Geert Wilders
„Światła gasną w całej Europie”, powiedział brytyjski minister spraw zagranicznych, Edward Grey, w przededniu I Wojny Światowej. Przypominam sobie te słowa kiedykolwiek czytam, jak Europejczycy są ciągani po sądach za tak zwane przestępstwa mowy nienawiści.
Ostatnio, duński dziennikarz Lars Hedegaard, przewodniczący International Free Press Society, musiał stanąć przed sądem w Kopenhadze, ponieważ skrytykował islam. Hedegaard został uniewinniony, ale tylko z powodów proceduralnych, bowiem nie wiedział, że jego słowa, wyrażone w prywatnej rozmowie, były nagrywane. W ubiegłym tygodniu, w Wiedniu, Elisabeth Sabaditsch-Wolff, austriacka działaczka praw człowieka, została ukarana grzywną 480 euro za nazwanie islamskiego proroka Mahometa pedofilem, ponieważ skonsumował swoje małżeństwo z dziewięcioletnią dziewczynką. W międzyczasie mój proces w Amsterdamie będzie kontynuowany, konsumując cenny czas, który raczej spędziłbym w parlamencie reprezentując półtora miliona moich wyborców.
Jak to wszystko jest możliwe w liberalnej rzekomo Europie? Holenderski kodeks karny stwierdza, że kto albo „publicznie, słownie, pisemnie czy za pomocą obrazu, zamierzenie wypowiada się w taki sposób, który podżega do nienawiści przeciwko grupie lub osobom”, albo „w jakikolwiek inny sposób, który obraża grupę ludzi z powodu ich rasy, religii czy wierzeń, ich hetero- lub homoseksualnych skłonności, czy ich fizycznego, psychologicznego czy umysłowego upośledzenia, zostanie ukarany”.
Na początku 2008 roku grupa lewackich i islamskich organizacji pozwała mnie do sądu, twierdząc, że przez wyrażanie swoich poglądów na temat islamu, celowo „obrażałem” i „wzniecałem nienawiść” przeciwko muzułmanom. Argumentowałem wtedy, tak jak zrobię to w mojej najnowszej książce, że islam jest przede wszystkim totalitarną ideologią zmierzającą do dominacji nad światem.
W październiku, moja była koleżanka z holenderskiego parlamentu, Ayaan Hirsi Ali, napisała na łamach tej gazety (The Wall Street Journal) o tym, jakimi sposobami islamskie organizacje naruszają nasze wolności, dążąc do ich ograniczenia. „Podejmowane są”, napisała, „starania krajów w Organizacji Konferencji Islamskiej (Organization of the Islamic Conference, OIC), by uciszyć europejską debatę na temat islamu”. Cytując ich strategię, „żeby naciskać na międzynarodowe organizacje i Unię Europejską, by przyjęły rezolucje karzące kogokolwiek, kto zaangażuje się w ‘mowę nienawiści’ przeciwko religii. Ustawa użyta do sądowego ścigania pana Wildersa jest narodową wersją tego, co dyplomaci OIC propagują w ONZ i UE”.
W rzeczy samej, w 2008 roku UE przyjęła tak zwaną “Ramową Decyzję Rady o zwalczaniu Rasizmu i Ksenofobii”, i odtąd 27 krajów unijnych powinno włączyć to do swojego krajowego prawodawstwa. Decyzja nakazuje, by „rasistowskie i ksenofobiczne zachowanie było ukonstytuowane jako przestępstwo we wszystkich krajach członkowskich i było karane przez skuteczne, odpowiednie i zniechęcające kary”. Definiuje ona „rasizm i ksenofobię” tak szeroko, że każde stwierdzenie, które jednostka może uznać jako obrażające dla grupy, do której należy, staje się karalne przez prawo.
Przewrotny skutek tego jest taki, że w Europie możliwe jest wszystko, poza prowadzeniem debaty o naturze islamu, czy o skutkach imigracji islamskich wyznawców. Weźmy mój przypadek. Uważam, że islam nie jest tak bardzo religią jak jest totalitarną polityczną ideologią przebraną za religię. By uniknąć nieporozumień, zawsze podkreślam, że mówię o islamie, a nie o muzułmanach. Czynię jasne rozróżnienie między ludźmi a ideologią, pomiędzy muzułmanami a islamem, uznając, że jest wielu umiarkowanych muzułmanów. Jednak polityczna ideologia islamu nie jest umiarkowana i ma globalne ambicje. Koran nakazuje muzułmanom stworzenie rządów Allacha na tym świecie, jeżeli jest to konieczne, to przy użyciu siły.
Wyrażanie moich poglądów zaprowadziło mnie do sądu pod zarzutem “grupowej obrazy” i podżegania do nienawiści rasowej. Jestem sądzony za wyrażanie opinii, które ja – i moi wyborcy – uważamy za prawdę. Jestem sądzony, ponieważ rzuciłem wyzwanie poglądom, które system rządzący chce nam narzucić jako prawdę.
Kiedy stanąłem przed moimi sędziami, zrobiłem to w obronie wolnej mowy i ludzkiej wolności. Wolność jest źródłem ludzkiej kreatywności i rozwoju. Ludzie i narody wymierają bez wolności kwestionowania tego, co jest im przedstawiane jako prawda. Jest powód do niepokoju, jeżeli naruszenie naszej wolności wypowiedzi jest ceną, jaką mamy zapłacić za dostosowanie się do islamu. Jest powód do niepokoju, jeżeli ci, którzy zaprzeczają, że islam jest problemem, nie dają nam prawa przedyskutować tej sprawy. Chcę też mieć możliwość przedstawiać argumenty bez obawy o kryminalne oskarżenia. Wystarczająco złe jest już to, że żyję pod ciągłą ochroną policyjną od ponad sześciu lat, ponieważ dżihadyści chcą mnie zamordować.
Mój proces to proces polityczny. To tragiczne, że po upadku Związku Radzieckiego w 1989, polityczne procesy w Europie nie znalazły się na śmietniku historii. Były sowiecki dysydent Wladimir Bukowski nawiązywał wcześniej do Unii Europejskiej jako „EUSRR”. Jednym z jego argumentów jest to, że w UE podobnie jak w byłym ZSRR, nie ma wolności wypowiedzi.
Powinienem zostać uniewinniony. Proces w Amsterdamie nie dotyczy mnie, lecz wolności wypowiedzi w Europie. Jak kiedyś ostrzegał Dwight D. Eisenhower, wyzwoliciel Europy od nazizmu, na wolność „trzeba codziennie zapracować i ją odświeżać – w przeciwnym razie, jak kwiat odcięty od swoich dających życie korzeni, przekwitnie i umrze”. Dzisiaj w Europie, na wolność ani się nie pracuje, ani jej nie odświeża. (jk/p)
Tłum. AX z Wall Street Journal
http://online.wsj.com/article/SB10001424052748704409004576146332536459942.html