Przeciwników przymusu jest na razie więcej
W kontrze do tej propozycji wpłynęły dwa listy, tego samego dnia, od Austrii i Danii, które przestrzegają przed rozbudzaniem na nowo poprzednich konfliktów, a tym właśnie jest ich zdaniem propozycja obowiązkowej relokacji. Wiedeń i Kopenhaga oczekują jakiejś elastyczności wobec sposobów okazywania solidarności krajom dotkniętym masową imigracją.
Pozostaje to w zgodzie z kolejnym, złożonym dzień wcześniej, listem wszystkich krajów Grupy Wyszehradzkiej (Polska, Czechy, Słowacja, Węgry), Austrii, Słowenii, Łotwy i Estonii, które chcą wziąć udział w obowiązkowej, solidarnej walce z próbami przekroczenia granicy, ale nie zgadzają się na obowiązkową relokację. (Pełna treść listu)
Głos w sprawie zajął także minister spraw wewnętrznych Polski – Mariusz Kamiński. Określił propozycje w liście jako wynikające ze „zdrowego rozsądku”, a nie z „ksenofobii”. „Polski rząd nie zgadza się i nie zgodzi się na narzucanie żadnych społecznych i kulturowych eksperymentów”, powiedział minister. Zdaniem Kamińskiego takie eksperymenty w krajach Europy Zachodniej doprowadziły do społecznych konfliktów na tle rasistowskim i religijnym.
Mglisty przeciek z Komisji
Problem jest nie tylko z pomysłami państw śródziemnomorskich. Dzisiaj „Die Welt” podaje, że nieopublikowany projekt samej Komisji Europejskiej napotyka opór w Niemczech. Berlinowi mają nie podobać się „mgliste sformułowania” dotyczące zasad udzielania pomocy w wypadku masowego napływu migrantów. W projekcie jednocześnie ma być zapisany mechanizm rozdziału uchodźców, ale kraje sprzeciwiające się temu, takie jak Polska, mogłyby przejmować na siebie ciężar ochrony granic.
Kolejny z anonimowych dyplomatów krytykuje też projekt współpracy z krajami trzecimi w kwestii ośrodków dla osób oczekujących na rozpatrzenie wniosku. Nazywa to „pobożnym życzeniem zamiast konkretnej polityki”. Projekt założenia obozów dla osób szukających azylu w krajach trzecich miałby jednocześnie oddalić wizję łatwego dostania się do Europy pod pretekstem szukania ochrony, a jednocześnie zapewnić możliwość rozpatrzenia takiego wniosku i udzielenia azylu.
Nie jest to nowa koncepcja i nie padły inne, lepsze rozwiązania, a w ostatnich kilku latach nie udało się przekonać żadnego kraju trzeciego do udziału w takim projekcie. Może poza Turcją, z którą Unia, przy różnych perturbacjach nadal ma jednak umowę o powstrzymywaniu nielegalnej imigracji.
Jednak i w samych Niemczech nie ma zgody co do rozwiązań. Wraz z rozpoczęciem kadencji przewodnictwa Berlina w Radzie Europejskiej UE od 1 lipca, sprawę systemu azylowego chce naprzód popchnąć Horst Seehofer (CSU) minister spraw wewnętrznych. Dla niego system ten zasadzać się miałby na rozbudowie uprawnień Frontexu i zawracaniu, a nie relokacji tych osób, które nie będą kwalifikować się do ochrony. Działania te miałyby być procedowane na granicach, czemu z kolei sprzeciwiają się organizacje walczące o prawa azylantów. Ich zdaniem w takiej sytuacji osoby szukające azylu nie miałyby odpowiedniej reprezentacji prawnej. Dla Polski ta dyskusja może być o tyle mniej istotna, że i minister, i „NGO-sy” są zgodni, iż należy domagać się solidarnej odpowiedzialności ze strony Unii.
