Problem migracji potrzebuje kompromisu

(zdjęcie ilustracyjne)

Heinz Theisen

Liberalizm w ostatnich stuleciach, a liberalna demokracja w ostatnich dziesięcioleciach, miały w zachodnim świecie bezprecedensową historię. Również upadek radzieckiego socjalizmu wynika między innymi z przesunięcia paradygmatu z kolektywizmu na indywidualizm.

Globalny proces usuwania granic po upadku muru berlińskiego przetasował karty liberalnych demokracji. Rosja, Chiny, islamizm, a nawet Turcja kwestionują ich supremację. Migranci chcą – co zrozumiałe – uczestniczyć w ich dobrobycie, ale można także rozumieć obawy tych, którzy sami mają zbyt mało, aby coś milionom imigrantów oddać. Nic dziwnego, że w przypadku takich dylematów nie debatuje się otwarcie o kompromisach.

Świat wielobiegunowy nie polega już na uniwersalności Zachodu, ale na jego samowystarczalności. Względny upadek i wewnętrzne słabości liberalnych demokracji wprowadzają na scenę starych i nowych wrogów. Społeczeństwa otwarte są spolaryzowane i kontrowersyjne, szczególnie w odniesieniu do nowego podstawowego konfliktu – między otwartością a stawianiem granic.

Między utopią a regresją

Podczas gdy stara lewica trzyma się kurczowo swoich przekonań, nowa prawica grozi zamknięciem się w geście regresywnej obrony. Ich wzajemne obrzucanie się błotem uniemożliwia poszukiwanie nowych dróg między globalizmem a nacjonalizmem. Nowe pokolenie polityków, próbujące znaleźć rozwiązania niezwiązane z lewicą i prawicą, rozpoczęło już działalność w Austrii i Francji. Duńscy socjaldemokraci zorientowali się również, że wyborcom należy zapewnić równowagę między ich własnymi interesami a otwartością humanitarną. Jednak w USA, Wielkiej Brytanii, Włoszech lub Niemczech centrum pozostawało jak dotąd puste, co bezpośrednio przyczyniło się na przykład do upadku popularnych partii niemieckich. Przegapiły temat i swoje zadania.

Nowe siły polityczne nie zawsze są ekstremistami, ale ich jednostronność raczej nie zapowiada szybkiego rozwiązywania problemów. W niemieckim nacjonalizmie energetycznym niektórzy poświęcają konkurencyjność gospodarki dla „wyzwania stojącego przed ludzkością, czyli zmian klimatu” (Angela Merkel), podczas gdy początkowo burżuazyjny sprzeciw wobec zbyt dużej otwartości coraz bardziej pogrąża się w regresywnym, nostalgicznym nacjonalizmie. Małe kraje, takie jak Singapur, mogą mieć swoje nisze. Średnie państwa nie mogą bronić się przed imperiami, takimi jak Chiny, Stany Zjednoczone i Rosja. Brexit przekształca się w farsę „America first“.

W „walce z prawicą” konkretne strony nie mają innego środka, niż walka z objawami. Przyczyny tego nie znajdą się w centrum publicznej uwagi, dopóki wyłączone są fundamentalne pytania o granice otwartego społeczeństwa. Walka z dysydentami dodatkowo destabilizuje demokracje, ponieważ nawet nie rozróżnia między tymi, którzy zachowują demokrację jako konserwatyści, a tymi, którzy chcą walczyć z demokracją jako prawicowi ekstremiści.

Samozaprzeczenie i wspólny mianownik

Pewien rodzaj postmodernistycznego marksizmu kulturowego ujawnia swoje oblicze poprzez odrzucenie własnej kultury i głoszenie równości wszystkich kultur, na równi ze świeckością i swobodą wyboru. Lęki ekologiczne pobudzają apokaliptyczne ruchy, których jednostronny punkt widzenia w sprawie zmian klimatu źle wpływa na główne zadanie polityki, jakim jest dążenie do równowagi między zagadnieniami ekologicznymi, ekonomicznymi, społecznymi, kulturalnymi i psychologicznymi.

Niefortunny słowotwór „demokracja nieliberalna” (Viktor Orban), oznacza reorganizację wolności – poza atomizacją i globalizmem, przy pomocy tradycyjnych wspólnot, narodu i religii. Klasyczny ordoliberalizm zawsze szukał uporządkowanej wolności. Najważniejsze z tego są relacje między państwem a rynkiem, które należy rozszerzyć i zróżnicować w dobie globalizacji.

