Grzegorz Lindenberg
Zamordowanie przez Państwo Islamskie amerykańskiego dziennikarza Jamesa Foleya uświadomiło wreszcie opinii publicznej, że IS nie jest po prostu bandą fanatycznych terrorystów, którzy masakrują egzotyczne mniejszości religijne w Iraku i Syrii.
Już exodus setek tysięcy irackich chrześcijan i Jazydów, uciekających przed wojskami Państwa Islamskiego w poprzednich tygodniach wzbudził oburzenie i zaniepokojenie, ale publiczne przechwalanie się zamordowaniem dziennikarza, umieszczenie filmu z egzekucji na YouTube i zapowiedź „Przyjdziemy do ciebie, Ameryko”, wprowadziły IS do serwisów informacyjnych na całym świecie.
„Państwo Islamskie wykracza poza wszystko, co dotychczas widzieliśmy, więc musimy być na wszystko przygotowani. To nie jest po prostu grupa terrorystyczna. Łączą ideologię, strategiczne wyrafinowanie i taktyczne umiejętności wojskowe. Są znakomicie finansowo zabezpieczeni”, powiedział amerykański sekretarz obrony Chuck Hagel. Była to jedna z wielu podobnych wypowiedzi zachodnich polityków po krwawym morderstwie na amerykańskim dziennikarzu.
Reakcja rządów zachodnich na to niebezpieczeństwo jest dwojaka – dozbrajanie Kurdów i ataki na IS, a z drugiej strony – utrudnianie wyjazdów i przygotowania na zagrożenie w postaci powracających z Iraku i Syrii rodzimych terrorystów.
Broń, w tym również ciężką, irackim Kurdom zaczęły dostarczać USA, Wielka Brytania, Francja i Włochy, Czechy, a nawet Niemcy, które dotychczas unikały dostarczania broni do miejsc konfliktów. Z pomocą tej broni Kurdowie mają być w stanie skutecznie się przed Państwem Islamskim bronić w Iraku i Syrii, a wraz z amerykańskimi nalotami i wojskiem irackim odzyskać część albo całość utraconych w Iraku terenów.
Pokonanie IS, dysponującego wojskiem liczącym 25-50 tys. ludzi, wymaga jednak również uderzenia na jego terytorium w Syrii. Do tego konieczne będzie współdziałanie z wojskami syryjskiego prezydenta Assada, którego Zachód starał się pozbyć, bo jest krwawym dyktatorem (w wojnie domowej w Syrii zginęło już ponad 200 tysięcy ludzi, z tego pewnie połowa zabita przez wojska rządowe i na pewno większość zabitych to syryjscy cywile).
Sprawa jest nie tylko militarnie, ale i politycznie bardzo skomplikowana. Żeby skutecznie IS zwalczyć, trzeba by też odciąć je od źródeł finansowania i uniemożliwić mu sprzedawanie na czarnym rynku ropy naftowej z zajętych pól syryjskich i irackich. Francja wezwała do zorganizowania międzynarodowej konferencji dla ustalenia sposobów wspólnego pokonania IS.
Nas bezpośrednio interesuje zagrożenie terrorystyczne związane z powrotem terrorystów do Europy. Walczy ich w szeregach IS i innych grup dżihadystów prawdopodobniej dwa do czterech tysięcy, z różnych krajów Europy (w tym być może i Polski). Brytyjskich muzułmanów walczących dla Państwa Islamskiego jest 800-1500, więcej niż w brytyjskich siłach zbrojnych. Z Francji wyjechało ponad 700 osób, z Niemiec 320, z Holandii 100, z Belgii 100-300; z Austrii tylko w zeszłym roku wyjechało stu muzułmanów, nawet z malutkiej Norwegii wyjechało, żeby walczyć w Syrii, 40-50 osób. Nawet jeśli ISIS zostanie pokonany, to pozostają w Syrii inne dżihadystyczne grupy, takie jak Al-Nusra, w których dżihadyści europejscy mogą walczyć nadal.
„Zagraniczni żołnierze są często używani do najbardziej brutalnych przedsięwzięć, ponieważ są najbardziej ideologicznie zmotywowani”, mówi Peter Neumann, dyrektor International Center for the Study of Radicalization.
