Wpływowe środowiska muzułmańskie używają wszelkich dostępnych środków do tego, żeby uciszyć lub zastraszyć krytyków islamu. Wytacza się im procesy, publicznie nęka, a nawet grozi śmiercią.
Saida Keller-Messahli nie może po prostu pójść na kawę ze swoją przyjaciółką Seyran Ates. „Przed wizytą w kawiarni funkcjonariusze służb bezpieczeństwa muszą najpierw sprawdzić, czy jest to w ogóle możliwe” – mówi Ates, działaczka na rzecz praw człowieka, która w 2017 r. wraz z niemieckim imamem założyła w Berlinie meczet Ibn Rushd Goethe.
Ponieważ Ates głosi tam liberalny islam, groźby śmierci są dla niej codziennością. W związku z tym przez całą dobę jest chroniona przez policję. „Mogłabym wymienić dziesięciu przyjaciół, którzy żyją pod ochroną policji, ponieważ krytykują islam polityczny” – zwraca uwagę Keller-Messahli.
Prawna presja islamistów
Na zaproszenie Stowarzyszenia Dziennikarzy Europejskich (VEJ), Keller-Mesahli, jako przewodnicząca „Forum na rzecz postępowego islamu” podczas dyskusji w Parlamencie Europejskim rzuciła światło na metody zastraszania stosowane przez zwolenników politycznego islamu.
„Może to nawet zagrażać życiu” – powiedziała aktywistka, która jednak zna również bardziej wyrafinowane narzędzia tłumienia krytyki. „Jeśli krytykujesz polityczny islam, ryzykujesz lawinę oskarżeń i procesów sądowych. Jesteś zastraszany, żeby następnym razem uważnie zastanowić się [nad tym, co mówisz]”.
Strategia islamistów skutkuje autocenzurą. Dziennikarze i ich wydawcy wolą omijać niewygodne „tematy islamskie”, żeby uniknąć problemów prawnych.
Pod tym względem znamienny jest przykład korespondenta gazety „Tageblatt” Manfreda Maurera. Dziennikarz został pozwany przez islamskiego nauczyciela religii za materiał, w którym pokazuje, że muzułmanin zamieszcza w mediach społecznościowych wideo na temat dżihadu, bezpośrednio nawiązujące do ideologii Państwa Islamskiego.