Wiadomość

Poemat o oszczędnym posługiwaniu się prawdą

Hassen_Chalghoumi, francuski imam, który nazywa radykalny islam "rakiem". (Foto: Wikimedia commons)

Słowa Donalda Tuska, że Polska musi mieć kontrolę nad swoimi granicami, wywołały oskarżenia o ksenofobię i granie na tych samych lękach, do których odwołuje się PiS. Prawdopodobnie ludzie rzucający te oskarżenia szczerze w nie wierzą.

Wewnętrzne spory polityczne od lat skłaniały prasę do systematycznej dezinformacji w głębokiej wierze, że cel uświęca środki. Oczywiście możemy powiedzieć, że ta forma dezinformacji nie jest polskim wynalazkiem, że polscy dziennikarze zaledwie papugują wzory zachodnich mediów, że idea, iż wojujący islam jest totalitarną ideologią, jest jednym z największych tabu naszych czasów.

Kiedy Tusk mówi, że „widzimy sceny brutalnych zamieszek we Francji”, sprawia wrażenie, że nie wie, co widzi odbiorca „Gazety Wyborczej” i innych mediów.

Dziś, kiedy kwestia polityki imigracyjnej jest jednym z głównych tematów kampanii wyborczej, będziemy płacić cenę za to wieloletnie oszczędne posługiwanie się prawdą.

Oczywiście Donald Tusk ma rację wygłaszając banalną kwestię, że nasz kraj powinien mieć kontrolę na swoimi granicami. Kiedy oskarża rządy Kaczyńskiego, że przyjęły wielokrotnie więcej imigrantów z krajów muzułmańskich niż wcześniej rząd Platformy Obywatelskiej, daje do zrozumienia, iż wie, że istotnie z imigrantami z krajów muzułmańskich jest znacznie większy problem niż z imigrantami z krajów o innej religii i kulturze. Nawet kiedy oszczędnie posługuje się prawdą, słuchacze to słyszą i albo są zaszokowani, bo szczerze wierzyli w medialne zapewnienia, że islam nie jest problemem, a mówienie, że jest, oznacza jakąś islamofobię i jest oznaką rasizmu i ksenofobii; albo zgoła odwrotnie, wiedzą, że problem imigrantów z krajów islamu jest dziś nabrzmiały w Niemczech, we Francji, w Wielkiej Brytanii, w krajach skandynawskich i że Tusk niesłychanie ostrożnie przyznaje, że problem istnieje.

Fakt, że jest to kwestia kampanii wyborczej, utrudnia (a dla wielu wręcz uniemożliwia) badanie tego problemu i jego analizę oraz jego prezentację społeczeństwu.

Dziennikarze chcą być postrzegani jako tolerancyjni. Jednak w swoim zaślepieniu wzywają do tolerancji wobec idei totalitarnej. Niemal totalna blokada muzułmańskich dysydentów krytykujących islam, blokada byłych muzułmanów, przemilczanie wszelkiej krytyki islamu jak również blokowanie informacji o narastających problemach z islamskimi gettami w krajach zachodnich, prowadzi tylko do przekonania, że prasa kłamie. Widzimy nie tylko przemilczanie, ale wręcz negowanie, że w wielu miastach krajów zachodnich są dzielnice, do których policja boi się wchodzić, że przestępczość imigrantów pochodzących z krajów muzułmańskich osiąga poziomy, które zdaniem policji są nie do opanowania.

Władze i media w krajach zachodnich, w obawie przed ksenofobią ukrywają statystyki, czasem wspominają o problemach z integracją ogromnego segmentu społeczeństwa. Wyborcy reagują zmianą preferencji wyborczych.

Kiedy Donald Tusk mówi, że polityka imigracyjna jest bardzo trudnym problemem, wie o tych sprawach znacznie więcej niż męskie i żeńskie panienki z bardzo dobrych domów. Jednak również Tusk mówi o tym w kontekście kampanii wyborczej i w terminach walki z przeciwnikiem politycznym.

Media w sprawie islamu zachowują się jak Jędraszewski i Rydzyk w obronie honoru Jana Pawła II. Nie znajdziesz tu słów muzułmanina, wieloletniego pracownika ONZ, Zakarii Fellaha, który nawiązując do modnej niegdyś piosenki „Tracąc moją religię” (która oczywiście traktowała o chrześcijaństwie), pisał, że jego muzułmańska wiara jest coraz słabsza. Powody są oczywiste, każdego dnia najgorsze wiadomości przychodzą ze świata islamu:

„Nowe ruchy, nowe organizacje, nowe milicje. Nowe potwory… te same metody: terror i brutalna przemoc przeciw każdemu, kto jest w najmniejszym stopniu inny – muzułmanie i niemuzułmanie są łatwym celem dla fanatyków, którzy bezczelnie twierdzą, że popełniają swoje zbrodnie w moim imieniu! Islamscy Übermenschen, islamofaszyści – oto, czym oni są. Nowi barbarzyńcy w marszu przeciwko ludzkiej cywilizacji i postępowi w imieniu dżihadu, który podjęli… nie pytając mnie o zdanie. Nowa forma totalitaryzmu czerpiącego swoje upoważnienie z początków nowej religii, „ostatecznego objawienia”. Mają jeden cel. Mrożący krew w żyłach – planeta ma się poddać, bo jeśli nie… Ostatecznie samo słowo islam jest synonimem poddania się. Śmierć różnorodności, śmierć nauce i technologii, śmierć prawom człowieka, śmierć prawom kobiet, prawom psów. Precz ze sztuką! Precz z muzyką. Nie dla seksu! Nie dla piękna! Nie dla przyjemności!… Haram, haram, haram… Śmierć każdemu, kto nie jest z nami!”

