„Tolerancja jest ostatnią cnotą upadającej cywilizacji”/Arystoteles/
Wychodzę dziś na spacer. Nie mogę ? Ach tak, obok jest dzielnica muzułmańska, będą mnie zaczepiać, tu żadna kobieta nie spaceruje pieszo, tu nikt nie spaceruje. To jadę do miasta, pozwiedzam trochę galerie handlowe i zahaczę o jakiś aperitif. Nie ! Nie sama, lepiej nie, z pewnością przykujesz uwagę wszędobylskich „Arabów”. To nawet nie poderwę żadnego Francuza ? Jak szukasz kłopotów i niepotrzebnych przygód, jedź. Cud, że w ogóle mogę wejść do knajpy i napić się czegoś procentowego.
Natychmiast przychodzą mi na myśl wspomnienia z pobytu w jednym z arabskich krajów, gdzie nie obsłużono mnie z powodu naczelnej wady jaką jest moja płeć.
Według statystycznych danych muzułmanie we Francji liczą około 5 milionów osób, co stanowi 8 procent całej populacji kraju. Ja mam wrażenie, że jest ich dwa razy więcej niż rodowitych Francuzów. Wiele się nie mylę. Ta milionowa rozbieżność wynika z braku rzetelnych danych na temat liczebności francuskich grup religijnych. Spis powszechny nie zawiera pytania o przynależność religijną, ponieważ jest ustawowo zakazane zadawanie pytania na temat wiary. Jeśli nie chcecie zatem być posądzeni o rasizm, lepiej unikać tego tematu w całej jego rozpiętości. Dodatkowo, szacunkowe wyliczenia utrudnia fakt, że kolejne pokolenie społeczności muzułmańskiej, urodzone już w Republice jest obywatelem francuskim.
Trzeba jednak wyraźnie zaznaczyć granice pomiędzy poszczególnymi mniejszościami. Potocznie – choć w kuluarach- zwani Les Arabes- (we Francji, za ten wyraz jestem rasistką) pochodzą z północnej Afryki, ale nie czarni. Ci, mają osobisty rasistowski przydomek Les Noir zamieszkując głównie przedmieścia Paryża, środowisko przestępcze, zajmujące się głównie handlem żywym towarem, żyje w gettach, do których nikt nie ośmiela się nawet zbliżyć. Les Arabes zamieszkują głównie Marsylię, Lyon i Lille, choć w praktyce są wszędzie. Kryminogenne społeczności spośród nich parają się głównie handlem narkotykami, pozostałych utrzymuje państwo. To głównie Algierczycy. Są jeszcze Marokańczycy, choć rasy arabskiej, jednak zupełnie odmiennie traktowani przez Francuzów. Oni należą przeważnie do klasy pracującej. Są to dane zgeneralizowane i spłycone – grzech główny etnologa. Szufladkuję je tymczasowo, dla łatwiejszego rozeznania tematu. Istnieje jeszcze kilka grup w tej dziwnej klasyfikacji, ale to osobny temat.
Problem z powiększającą się w zawrotnym tempie mniejszością przybiera na sile z każdym miesiącem. Jeszcze większe stają się roszczenia grupy. Pracownicy wyznania muzułmańskiego żądają osobnych kantyn w miejscach pracy, by ich mięso nie miało okazji stykać się z mięsem „nieczystym”, by nie trzeba było siedzieć obok osób spożywających wieprzowinę ani też być obsługiwanym przez kelnerki z odkrytymi ramionami. A święta muzułmańskie muszą być dniami wolnymi od pracy. Pretensjonalizm dosięga niemalże całej organizacji życia społecznego. W szpitalach mężczyźni wyznający islam żądają, by ich żony były przyjmowane przez lekarzy płci żeńskiej. Takiego wyboru jednak nie zapewnia publiczna służba zdrowia. Czasami dochodzi nawet do pobić położników. (Le Figaro) Przecież juz dawno, w imię powszechnej równości wyznań, ściągnięto krzyże ze szkolnych ścian. W imię tejże równości i powszechnie przyjętej tolerancji, domaga się budowy nowych minaretów. W ostatnich latach powstało więcej miejsc kultu muzułmańskiego, niż jakiegokolwiek innego. Bo na co nowe kościoły Francuzom, jak i te, istniejące już od wieków, świecą pustkami ? To są jednak jedynie skrawki informacji docierających do opinii publicznej. Najwyraźniej postawę pretensjonalną obrazuje brutalna codzienność. Znajoma staruszka, ogromnie się spiesząc i próbując wyjechać samochodem zaparkowanym przed apteką, krzyknęła zdenerwowana na kobietę pochodzenia arabskiego, żeby ta się przesunęła. Kobieta odburknęła coś pod nosem, wywiązała się nerwowa wymiana zdań. Na to wszystko przyszedł mąż kobiety. Zrobiło się jeszcze bardziej nerwowo. Napatoczyła się policja („napatoczyła”, bo raczej wykazują postawę niemieszania się w konflikty na tle rasowym), która, wysłuchawszy obu stron, wlepiła staruszce mandat za „podsycanie nienawiści”. Kiedy parkujemy na chwilkę w miejscu niedozwolonym, mandacik już frunie w naszą stronę, ale po chwili, gdy w tym wymalowanym kwadracie ląduje nowy mercedes z młodym kierowcą pochodzenia hm. nikt nic nie widzi. Młody, nad wyraz cwaniakowaty mężczyzna, spogląda zuchwale w naszą stronę i odchodzi. Gdybym to ja zafundowała mu takie spojrzenie, znowu mandacik
Kilka miesięcy temu w polskich mediach ukazała się informacja o poderżnięciu gardła w biały dzień pewnemu mężczyźnie, delektującemu się kawą w towarzystwie piękniej kobiety na bulwarach Paryża. Opisano całą sytuację od początku do końca, wskazując wyraźnie winnego pochodzenia arabskiego. Ta sama informacja w samej Francji brzmiała podobnie, z wyjątkiem zakończenia. Ta i każda inna nowinka kryminalna opisuje sprawcę jako „l’etranger” (zagranicznego obywatela), ewentualnie „zakapturowanego”.
Każda akcja policji skierowana w „ l’etranger” jest długo i skrupulatnie przygotowywana, o ile oczywiście gra jest warta świeczki. Bo gdy świeczką okazuje się skradziony samochód…
Są dzielnice występujące pod powszechnie używaną nazwą „l’endroi interdit” (zakazane dzielnice), będące niczym innym, jak gettami. Policja zapuszcza się tam tylko na zorganizowane akcje. „ Zakapturowany” jest więc tam bezpieczny.
Każdego dnia we Francji płoną samochody. Kto o tym mówi ? Kilka aut, „C’est pas grave”, lepiej nie dolewać oliwy do mocno już rozgorzałego ognia. A dlaczego samochody płoną ? Bo dziś wygrała drużyna z Algierii, bo dziś przegrała drużyna z Nigerii, bo są osiemnaste urodziny, bo w tym mieście mieszkańcy mają lepiej, bo złapali kilku, bo nie chcą przyznać „socjala”, bo on mnie dziś wkurzył…
Więcej na: http://alexandraneel.blogspot.com/2011/01/rasizm-po-francusku.html