Obraz problemu integracji muzułmanów w Wielkiej Brytanii odmalowany przez Adama Szostkiewicza w artykule „Lordowie Allaha” w ostatniej „Polityce”, koncentruje się na skrajnościach. Z jednej strony niewielka grupka terrorystów, z drugiej brytyjska islamofobia spod znaku EDL.
Natomiast brytyjscy muzułmańscy politycy, którzy promują antysemityzm, którzy najchętniej ograniczyliby wolność wypowiedzi, a Obamę uważają za terrorystę, zdaniem redaktora Adama Szostkiewicza mają tylko „problem wizerunkowy.”
W sprawie integracji Szostkiewicz zabrał akurat głos w tygodniu, kiedy brytyjska prasa pisze o problemach baronessy Sajedy Warsi, stawianej przez niego za wzorzec integracji. Baronessa Warsi to pierwsza muzułmanka minister związana z konserwatystami. I trzeba przyznać, że Warsi jest jednocześnie w stanie skrytykować i muzułmanów za wykorzystywanie dziewcząt i lewicę za błędny model integracji.
Natomiast w tym tygodniu to lewica postawiła jej pytanie o podróże do Zatoki Perskiej sfinansowane przez Arabię Saudyjską sponsora wahabizmu, co nie jest w zwyczaju brytyjskich ministrów. Do tego dochodzi nieujawnienie przez nią udziałów w firmie produkującej przyprawy, w której partnerem jest jeden z przywódców Hizb ut-Tahrir (HuT), Abid Hussain. HuT to islamistyczna partia, która otwarcie deklaruje budowę światowego kalifatu. Konserwatyści, do których należy Warsi, obiecywali zakazać działalności HuT, kiedy obejmą władzę. Tymczasem Dawid Cameron, który obiecał walkę z radykałami, ponad rok temu musiał zakazać swojej minister Warsi udziału w konferencji, na której promowano terroryzm.
Pojawił się tam za to inny przykład z tekstu Polityki – lord Nazir Ahmed. Szostkiewicz traktuje go jednak łagodnie określając jego antysemickie wybryki oraz ataki na wolnomyślicieli jako „problem wizerunkowy”. Jaki system wartości trzeba wyznawać, by o Salmanie Rushdim, którego głowy domagali się muzułmanie na całym świecie, powiedzieć że ma „krew na rękach”?
Pomińmy jednak polityków, bowiem „najprostsi muzułmanie dostrzegają w Europie, że ich życie może być nieco inne i lepsze niż w krajach ojczystych, a przy tym nie muszą wyrzekać się swej tożsamości”. Redaktor zastrzega jednak, że „to jest dzieło w tworzeniu i nie ma gwarancji, że ostatecznie zakończy się sukcesem”. Czy do sukcesu przybliża nas to, że 40% brytyjskich studentów muzułmanów popiera szariat? Czy to, że 1/3 popiera zabijanie w imię religii? Czy, o czym wspomina Szostkiewicz, że rozwija się już nieformalny system sądownictwa oparty na szariacie, który według raportów, o czym nie wspomina Szostkiewicz, łamie zasadę równości płci?
Łatwo szukać winnych w „agresywnym laicyzmie” czy islamofobicznym nacjonalizmie, jeżeli trywialnie sprowadzi się problem integracji do „tragicznych wyjątków”, jakimi są gotowi na śmierć terroryści, a z drugiej strony do antymuzułmańskiej skrajnej prawicy. Tylko że to obraz zafałszowany. Realny problem to nie islamofobia, jak pisze w odpowiedzi na zarzuty Warsi, rzecznik „agresywnego laicyzmu” Daniel Greenfield. To brytyjski nastolatek jutra o imieniu Mahomet, odrzucający brytyjskie prawo na rzecz szariatu, Magna Cartę na rzecz Koranu, Churchilla na rzecz proroka Mahometa.
I najdziwniejsze w tym wszystkim jest, że w przypadku Radia Maryja, uchodzącego w Polsce za najbardziej skrajnie konserwatywną opcję religijną, Szostkiewicz nie jest tak wyrozumiały. „Trzeba śledzić radiomaryjny przekaz. Robić zestawienia, liczyć…” alarmuje w Tok FM.
A przecież Warsi zyskiwała głosy dzięki kolportowaniu homofobicznych ulotek , a lord Nazir Ahmed nie ma problemów z wizerunkiem, tylko jest po prostu antysemitą. To jest nie tylko logiczna, ale przede wszystkim moralna niekonsekwencja redaktora Szostkiewicza.