Al-Kaida Północnego Maghrebu od lat porywa i morduje zachodnich turystów. Kiedyś zdawała się robić to jedynie dla pieniędzy, dziś ma bardziej polityczne ambicje. Chaos na północy Afryki tylko wzmacnia tę organizację.
Czwórka turystów siedziała ze swoim przewodnikiem przy stoliku w restauracji. Do Timbuktu, starożytnego malijskiego miasta, dotarli dwa dni wcześniej. Nagle do lokalu wpadli uzbrojeni mężczyźni. Wskazali karabinami na obcokrajowców i kazali im wyjść z lokalu. Na zewnątrz czekała zdezelowana ciężarówka. Jeden z pojmanych, starszy Niemiec, zaprotestował. Padły strzały. Auto ruszyło w kierunku niemal bezludnej północy kraju.
Dzień wcześniej, 24 listopada, doszło to innego porwania: w Hombori, na wschodzie Mali, uprowadzono dwóch geologów z Francji. Porywacze znali się na swoim fachu: najpierw szybko obezwładnili strażników, potem zmusili kierownika hotelu do wskazania właściwych drzwi. – Przyszliśmy po białych, nie po ciebie, więc siedź cicho – wysyczeli.Po chwili dwa wozy terenowe pędziły już na północ. Europejczycy musieli się bronić – w pokoju znaleziono ślady walki i krew.
Chociaż żadna grupa nie przyznała się do przeprowadzenia tych akcji, podejrzenia od razu padły na Al-Kaidę Islamskiego Maghrebu (AKIM). Jej członkowie porwali do tej pory ponad 50 Europejczyków, a na okupach zarobili, według agencji Associated Press, około 130 mln dol. Obecnie przetrzymują co najmniej trzynaście osób. Szóstka z nich to francuscy obywatele. I nie jest to przypadek.
Więcej na www.wp.pl