwstawiające się imigracji klasyfikowane są zwyczajowo w świecie zachodnim jako skrajna prawica. Czy jednak nie zachodzi tu ryzyko popełnienia błędu przy używaniu podziałów rodem z XIX wieku do opisu współczesnej sceny politycznej?
Kiedy bowiem mówimy o negowaniu imigracji jako takiej, można mieć wątpliwości, czy ktoś nie zdobywa kapitału politycznego wskazując kozła ofiarnego osobom bezrobotnym lub niezadowolonym ze zmieniającego się, zglobalizowanego świata. Co jednak, gdy krytyka uderza w konkretne zachowania, które nie pasują do współczesnej Europy? Ba, zostały wyrzucone już dawno na śmietnik historii jako nieskuteczne, bądź wręcz szkodliwe.
Gdy obserwuje się wydarzenia i stosunek mediów oraz liberałów do działań poszczególnych polityków, trudno nie zadać sobie kilku pytań. Co powoduje, że Rocco Butiligione, który mówi, że w jego religii homoseksualizm jest grzechem, ale jako komisarz UE będzie chronił prawa mniejszości seksualnych, zostaje potępiony przez media i większość polityków, a z jego powodu upada cała Komisja Europejska? A co powoduje, że Tariq Ramadan, który nie chce jasno i wyraźnie odciąć się od kary kamienowania, jest uwielbiany przez te same media? Jako czołowy intelektualista w rankingu Time’a zostaje doradcą premiera Wielkiej Brytanii Tony’ego Blaira, mimo że policja szwajcarska ma wobec niego podejrzenia o wspieranie terroryzmu.
Najprościej byłoby to wyjaśnić poprzez uknucie jakiejś spiskowej teorii, w której arabscy szejkowie przekupują skłonnych do korupcji polityków oraz kontrolują coraz więcej europejskich mediów. a z przestrzeni publicznej stopniowo eliminuje się polityków chrześcijańskich i zastępuje pozornie liberalnymi muzułmanami. Tylko po co obrażać rozum? Michael Moore zrobi to lepiej od nas lepiej w Fahrenheit 9.11
Być może wyjaśnienie jest po prostu takie, że zapędziliśmy się trochę i prawa człowieka przeznaczone dla jednostek rozszerzyliśmy na kultury i religie. Jest jednak istotna różnica pomiędzy chronieniem prawa ludzi do wyznawania religii, a chronieniem tychże religii przed publiczną krytyką przedstawianych przez nie „rewelacji”. A ochrona radykalnych ugrupowań religijnych – których „duchowa” propozycja zawiera dyskryminację ze względu na płeć, dyskryminację ze względu na seks, dyskryminację ze względu na przekonania religijne, odrzucenie obecnego porządku prawnego, wprowadzenie zamiast praw stanowionych prawa opartego na objawieniu sprzed czternastu stuleci – to już nie głupota – to zbrodnia.
Europejscy liberałowie postanowili milczeć. Postanowili nie krytykować osób wyznających takie poglądy jak opisane powyżej, bo ktoś mógłby zarzucić im nietolerancję. A więc być może kieruje nimi strach? Strach przed utratą tożsamości, postrzegania siebie samego jako osoby postępowej, tolerancyjnej i otwartej na świat. Tylko dla uczciwości wobec siebie warto zadać sobie pytanie, czy w imię wyznawanych poglądów, że homoseksualiści mają prawo do otwartego życia w społeczeństwie, że należy wyrównywać status kobiet, że każdy może dowolnie zmieniać swoją religię, a wolność słowa, a nawet – jak to ujęła Rada Europy – wolność do obrażania, jest gwarantem pozostałych wolności – czy w imię tego wszystkiego jestem gotów stanąć twarzą w twarz z politycznymi oponentami i wysłuchać obelg: faszysta, rasista, ksenofob?
Jan Wójcik