Polemika. O muzułmanach w Europie bez lukru

W artykule Europa przechodzi na islam, który ukazał się w Gazecie Świątecznej z 2-3 stycznia, pisałem o zmieniającym się w Europie stosunku do imigrantów, a w szczególności do muzułmanów, i cytowałem tezę, że korzyści ekonomiczne spowodowane napływem imigrantów w minionym półwieczu były tymczasowe, zmiany demograficzne zaś, jakie wywołały, są trwałe.
islam-podbije-europe
Powoływałem się również na opinie, że imigracja na wielką skalę w połączeniu z rozbudowanym systemem świadczeń socjalnych oferowanych przez bogate kraje Europy Zachodniej to mariaż niefortunny dla europejskiego podatnika. Mówiłem wreszcie o pogłębiającej się wzajemnej nieufności, o kłopotach z dialogiem, czemu nie sprzyjają często radykalne wypowiedzi islamskich kleryków. Notabene kilka dni temu Francja, znana ze swych koncyliacyjnych wysiłków na rzecz poprawy stosunków z islamem, wydaliła kolejnego kleryka za wzywanie do walki przeciwko Zachodowi i propagowanie przemocy.

Polemizując ze mną w tekście Przestraszeni ludzie patrzą na islam, Michał Danielewski w Gazecie Świątecznej z 9-10 stycznia nie odnosi się do żadnej z tych tez, poza kwestionowaniem liczby zbudowanych meczetów, natomiast zarzuca mi, że łączę wyłącznie z islamem ksenofobię czy gwałcenie praw kobiet w Europie Zachodniej. Gdzie się tego doszukał w moim tekście, nie wiem.

Sporą część polemiki zajmuje demaskacja, że jedna z wielu cytowanych przez mnie osób – prof. Bernard Lewis – doradzała prezydentowi George’owi W. Bushowi. Sam ten fakt ma najwyraźniej dyskredytować Lewisa, a przez to pośrednio i mnie. Gwoli rzetelności warto dodać, że Lewis, zanim doradzał niepopularnemu prezydentowi, uchodził za jednego z najbardziej cenionych na świecie ekspertów w dziedzinie islamu, historii imperium otomańskiego i Bliskiego Wschodu, że był szefem Katedry Studiów Bliskowschodnich Uniwersytetu Londyńskiego, a od 1974 r. kierował katedrą studiów nad tym regionem na uniwersytecie w Princeton. Paul Kennedy, znany brytyjski historyk, recenzując kilka lat temu dla New York Timesa książkę Lewisa, napisał: słusznie wskazuje, że dzieła Mozarta, Szekspira i Woltera podróżują po całym globie, podobnie jak Strawiński, jazz i George Orwell, ale praktycznie zatrzymują się na granicach świata arabskiego, który wykazuje niewielkie zainteresowanie tym, jak inni myślą, piszą, komponują (…). Lewis bynajmniej nie zakłada, że zachodnia, słowiańska czy japońska kultura są z gruntu lepsze; wyraża jedynie zaniepokojenie, że ta trapiona kłopotami część naszej planety nigdy się specjalnie resztą nie interesowała.

Więcej na: wyborcza.pl

Udostępnij na
Video signVideo signVideo signVideo sign