„Przemoc jest wynikiem nauki Mahometa“

„Niereformowany islam nie jest religią pokoju” – mówi Ayaan Hirsi Ali. Widzi wyraźny związek między naukami Koranu a przemocą islamistów. W publicznym radio Deutschlandfunk (DLF), przedstawiając swoją książkę „Zreformujcie się”, wezwała muzułmanów do wyraźnego odrzucenia dżihadu.

Jasper Barenberg (DLF): Ayaan Hirsi Ali wie, o czym mówi. Córka politycznego dysydenta, urodzona w 1969 r. w Mogadiszu, dorastała na wygnaniu, w Arabii Saudyjskiej, w Etiopii, później w Kenii i została wychowana jako bardzo religijna muzułmanka. Uciekła do Holandii, gdzie studiowała i uzyskała nagłą popularność, gdy podczas pracy nad filmem o ucisku muzułmanek jego reżyser, filmowiec Theo van Gogh, został brutalnie zamordowany przez radykalnego islamistę. Obecnie prowadzi badania na Uniwersytecie Harvarda w USA, a w swojej najnowszej książce wzywa do reformy islamu, która miałaby pogodzić wiarę ze współczesnym światem. Krytycy oskarżają Ayaan Hirsi Ali o islamofobię, potępiając jej krytykę jako zbyt ostrą i zbyt polemiczną. Przed transmisją zapytałem ją, jak radzi sobie z tymi zarzutami.

Ayaan Hirsi Ali: Chciałbym wyjaśnić tym, którzy chcą słuchać, że termin „islamofobia” jest bezsensowny. Islam jest zbiorem idei, religii, systemu wierzeń, a krytyki systemu wierzeń nie należy utożsamiać z wrogością. O wiele ważniejsze pytanie, to dlaczego ktoś mógłby obawiać się islamu? Prowadzi to do dyskusji o tym, że niektórzy muzułmanie dosłownie traktują Koran i nauki Mahometa, a to prowadzi do tworów takich, jak Państwo Islamskie, Boko Haram lub Al Kaida.

Kilka lat temu nazwała pani islam „niszczycielskim nihilistycznym kultem śmierci”. I na samym początku swojej nowej książki pisze pani: „Islam nie jest religią pokoju”. Czy uważa pani, że jest to konstruktywny sposób mówienia o koniecznych reformach islamu, szczególnie jeśli chce się także dotrzeć do muzułmanów?

Myślę, że bardzo ważne jest, aby wyrażać się bardzo jasno. W mojej książce piszę, że niereformowany islam nie jest religią pokoju. Istnieją trzy grupy muzułmanów i to rozróżnienie jest bardzo ważne. Jest taka kategoria muzułmanów, którą nazywam muzułmanami Medyny. To są ci, którzy dosłownie interpretują Koran. Jeśli spojrzeć na to, co robi ISIS, co robią Boko Haram i Al Shabab, czy nie nazwałby pan tego nihilistycznym kultem śmierci? Ale są jeszcze dwie grupy muzułmanów. Muzułmanie Mekki są uwięzieni w stanie dysonansu poznawczego i są muzułmanami skłonnymi do reform. I jeszcze jest rosnąca grupa reformatorów. To muzułmanie, którzy twierdzą, że elementy islamu muszą zostać zmienione – to jest najważniejsza grupa.

Euro-islam to fantazja, on nie istnieje. To, co mamy teraz, to niereformowany islam.

W rzeczywistości większość muzułmanów określa pani jako pokojową. Czy to nie jest sprzeczne z tezą, że sam islam jest pełen przemocy?

Zapraszam wszystkich, którzy umieją czytać, aby wzięli Koran, to nie jest zbyt gruba książka, aby ją przeczytali i zrozumieli w jaki sposób Mahomet zachowywał się, kiedy opuścił Mekkę i udał się do Medyny. I żeby porównali to z tym, co ludzie, których nazywamy brutalnymi ekstremistami, zrobili z tym przekazem. Zrozumienie tego związku jest bardzo istotne. Jeśli się tego nie zrobi i twierdzi, że islam nie ma nic wspólnego z przemocą popełnioną w jego imieniu, to nigdy nie osiągniemy pozycji, z której moglibyśmy zreformować tę religię, a która mogłaby nam zapewnić, że przyszłe pokolenia nie będą jej nadal brały dosłownie.

Czy mówi pani wobec tego, że organizacja Państwo Islamskie ze wszystkimi swoimi zbrodniami jest wyrazem, jedną z możliwości islamu?

