Kilka dni temu świat mediów obiegła wzbudzająca skrajne emocje informacja, że wydanie specjalne amerykańskiego magazynu „Sports Illustrated“, zajmujące się modą plażową, z dumą i radością pokaże na okładce amerykańsko – somalijską modelkę Halimę Aden… w hidżabie i burkini.
Liberalne media aż zachłysnęły się z zachwytu rozwodząc się nad tym wspaniałym, nowoczesnym postanowieniem, wspierającym prawo kobiet do samostanowienia i decydowania o swym odzieniu. Wszyscy chórem odśpiewali odę do równouprawnienia, które oto dzięki właśnie takim światłym i niepodważalnie pozytywnym decyzjom będzie rozkwitać na plażach, trotuarach i okładkach pism modowych. Modelka jest szczęśliwa i czuje się zaszczycona tym, że magazyn „zdecydował się pokazać piękno dyskretnie ubranych kobiet”. A ten jest również dumny ze swojej idei, za jednym zamachem wprowadzającej w świat mody skromne muzułmanki i dającej prztyczka w nos wszystkim ograniczonym rasistom i wrogom wolności stroju.
Dlaczego jednak ci obrońcy praw uciśnionych niewiast wybrali za symbol swojej walki akurat ten kawał tkaniny, którą bezskutecznie próbują zrzucić z głów walczące o swoje prawa kobiety w krajach muzułmańskich, nie wiadomo. Także nie jest do końca jasne, dlaczego właśnie plaże amerykańskie i europejskie tej akurat swobody obyczajów, zwanych przewrotnie skromnością, koniecznie potrzebują. Można przypuszczać jedynie, że cała ta parada niewiele ma do czynienia z czyimkolwiek prawem, poza prawem producentów takowych strojów do sprzedaży ich i reklamy na skalę światową. Prawdopodobnie wyczuli wielki rynek i niemały kryjący się za tym interes, a opiewane prawa człowieka pasują tutaj jak kwiatek do kożucha.
Podsumowując, można tylko dodać, że smutny to tryumf otwartości i tolerancji nad zaściankowością i ksenofobią, skoro symbol ucisku kobiet i patriarchalizmu w blasku reflektorów wkracza na salony.
Natalia Osten-Sacken