Salafici prześladują izraelskich Arabów

Kiedy Hanin Radi, izraelska Arabka, chciała zorganizować maraton w swoim rodzinnym mieście, Tirah, otrzymała pogróżki od radykalnych islamistów.

„Biegałam maratony już wszędzie, ale na ulicach mojego miasta boję się tego dokonać”, powiedziała Radi, pochodząca z Tirah, arabskiego miasteczka w środkowej części Izraela. 36-letnia matka czwórki dzieci znalazła się w gronie osób, które wzbudziły gniew salafitów, mających coraz mocniejszą pozycję wśród arabskiej społeczności Izraela.

Powołując się na sztywną interpretację sunnickiej wersji islamu, salafici rozpoczęli kampanię propagandową w instytucjach kulturalnych i wśród lokalnych władz, sprzeciwiając się wszystkiemu, co uznają za niemoralne.

Radi, która ukończyła maraton w Tel Awiwie na trzeciej pozycji, postrzegana jest przez salafitów jako przykład naruszenia rygorystycznych zasad dotyczących kobiet i skromności. Biegaczka wraz z 50 innymi kobietami z Tirah trenuje trzy razy w tygodniu. Kobiety mogą biegać jednak tylko po zmroku na zamkniętym stadionie, gdzie nie ma żadnych mężczyzn.

„W ubiegłym roku wszystko było już przygotowane do maratonu. Ogłosiliśmy datę wydarzenia i powiesiliśmy plakaty – wyjaśnia Radi, która sama jest muzułmanką. – Kiedy z dziewczynami byłyśmy już gotowe do biegu, na naszej drodze stanęli brodaci mężczyźni, którzy zaczęli nas obrażać i nastawiać ludzi przeciwko nam”. Tego samego wieczoru grożono jej przez telefon śmiercią, strzelano w kierunku jej domu i samochodu.

Izraelska policja w związku z zajściem przesłuchała islamskiego duchownego, podejrzanego o nakłanianie do przemocy przeciwko uczestnikom biegu. Postępowanie jednak zakończono bez postawienia zarzutów i bez aresztowań. Policja odrzuciła oskarżenie, jakoby traktowała przypadki nękania Arabów mniej starannie niż te z udziałem Żydów.

Arabowie mieszkający w Izraelu stanowią około 17 procent ośmiomilionowej społeczności kraju. Większość z nich to muzułmanie, choć są wśród nich także chrześcijanie i Druzowie. Nie ma statystyk stwierdzających, ilu muzułmanów uważa się za salafitów, lecz przywódcy lokalnych społeczności szacują ich liczbę na kilka tysięcy.

Swego czasu salafici prowadzili kampanię przeciwko arabskojęzycznym filmom i spektaklom teatralnym, kluczowym dla walki o tożsamość Arabów z Izraela. Mniejszość ta ciężko pracuje na to, żeby zachować swoje palestyńskie dziedzictwo w kraju, w którym uważają siebie za obywateli drugiej kategorii i narzekają na dyskryminację, zwłaszcza w obszarze pracy i zakwaterowania. W ostatnim czasie radykałowie w kilku miastach zablokowali koncert palestyńskiego piosenkarza Haithama Khalailaha, który w Bejrucie zajął drugie miejsce w arabskim „Idolu”. Uznano, że piosenkarz „narusza moralność i prawo islamu”.

Innym tego typu przypadkiem było wymuszenie zwolnienia ze szkoły Aliego Mawasiego, arabskiego nauczyciela z miejscowości Baqa al-Gharbiya, na północy kraju, po tym, jak pokazał uczniom nominowany do Oscara palestyński film „Omar”, opowiadający o agentach izraelskich służb wywiadowczych próbujących rekrutować młodych Palestyńczyków. W filmie pojawia się scena krótkiego pocałunku nastolatków – z punktu widzenia szerszej publiczności niewinnego, lecz przez ultrakonserwatystów uznanego za „pornograficzny”.

Ostatecznie izraelski trybunał pracy uznał nauczyciela za niewinnego i nakazał przywrócić go na stanowisko. Na tym się jednak nie skończyło. „Trzy tygodnie po wyświetleniu filmu salafici przyszli do szkoły, zaatakowali mnie i obrażali, po czym zaczęli mi grozić”, powiedział Mawasi.

Prefesor Nuhad Ali z Uniwersytetu w Haifie wyjaśnia, że ugrupowania islamskie walczą o poparcie wśród Arabów z Izraela ze świeckim palestyńskim ruchem nacjonalistycznym. Jego zdaniem radykałowie starają się przekonać ludzi, że ich trudna sytuacja wynika z oddalenia się od religii. Mają zamiar również powstrzymać muzułmanów, którzy stali się częścią izraelskiego establishmentu, np. południowy odłam Ruchu Islamskiego w kraju, którego przedstawiciele są członkami parlamentu.

Izraelscy Arabowie wezwali władze do większego wysiłku na rzecz powstrzymania islamistów. „Ludzie pisali na Facebooku, że Ali Mawasi zasługuje na kulkę w łeb”, powiedział, nawiązując do sytuacji nauczyciela Jafar Farah, przewodniczący reprezentującej Arabów z Izraela organizacji praw człowieka Mossawa. „Gdyby tego typu komentarze Arabów padły pod adresem izraelskich żydów, ich autorzy jeszcze tego samego dnia trafiliby do aresztu”, stwierdził „Izraelska policja utrzymuje, że pilnuje porządku, w rzeczywistości jednak woli, gdy Arabowie walczą między sobą”, dodał na koniec.

Bohun, na podst. http://www.france24.com/

Udostępnij na
Video signVideo signVideo signVideo sign