Szlachetna hipokryzja nie pozwala przywoływać takich nazwisk jak Hassen Chalghoumi, francuski imam, który mówi, że radykalny islam wzywający do świętej wojny jest rakiem. Ta hipokryzja nie pozwala również na cytowanie analiz kazań imamów w zachodnich meczetach. Tysiące liberalnych muzułmanów skazanych jest przez te udające tolerancję media na wykluczenie.

W imię tolerancji unikamy informacji o wieszaniu gejów, ścinaniu głów ateistom, o ludobójstwie chrześcijan w Afryce. Uczciwa informacja byłaby ksenofobią. W efekcie zrzeszają się z najczarniejszą prawicą w imię walki o tolerancję.

Walka o wyborców nie powinna być zawodami, w których na podium staje ten, kto najlepiej kłamie. Efektem takiej walki jest nie tylko oszukiwanie wyborców, ale również, a może w jeszcze większym stopniu dochodzi do samooszustwa, które może prowadzić tylko do złej, samobójczej polityki.

Można powiedzieć, że jesteśmy ewolucyjnie przystosowani do rywalizacji i podstępów, a nie do uczciwości i współpracy. Popisy szlachetności to częściej festiwale hipokryzji, podczas których celebrytami zostają artyści wylewający prawdziwe łzy na pokaz. Prawda oparta na rzetelnej analizie jest nudna i źle widziana przez akrobatów.

Dziś żyjemy w świecie błyskawicznej komunikacji i łatwego transportu. Trudno się dziwić, że ludzie uciekają z miejsc, gdzie życie jest przekleństwem, próbując dotrzeć tam, gdzie jest względnie dobrze urządzone. Polska nie jest szczególnie wysoko na liście miejsc, gdzie warto dotrzeć. Setki milionów ludzi z Afryki, z Azji z Ameryki Łacińskiej marzy o ucieczce od swoich elit, miliony próbują. Te dążenia stają się okazją do zysków dla szmuglerów, narzędziem szantażu dla polityków, instrumentem w wojnie religijnej.

Tu islam odgrywa rolę szczególną, z jego ideą świętej wojny, jedynego boga, i światowego kalifatu. Lęk przed islamem nie jest tylko fobią. Islam głoszony z ambon jest ideą totalitarną z otwartą wrogością wobec wszystkich niewiernych i szczególną wrogością wobec Żydów i chrześcijan.

W naszym polskim zaścianku cały ten niezwykle skomplikowany problem używany jest jako pałka do walenia się wzajemnie po łbach. Cyniczny Jarosław Kaczyński nie mówi o racjonalnej polityce imigracyjnej, w kontrolowanej przez rząd prasie nie znajdziesz rzetelnych analiz tego problemu, pomysł z referendum jest obłąkany i oparty na kłamstwie. Podczas gdy strona opozycyjna zbyt głęboko zaplątała się w zaprzeczaniu rzeczywistości, żeby móc nagle zrezygnować ze swojej szlachetnej hipokryzji.

W małym miasteczku pytam młodych ludzi co wiedzą i skąd to wiedzą. Oni nie oglądają ani TVP, ani TVN, nie czytają ani „Wyborczej”, ani żadnej innej, ale wiedzą, że opozycja nie mówi prawdy o problemach z naciskami imigracyjnej fali. Większość tych ich informacji pochodzi z najbardziej tradycyjnego źródła, od ludzi, którzy pracują lub pracowali w którymś z krajów zachodnich. Nie są to informacje ani systematyczne, ani zawsze poprawne. Ale zazwyczaj nieco bliższe prawdy niż rzewne opowieści sentymentalnych ignoranckich celebrytek. O oburzeniu na Tuska nawet nie słyszeli, większość z nich na wybory się nie wybiera.

Czy zatem heroiczna próba rezygnacji z pełnej hipokryzji na rzecz przyznania, że istnieje problem może per saldo poprawić notowania PO, czy wręcz przeciwnie, uszczupli żelazny elektorat? Ciekawe pytanie, ale nawet nie wyobrażam sobie jak to można zbadać i właściwie po co? Chwilowo słychać płacze legionu Biedroniów, że Donald Tusk licytuje się z PiS-em na nienawiść. Nie ma się czemu dziwić. Oni naprawdę osiągnęli nie tylko mistrzostwo w samooszukiwaniu się, ale również dokonują cudów, by przekonać do swojego oszustwa innych.

Zainteresowanym polecam książkę Grzegorza Lindenberga „Wzbierająca fala”. Świetna książka, pokazująca czubek góry lodowej.

Zapyta ktoś, czy jest inna rada aniżeli wzmacnianie granic i staranna selekcja tych, których wpuszczamy? Zapewne tak, ale pierwszym krokiem musi być rezygnacja z okłamywania siebie i innych, że nie ma żadnego problemu.

Andrzej Koraszewski

Źródło: Listy z naszego sadu

Polecamy:

〉 Wystąpienie imama Hassena Chalghoumiego

〉 Jan Wójcik o islamizmie we Francji

Udostępnij na
Video signVideo signVideo signVideo sign