Wyjeżdżają, a potem, po kilkunastu miesiącach i zdobyciu doświadczenia wojskowego w brutalnym zabijaniu, znaczna część powraca (część ginie, a część decyduje się zostać na dłużej). Z tych, co powracają, 5-10% będzie próbowało podejmować działania terrorystyczne i stanie się inspiracją dla miejscowych młodych muzułmanów.
W samych Niemczech społeczność salafitów, popierająca dżihadystów, liczy 5 000 – 10 000 osób. Czyli mówimy o kilkuset terrorystach, którzy będą aktywni w Europie i będą mieli wsparcie tysięcy. Pierwsze ofiary śmiertelne już były – w maju cztery osoby zostały zastrzelone w Muzeum Żydowskim w Brukseli przez francuskiego terrorystę, który wrócił z wojny w Syrii. Takich zamachów, przeprowadzanych przez pojedyncze osoby, a nie przez grupy, specjaliści obawiają się najbardziej, bo najtrudniej im zapobiegać. Ale będą na pewno plany również większych zamachów, przygotowywanych przez grupy.
Kraje europejskie próbują skuteczniej zarówno zapobiegać wyjazdom ochotników do dżihadu jak i łapać tych, którzy powrócili. Wielka Brytania, Francja i Niemcy współpracują z organizacjami muzułmanów, które zniechęcają do wyjazdów (znaczna część tych organizacji i meczetów jest przeciwna wyjazdom do Syrii i wspieraniu IS, ponieważ uważa, że to jest walka niezgodna z zasadami islamu, szkodząca muzułmanom).
Francja na jesieni chce wprowadzić przepisy umożliwiające zabieranie paszportów osobom, która zamierzają przyłączyć się do dżihadystów. Norwegia chce karania więzieniem za zamiar dołączenia się do dowolnych grup i osób prowadzących działania wojskowe za granicą – dotychczas karany był tylko zamiar dołączenia do grup już wpisanych na listę ugrupowań terrorystycznych.
Oczywiście walka po stronie dżihadystów już obecnie jest przestępstwem w krajach europejskich, ale problem leży głównie w konieczności udowodnienia, że podejrzany rzeczywiście walczył. Dlatego Francja czy Norwegia próbują zapobiec wyjazdom, a nie tylko karać powracających.
Ostrzejsze przepisy zamierza też wprowadzić Wielka Brytania. Delegalizowane mają być nie tylko grupy ekstremistyczne otwarcie wzywające do przemocy, ale też indywidualni ekstremiści mają być poddawani różnym ograniczeniom swobody działania. Powstaje europejska baza danych o osobach, które wyjechały do Syrii, żeby służby różnych krajów wiedziały o wszystkich potencjalnych terrorystach – przykład francuskiego terrorysty, który przeprowadził atak w Brukseli pokazuje, że zamachów dżihadyści wcale nie muszą dokonywać w swoich rodzinnych krajach. A kolegów i wsparcie będą mieli teraz w całej Europie.
Na pewno politycy zachodnioeuropejscy zdają sobie sprawę z powagi i skali zagrożenia, jakie stanowią powracający terroryści. Problem w tym, czy będą potrafili i chcieli przełożyć tę świadomość na odpowiednie działania. Wymagać one będą na pewno – jak choćby wskazują francuskie pomysły zabierania paszportów – jakiegoś ograniczania swobód obywatelskich. Wydaje się, że wymagać też będą drastycznego podwyższenia kar więzienia za udział w zagranicznym dżihadzie – aby wyeliminować potencjalnych terrorystów ze społeczeństwa nie na 2-3 lata, ale na lat 20-30 (terroryści w wieku 50+ raczej nie występują). Może powróci kara banicji?
* * *
W poniedziałkowym Polsat News, w programie „Tak czy Nie” Grzegorz Lindenberg będzie kontynuował temat zagrożenia ze strony europejskich dżihadystów.
Program można komentować na żywo na Twitterze @Tak_czy_nie oraz na Facebooku https://www.facebook.com/takczyniePN?ref=br_tf
Poniedziałek 25.08 godzina 21:30