Wiadomość

To nie jest kryzys imigracyjny

Rosja wykorzystuje kryzys migracyjny do osłabianie UE. (zdj. PixHere)
Rosja wykorzystuje kryzys migracyjny do osłabianie UE. (zdj. PixHere)

Maski opadły, wiemy o co może toczyć się gra wokół polsko-białoruskiej granicy. Tzw. środowiska proimigranckie powinny się teraz wycofać.

Od dłuższego czasu akcentujemy, że to co nazywane jest „kryzysem imigracyjnym” na polsko-białoruskiej granicy jest w rzeczywistości formą agresji podprogowej na Polskę. Podprogowej, bo konflikt na razie znajduje się poniżej poziomu działań militarnych.

Zasłony ostatecznie opadły, kiedy prezydent Rosji Władimir Putin zaproponował, że może pośredniczyć w rozmowach Unii Europejskiej z Białorusią. Rosja uważa również, że Aleksandra Łukaszenkę należy potraktować jak prezydenta Turcji Recepa Tayyipa Erdogana i opłacić się mu za powstrzymanie imigrantów. Pomysł ten nie uwzględnia zasadniczej różnicy – w Turcji przebywały 3 miliony Syryjczyków i kraj ten ponosił koszty w związku z tym, a Białoruś sama ściąga imigrantów i pobiera od nich opłaty.

Mieszkaniec Kremla raczej nie wygląda na Świętego Mikołaja, który chce sprezentować sąsiadowi zastrzyk gotówki od europejskich podatników. Według różnych analityków, Rosja inscenizując napięcie na granicy stara się ugrać maksimum korzyści na różnych frontach.

Przede wszystkim wymienia się tu faktyczną aneksję Białorusi, który  to cel prawdopodobnie jest już zrealizowany i zaczął się dużo wcześniej od całkowitego uzależnienia Mińska od Moskwy. W wariancie eskalacji działań między służbami Białorusi i Polski, Rosja może wkroczyć na Białoruś w celu „zapewnienia bezpieczeństwa przed agresją NATO”, a rosyjscy pogranicznicy będą tymi, którzy będą patrolować od tej pory naszą wschodnią granicę.

Może to jest jedna z ostatnich szans, żeby Unia Europejska, wsparta przez NATO, zachowała się jak wspólnota i dała mocny odpór tego typu szantażom.

Drugim z wymienianych celów jest uzyskanie akceptacji Unii Europejskiej dla Nord Stream 2, ze wszystkimi tego konsekwencjami, czyli między innymi próbą uzależnienia Ukrainy. Nie jest to bezpośrednio związane z kryzysem granicznym, ale skoro dzisiaj ustępująca kanclerz Angela Merkel dzwoniła do prezydenta Rosji wzywając go do zatrzymania niehumanitarnych działań Białorusi, to różne karty przetargowe mogą pojawić się na stole. Zwłaszcza, że w Niemczech następuje zmiana władzy na sprzyjającą Rosji lewicę, a sam kraj przechodzi teraz przez kryzys podaży gazu ziemnego.

Wreszcie, tradycyjnie, wszystkie działania Rosji zmierzają ku podważeniu spójności Paktu Północnoatlantyckiego oraz Unii Europejskiej. Dobrym przykładem jest tu wspomniany telefon Merkel, przyjmowany przez część polskich środowisk jako „próba dogadania się ponad naszymi głowami”.

To krótkoterminowo. Rozważany jest jednak scenariusz dalszej eskalacji konfliktu wokół granicy polsko-białoruskiej. W Kazaniu, jak informuje Marek Budzisz z Nowej Konfederacji, „siły pokojowe” rosyjskiego bloku Organizacji Układu o Bezpieczeństwie Zbiorowym mają ćwiczyć ochronę obozu uchodźców i transportów humanitarnych w obliczu konfliktu z Polską. To „postsowieckie NATO” przygotowuje się na scenariusz ćwiczony przy każdych manewrach Zapad – obronę Białorusi przez agresją NATO wyprowadzoną z Polski.

〉Przeczytaj o międzynarodowych reakcjach po pierwszym dniu masowych prób przełamania granicy

Dalszy rozwój wypadków, jak ostrzega Wojciech Lorenz z PISM, miałby być taki, że przy ryzyku poważnej konfrontacji z NATO – Rosja wykorzysta to do przedstawienia nowego traktatu o bezpieczeństwie w Europie. W ramach nowego układu Polska i cała wschodnia flanka NATO pozostałaby formalnie w sojuszu, ale stałaby się „strefą buforową”. Istniałyby formalne gwarancje bezpieczeństwa, ale mechanizmy, takie jak obecność wojsk sojuszu, zostałyby zniesione jako warunek deeskalacji.

Nie tylko Rosja może ugrać tu swój interes. Jak twierdzi Witold Repetowicz, wzrasta prawdopodobieństwo, że Turcja wykorzysta zamieszanie do uderzenia na syryjskich Kurdów, co już wcześniej sugerowała, a konflikt odwróci uwagę społeczeństwa od gospodarczej katastrofy. To tylko ułatwi ściąganie kolejnych chętnych do dostania się do Unii Europejskiej nowym białoruskim szlakiem.

Zgadzam się z Piotrem Burasem z European Council of Foreign Relations, że sytuacja na granicy ma wiele wymiarów – i ten polityczny, i strategiczny, i humanitarny. Teraz jednak należy skupić się na tym najważniejszym, bo rozproszenie na wielowątkowość tematu nie służy naszemu bezpieczeństwu.

W tej chwili może to jest jedna z ostatnich szans, żeby Unia Europejska, wsparta przez NATO, zachowała się jak wspólnota i dała mocny odpór tego typu szantażom. W przeciwnym razie możemy ujrzeć jej powolny koniec, marginalizację znaczenia, rozpad na układy służące bardziej jej poszczególnym państwom członkowskim, niż całości.

W świetle tych rozważań imigranci są jedynie narzędziem destabilizacji; drugorzędne jest to, czy świadomie współpracują, czy wciągnięci zostali w pułapkę. Gdy widać, w jaką grę została wciągnięta Polska, w zupełnie innej perspektywie postrzega się wszelkie takie działania, jak ataki na naszych funkcjonariuszy, wyzwiska, namawianie do dezercji, czy domaganie się otwartych granic, co tylko nasiliłoby migrację. I od wczoraj nie ma żadnego wytłumaczenia dla takiej postawy.

Udostępnij na
Video signVideo signVideo signVideo sign

Jan Wójcik

Założyciel portalu euroislam.pl, członek zarządu Fundacji Instytut Spraw Europejskich, koordynator międzynarodowej inicjatywy przeciwko członkostwu Turcji w UE. Autor artykułów i publikacji naukowych na temat islamizmu, terroryzmu i stosunków międzynarodowych, komentator wydarzeń w mediach.

Inne artykuły autora:

Torysi boją się oskarżeń o islamofobię

Kto jest zawiedziony polityką imigracyjną?

Afrykański konflikt na ulicach Europy