Na białorusko-polskiej (a także litewskiej i łotewskiej) granicy trwa zwiększony napór imigracyjny. Trwa jednak nie od tego momentu, kiedy Straż Graniczna postanowiła nie wpuszczać imigrantów/uchodźców. Trwa już od czerwca. Więc wszelkie uwagi, które wygłaszają różni komentatorzy, że rząd, prawica itd. boją się 32 imigrantów, to zwykła propaganda mająca ośmieszyć przeciwnika politycznego, a nie przedstawić obraz sytuacji.
Dlaczego? Z dwóch powodów. Po pierwsze, od czerwca przez granicę przedostało się nielegalnie dużo więcej osób i jest to wynik nieporównywalny z ostatnimi latami. Po drugie, jest to działanie zamierzone, sterowane przez reżim białoruski, w odwecie za poparcie dla opozycji białoruskiej, a kto wie może i w powiązaniu z rosyjsko-białoruskimi manewrami Zapad-2021. Bardzo ciekawą analizę mechanizmu działania służb białoruskich jako przemytników ludzi można znaleźć w artykule białoruskiego opozycjonisty Tadeusza Giczana.
Dlaczego wspominam o tych manewrach? Wszystkie mają swój scenariusz. Obecne opisane zostały na długo przed tym, zanim zaczęła się cała afera na granicy, jako odpowiedź sił wschodnich państw na prowokacje ze strony Polski i NATO zmierzającą do obalenia reżimu, ale kto wie, czy właśnie nie jest testowany inny mechanizm. Wielu ekspertów analizuje wojnę informacyjną jaką prowadzi reżim Łukaszenki wobec Polski, a także próby wywołania niepokoju i skłócenia społeczeństwa, jako osłabienie kraju przed ewentualnym atakiem. Nie uważam, że rzeczywistym, ale w ramach ćwiczeń.
Zaczęliśmy za późno, gdy problem wybuchł, koncentrujemy się na sprawach bieżących i nie opracowujemy strategii.
W tym kontekście „parada oszustów” na granicy, którzy wykonują dziwne ruchy, atakują werbalnie funkcjonariuszy i próbują biegiem przebić się nielegalnie przez granicę, wpisuje się w realizację ćwiczeń Zapad-2021. Słychać głosy krytyki, że cała ta gadka o wojnie hybrydowej ma przykryć bezduszność i tortury wobec uchodźców. Brakuje tu jednak wybiegnięcia myślą dalej – co stałoby się, gdyby posłowi Sterczewskiemu udało się przebiec w swoich słynnych trampkach przez kordon Straży Granicznej? W najbardziej dramatycznej wizji białoruski funkcjonariusz mógłby zniwelować domniemane zagrożenie ze strony psychicznie niestabilnego człowieka, biegnącego z jakąś podejrzaną torbą w stronę przebywających na granicy ludzi. Taką sugestię z mojej strony wykpił niejaki Galopujący Major piszący dla „Krytyki Politycznej” jako zupełnie nierealny pomysł, „od czapy”. Przypomnę tylko, że mówimy tu o reżimie, który porwał cywilny samolot przelatujący nad terytorium Białorusi, żeby wyciągnąć z niego opozycjonistę.
Spuśćmy już zasłonę milczenie na polityków i dziennikarzy opowiadających o Polsce jako obozie koncentracyjnym, porównujących Straż do szmalcowników czy nazywających naszych funkcjonariuszy „zielonymi ludzikami Putina”. Chociaż jednak dwóch z nich warto wspomnieć – nie ze względu na to co piszą, ale jak to się ma do ich wypowiedzi w przeszłości.
Leszek Miller, w przeszłości wspierający walkę z terroryzmem niezbyt humanitarnymi metodami, krytykujący ostro fundamentalizm prezydenta Turcji. Otóż były premier umieścił krytykę budowania ogrodzenia z drutu kolczastego pod hasłem „Coście uczynili z tą krainą”. Tymczasem w 2016 mówił, że „Europa za późno zmieniła nastawienie do uchodźców. Mamy do czynienia z wrogiem. Ten wróg nazywa się radykalny islam. I on jest u nas, w naszym domu”.