To nie tylko Państwo Islamskie. Na przykład rząd Arabii Saudyjskiej opiera się na prawie szariatu. Podobnie rząd Iranu. Tak więc, jeśli widzimy, że szariat jest czasem wdrażany w życie dosłownie, z dekapitacjami lub amputacjami, ludzie są biczowani, kobiety lub homoseksualiści są dyskryminowani, wszystko to odbywa się w imię islamu i nauczania proroka Mahometa. Dlatego, jeśli chcemy, aby te rzeczy się skończyły i coś się zmieniło, ważne jest rozpoznanie związku między islamem a praktykami i okrucieństwami popełnionymi w jego imieniu – a następnie rozpoczęcie reformacji.

Żąda pani reformacji w sensie Marcina Lutra, nie reformy. Jaka jest różnica?

Musimy uznać, że w islamie są wartości, które wyraźnie należy odrzucić. Mam na myśli pięć kluczowych punktów. Jeśli mamy czas, to chętnie je nazwę. Jeśli te punkty zostaną zmienione, będziemy mieli do czynienia z islamem, który jest religią, a nie ruchem politycznym.

Może pani wybrać jeden, dwa najważniejsze punkty.

Dobrze. Myślę, że jednym z kluczowych punktów jest to, że muzułmanie powinni zmieniać swój stosunek do Koranu i Mahometa. I nie mam na myśli tego, że mają odrzucić Koran lub  Mahometa, ale żeby zdystansowali się od części medyńskiej i widzieli ją w jej historycznym kontekście. Drugą kwestią jest to, że muzułmanie inwestują znacznie więcej w życie po śmierci niż w doczesne i to musi także się zmienić. Następnie szariat, najwyższa władza i dżihad. Są to bardzo wyraźne nauki w islamie i islamskiej tradycji, które sprawiają, że ci, którzy praktykują tę religię, są nietolerancyjni i agresywni.

Nie rozumiem jednak, że jednocześnie odrzuca pani ideę euroislamu, cywilizowanej formy, wspieranej przez muzułmanów żyjących tutaj w Europie. Dlaczego?

Euro-islam to fantazja, on nie istnieje. To, co mamy teraz, to niereformowany islam. Kiedy tych pięć kluczowych kwestii, o których mówiłam, zostanie potraktowanych poważnie i jednoznacznie odrzuconych jako fałszywe, można będzie mówić o zreformowanym islamie –  jeśli chcemy  nazwać to euro-islamem to możemy, ale w tej chwili nie ma żadnego euro- islamu.

Społeczność muzułmańska tu w Niemczech potępiła ataki w Paryżu, a także zbrodnie organizacji Państwo Islamskie. Czy społeczność muzułmańska musi uczynić więcej?

Ja twierdzę, że nie wystarczy potępić przemoc. Przemoc jest rezultatem doktryny Mahometa i Koranu. Jeśli ta przemoc ma zostać zakończona, potrzebujemy większości muzułmanów, którzy wyraźnie odrzucą dżihad i zdystansują się od tej części doktryny, która powstała w Medynie oraz od działań proroka w tym mieście.

Polityk Geert Wilders z Holandii był niedawno w Niemczech i wygłosił tu przemówienie. Określił w nim imigrantów muzułmańskich jako przestępców, ostrzegł, że imigranci zagrażają kulturze chrześcijańskiej, że powinniśmy powstrzymać ich napływ. Czy jest to język, który pani popiera?

W mojej książce wyrażam się jasno. Mówię wprost, że większość muzułmanów to ludzie miłujący pokój, a nie kryminaliści. Są także, jak piszę w mojej książce, dysydenci w islamie, osoby, które mówią: „Tak, coś jest nie tak z naszą religią” i próbują to zmienić.

Wielu odnosi wrażenie, że Arabska Wiosna zawiodła. Dlaczego wciąż podkreśla pani, że napisała optymistyczną książkę?

To, co mnie optymistycznie nastraja, to fakt, że grupa dysydentów w islamie rośnie i to w znacznie szybszym tempie, niż mogłam to zaobserwować w 2010 roku. W 2010 roku, podczas demonstracji Arabskiej Wiosny, widziałem duże grupy przeciwników szariatu. Może to mniejszość, ale były na tyle duże, że można je było zobaczyć i usłyszeć. Myślę, że jeśli spojrzeć na liczbę kobiet walczących o swoje prawa w islamie, a nawet niektórych imamów, którzy wyróżniają się i mówią bardzo wyraźnie, że religia i polityka muszą być rozdzielone w islamie – jeśli złożyć te wszystkie rzeczy razem, to istnieje możliwość reformy. Widzę powód do optymizmu.

Ayaan Hirsi Ali, dziękuję bardzo za ten wywiad.

Tłumaczenie Natalia Osten-Sacken, na podst. https://www.deutschlandfunk.de

Udostępnij na
Video signVideo signVideo signVideo sign