Nikt nie powinien wracać do tego, co już zostało osiągięte. Wręcz przeciwnie – w regionach słabo rozwiniętych jedynie ekspansja indywidualnych wolności może w dłuższej perspektywie pomóc wydostać się ze ślepych zaułków zbiorowych uwikłań. Zwłaszcza na Bliskim Wschodzie liberalizm wciąż czeka na swoją przyszłość. Tam zmiana paradygmatu z kolektywizmu na indywidualne interesy – jak w Europie Zachodniej po II wojnie światowej i Europie Wschodniej po 1990 r. – musiałaby doprowadzić do zniesienia związków wyznaniowo – religijnych lub etnicznych.

Przeciwieństwa i wzajemności

Utrata centrum była poprzedzona utratą kultury otwartej debaty, która pozbawiła otwarte społeczeństwa ich największej siły. Ważne jest, aby zbudować je ponownie, aby znaleźć nowe kompromisy i syntezy. Na przykład liberalne centrum mogłoby łączyć afirmację różnorodności wielokulturowej z odrzuceniem wielokulturowości wzmacniającej różnice i zagrażającej spójności społecznej i wolności jednostki.

Inne pozorne przeciwieństwa również wymagają nowej wzajemności. To mogłoby się zacząć od bardziej zróżnicowanego wykorzystania systemów funkcjonalnych. Podstawowa globalność nauki i technologii kontrastuje z koniecznością zachowania poszczególnych kultur, nieodzowną do zachowania tożsamości i spójności.

Indywidualizm można zrekompensować intensywniejszą komunikacją. Antyimperialistyczne „lewicowe” samoograniczenie na zewnątrz umożliwia bardziej „prawicowe” samostanowienie do wewnątrz. Globalna konkurencja wymaga lokalnych przestrzeni – nie tylko w celu przygotowania się do przyszłej konkurencyjności. Sprzeczność między ochroną [siebie] a otwartością w porządku chronologicznym sama się znosi. Wolny handel i wewnętrzną solidarność społeczną można pogodzić, stosując zasadę wzajemności.

Znowu być zdolnym do działania

Nowy środek między nierzeczywistą wspólnością a regresywnym partykularyzmem może być budowany na lewicy i prawicy, na ideach ekologicznych, liberalnych i konserwatywnych. Odpowiedni priorytet wynikałby z logiki systemów funkcjonalnych. Konserwatyzm kulturowy, liberalizm ekonomiczny, władza w zakresie praworządności oraz wspierające i wymagające państwo opiekuńcze nie są przeciwieństwami, lecz wzajemnością. Właśnie dzięki swoim priorytetom centrum zyskało na znaczeniu i popularności.

W takim przypadku musiałby „kapitalizm społeczny” (Paul Collier) także połączyć globalizm z państwem narodowym, liberalizm z uporządkowaniem, otwartość z zachowaniem granic. Na poziomie globalnym wystarczyłaby cienka warstwa prostych reguł postępowania. Dzięki zdolności lokalnych graczy do działania demokracja zostałaby wzmocniona, a nowemu  nacjonalizmowi odebrany wiatr z żagli.

Unia Europejska nie potrzebuje zatem jednolitości ani równości, lecz różnych prędkości i zróżnicowania swoich zadań, w zależności od wymaganych poziomów, obszarów działania i podmiotów. Brytyjczycy powinni byli w Unii Europejskiej pogodzić ponadnarodowość Unii z ochroną i suwerennością państw narodowych.

Kontrolowane ograniczenia byłyby wymagane zarówno dla większej różnorodności wewnętrznej, jak i dla większej jedności na zewnątrz. Zamiast „otwartych szeroko bram” albo „dzielących murów” metafora drzwi mogłaby pomóc zrozumieć, że – jak w każdym domu – każda forma państwowości musi być czasem otwarta, a czasem zamknięta. Strażnicy polityczni powinni wówczas zdecydować o związku między otwartością i kontrolą, dynamizmem i sterowaniem, oraz globalnymi zmianami a ochroną lokalnych wartości.

Heinz Theisen – profesor politologii na katolickim uniwersytecie w Kolonii (Katolische Fachhochschule).

Tłumaczenie Natalia Osten-Sacken, na podst. https://www.achgut.com

Poglądy autorów publikacji nie zawsze są zgodne ze stanowiskiem redakcji Euroislamu.

 

Udostępnij na
Video signVideo signVideo signVideo sign