Wśród pięciu zabitych w atakach, przeprowadzonych prawdopodobnie przez bojowników islamskich na południu Tajlandii, znalazło się dwoje nauczycieli, co przyczyniło się do nawoływań do zamknięcia szkół, informują władze tajskie.
Erupcja przemocy nastąpiła po tym, jak wojsko najechało na obóz w lesie, który prawdopodobnie używany był jako obóz treningowy dla malezyjskich bojówkarzy – jak do tej pory największy od czasów wybuchu rewolty sześć lat temu.
We wtorek 54-letni nauczyciel został zabity, a jego 52-letnia żona raniona w drodze do pracy w prowincji Narathiwat. Była to 135 śmierć nauczyciela na południu od roku 2004. Stowarzyszenie nauczycieli Narathiwat zaapelowało do szkół w prowincji o zamknięcie placówek na trzy dni, co pozwoliłoby władzom na zwiększenie bezpieczeństwa. ”Nie chcemy, żeby nauczyciele umierali z powodu braku odpowiednich środków bezpieczeństwa”, powiedział szef stowarzyszenia Boonsom Thongsriplai.
Niektóre z 400 szkół w prowincji już zostały zamknięte, a kolejne mają pójść w ich ślady. Nauczyciele szkół państwowych są częstym celem, gdyż utożsamiani są z władzami na południu, gdzie bojówkarze islamscy postrzegają edukację jako wysiłki Bankoku w celu wzmocnienia kultury buddyjskiej. Niemniej jednak w zamieszkach giną zarówno buddyści jak i muzułmanie. Od 2004 roku zginęło już 4300 osób.
Prawdopodobnie w opanowanych przez wojsko obozach w Narathiwat przebywało 30 bojówkarzy, którzy uciekli zaledwie parę godzin przed przybyciem armii. W ośmiu prowizorycznych schronach znajdujących się naokoło obozu znalezione zostały między innymi pistolety, noże, waluta malezyjska, leki i krótkofalówki.
Południowy region Tajlandii był autonomicznym malezyjskim sułtanatem do czasu, kiedy ten buddyjski kraj zaanektował go przed stu laty temu, przyczyniając się tym samym do napięć, które mają swoją kontynuację w obecnych rewoltach. Od pięciu lat na południu Tajlandii obowiązuje stan wyjątkowy. (ms)