Mniej nielegalnej imigracji, więcej nastrojów antyimigracyjnych
Wezwanie unijnych krajów rejonu Morza Śródziemnego zbiega się w czasie z najniższym poziomem nielegalnej imigracji od roku 2013, jak informuje Frontex w raporcie o zagrożeniach na rok 2020. Jednak biorąc pod uwagę długotrwały proces polityczny w UE, państwa te mogą przystępować do prób stworzenia nowego systemu antycypując przyszłe ruchy migracyjne. Będą one i tak napędzane przez niezwykle dynamiczną demografię w Afryce i niektórych krajach Azji.
Wniosek grupy śródziemnomorskiej jest o tyle trudny do zaakceptowania, że nadal głównym nierozwiązanym problemem polityki migracyjnej jest nieskuteczna deportacja. Przy przedłużających się procedurach powoduje ona, że duża część osób nie mających prawa pobytu w UE i tak zostaje w niej na stałe. Jest ona skuteczniejsza w stosunku do Rosjan czy Ukraińców, ale już co do obywateli państw Bliskiego Wschodu czy Afryki wskaźniki skutecznego powrotu są dużo niższe.
Dyskusja o nielegalnej imigracji przypomina więc obecnie nie tyle rozmowy o tym, jak zabezpieczyć łódź przed przeciekaniem, czy jak wypompować wodę, lecz o tym, jak ją równo rozłożyć w łodzi.
Inaczej niż ów dyskurs wokół teoretycznego systemu relokacji wyglądała praktyka w styczniu, gdy Turcja zachęcała imigrantów, żeby nielegalnie przekroczyli granicę z Grecją. Mogliśmy wtedy zaobserwować próbę solidarności proponowaną przez przeciwników relokacji. Polska i Austria na przykład wysłały Grekom do pomocy strażników granicznych. Również elity unijne – szefowa KE, szef Parlamentu Europejskiego – wspierały Grecję w obronie przed tureckim szantażem destabilizacją przy użyciu imigrantów.
Może to być wskazówką, że nastroje w Unii zmieniły się znacząco od 2015 roku i w 2020 nikt nie będzie tak ulegał presji, jak zrobiła to wówczas kanclerz Niemiec. Pytanie czy ta demonstracja solidarności wystarczy, żeby państwa członkowskie przeciwne relokacji zaufały, że tym razem chodzi o wspólną ochronę granic i radzenie sobie z sytuacjami kryzysowymi. Decyzja kanclerz Merkel w 2015 roku zostawiła bowiem trwały ślad i nieufność na ewentualnej wspólnej polityce ochrony granic.
W roku 2015 Unia Europejska wprowadziła tymczasowy mechanizm relokacji, który miał dotyczyć ograniczonej liczby osób i takich, których status kwalifikował do udzielenia azylu. Mówiono jednocześnie o planach dla stałego mechanizmu. Polska, Węgry i Czechy ostatecznie nie wykonały podjętych przez Radę Unii Europejskiej decyzji. W kwietniu Trybunał Sprawiedliwości UE uznał, że było to sprzeczne z unijnym prawem.
Jak zauważył portal Politico, sprzeciw wobec stałego mechanizmu zależy od rządów w danym kraju. Teraz, zdaniem cytowanego przez portal dyplomaty, do grupy przeciwników dołączyła Estonia, gdzie w koalicji rządowej znajduje się przeciwna masowej imigracji partia EKRE. Podobnie w Polsce; jest teraz inna niż w 2015 ekipa rządząca, która ze sprzeciwu wobec systemu relokacyjnego zrobiła wyróżnik swojej polityki.
I biorąc pod uwagę polskie wybory prezydenckie, rozkręcająca się w Komisji Europejskiej dyskusja o imigracji raczej nie będzie pomocna dla głównego kontrkandydata PiS, który jest już w kampanii atakowany za uleganie unijnym pomysłom na relokację.
Jan Wójcik
obserwuj autora na @jankwojcik
Źródła: Polskie Radio, Politico, Deutsche Welle, T-online