Jan Wójcik
W świecie, w którym szef działu spraw zagranicznych tygodnika opinii, w średniej wielkości demokratycznym kraju, propaguje rozprzestrzenianie broni atomowej, nie czuję się zbyt spokojnie.
Może ma to związek z tym, że dziennik TV zacząłem oglądać w latach 80 jako niespełna dziesięciolatek i kładąc się spać często wyobrażałem sobie, że oto z obydwu stron wylatują rakiety i już rano się nie obudzę. A może jest tak dlatego, że okrzyki w rodzaju „Niech Iran zbuduje tę bombę” są zwyczajną nieodpowiedzialnością.
Ta na pierwszy rzut oka nieracjonalna postawa obudowana jest w artykule Łukasza Wójcika we „Wprost” http://www.wprost.pl/ar/330660/Niech-Iran-zbuduje-te-bombe/ w quasi-racjonalne argumenty. Wójcik podbudowuje swoje poparcie dla irańskiego programu nuklearnego wiarą w rozsądek stron konfliktu: Założenie, że racjonalność to cecha tylko jednej strony tego konfliktu, jest po prostu nieracjonalne. Ciekawe to stwierdzenie, lecz trudno je historycznie potwierdzić. Jedną z przyczyn wybuchu I wojny światowej była szybka mobilizacja armii, która miała zadecydować o przewadze w konflikcie, a jednocześnie nie pozostawiała zbyt wiele czasu na dyplomację. Zakończono tę wojnę nieracjonalnymi obciążeniami Niemiec, co stworzyło warunki pod rewizje traktatu pokojowego. Postawa appeasementu wobec Hitlera też wydawała się ówczesnej większości (za wyjątkiem sir Winstona Churchilla) racjonalna.
Może staliśmy się od tego czasu bardziej racjonalni? Jak pisze Łukasz Wójcik: Od ponad 60 lat nuklearnym światem rządzą reguły, które sprawiły, że ten świat wciąż istnieje. Na przykład ta, według której zimnowojenna równowaga między nuklearnymi mocarstwami jest najlepszym zabezpieczeniem przed użyciem bomb, bo każdy atak nuklearny spotkałby się z tak samo niszczycielską odpowiedzią.
Pomija jednak zasadę ceteris paribus (przy tych samych okolicznościach), którą w ekonomii zawsze obwarowywano przewidywania racjonalnych decyzji konsumenta. A warunki się zmieniły – nie istnieje już dwubiegunowy świat i nie istnieje tak samo niszczycielska odpowiedź. Nie jestem w stanie odpowiedzieć jak to się udało, że ani ZSRR ani Chiny w swoim czasie nie użyły broni nuklearnej, ale nieraz było blisko, a większa liczba państw z bronią atomową prowadzi raczej do wzrostu ryzyka konfliktu nuklearnego, a nie do jego redukcji i stabilizacji, jak chciałoby „Wprost”.
Kolejne „racjonalne” założenie brzmi: skoro posiadanie nuklearnej broni przez Izrael nie wywołało konfliktu zbrojeń, to posiadanie jej przez Iran wywoła podobny brak reakcji w regionie. I znowu nie potrafię znaleźć potwierdzenia, że przyszłość jest prostą, chciałoby się rzec „Wprost”, interpolacją przeszłości. Posiadanie głowic przez Izrael mogłoby teoretycznie niepokoić Arabię Saudyjską, gdyby ta jednak od 1943 roku nie znajdowała się pod protekcją Stanów Zjednoczonych, a z drugiej strony istnienie Izraela też nie miałoby tego samego gwaranta. Tu znowu zmieniają się warunki i uczestnicy gry. I skoro w trakcie Arabskiej Wiosny Arabia Saudyjska chroniła sunnitów w Bahrajnie przed protestami szyitów, to można sądzić, iż będzie chciała mieć w przyszłości równie silne, jak Iran, argumenty w ręku.
Nasuwa się też pytanie, jak wyglądałaby „stabilizacja” regionu przez Iran – wobec Iraku podzielonego pomiędzy sunnitów, szyitów i Kurdów? Bagdad coraz bardziej wydobywa się z zapaści i rośnie na eksportera ropy naftowej, co może być niemile widziane z punktu widzenia Teheranu. Nie zapominajmy także o Turcji, która chce odgrywać w regionie rolę lidera, zarówno gospodarczo i politycznie, jak i militarnie. Poza tym w przeszłości uzyskanie przez jedno państwo dostępu do technologii prowadziło do dalszego rozprzestrzeniania atomu, czasami udaremnionego – jak w przypadku transferu wirówek z Pakistanu do Libii.
Nie wiem więc, skąd ta pewność redaktora Wójcika. Przedstawiwszy swe „racjonalne” przesłanki przekonuje nas, że należy pozwolić Iranowi na budowę bomby, bo to ustabilizuje region. Ewentualna wojna jest dla niego działaniem nieracjonalnym. I tu może niechętnie, ale jednak należy powrócić do lat 30 ubiegłego wieku: to były dokładnie te same argumenty, wojna była nieracjonalna, natomiast pokój za cenę wszelkich ustępstw i masowej militaryzacji Niemiec tak. Jak to się skończyło, nie trzeba przypominać.
Możliwe, że po niezbyt udanej misji w Afganistanie i fiasku budowy demokracji w Iraku nikt nie ma ochoty myśleć o kolejnej wojnie, ale ta ewentualność może jednak być rozważana – nie jako wojna dla opanowania terytorium, lecz uderzenie, które pozbawi Iran możliwości budowy bomby atomowej.
Tak naprawdę nie wiemy, jakie byłyby skutki posiadania przez Iran broni atomowej, a skoro stawka w tej grze jest jednak wysoka, jedynym racjonalnym rozwiązaniem jest niedopuszczenie do tej sytuacji wszelkimi możliwymi środkami.
Nie żyjemy w racjonalnym świecie, więc skwitowanie irańskiego programu nuklearnego słowami „niech sobie budują”, jest postawą nieracjonalną, nieodpowiedzialną i niedojrzałą.