Papież wobec islamu: szlachetne intencje i naiwne gesty

Piotr Ślusarczyk

Świat Zachodu – prezydenci, papieże oraz wielu intelektualistów – zrobił bardzo dużo, żeby przeprosić za zbrodnie dokonywane w imię Boga przez chrześcijan. Jednocześnie wielu nie chce pamiętać o tym, że islam rozprzestrzeniał się przede wszystkim poprzez podbój, którego ofiarami padali właśnie chrześcijanie.

Idea dialogu ekumenicznego, żeby była skuteczna nie może opierać się na kłamstwie lub przeinaczaniu historii. Tak się niestety stało.

Postawę niezwykle przychylną islamowi reprezentuje papież Franciszek, zwolennik dialogu ekumenicznego, przyjmowania imigrantów muzułmańskich do Europy, który chce, by chrześcijanie wobec islamu przyjęli postawę otwartą. W czasie wizyty na Papieskim Wydziale Teologicznym w Neapolu Franciszek do zgromadzonych profesorów mówił:

Chciałbym podać przykład, w jaki sposób interdyscyplinarność interpretująca historię, może być pogłębieniem kerygmatu i jeśli jest ożywiana miłosierdziem, może być otwarta na trans-dyscyplinarność. Odnoszę się w szczególności do wszystkich postaw agresywnych i wojowniczych, które naznaczyły sposób zamieszkiwania śródziemnomorskiej przestrzeni przez ludy, które nazywają siebie chrześcijańskimi. Tutaj trzeba zaliczyć zarówno postawy kolonialne, jak i praktyki, które ukształtowały wyobraźnię i politykę tych narodów oraz usprawiedliwienia wszelkiego rodzaju wojen i wszelkich prześladowań popełnianych w imię jakiejś religii lub rzekomej czystości rasowej czy doktrynalnej. My także dokonywaliśmy tych prześladowań! Pamiętam, że w „Pieśni o Rolandzie”, po wygranej bitwie muzułmanie stali w kolejce wszyscy przed chrzcielnicą, na stosie chrzcielnym. Jeden z rycerzy miał miecz. I kazano im wybrać: albo się ochrzcisz, albo żegnaj się z życiem! Chrzest albo śmierć. Czyniliśmy tak. W odniesieniu do tej złożonej i bolesnej historii, metoda dialogu i słuchania, kierująca się ewangelicznym kryterium miłosierdzia, może w znacznym stopniu ubogacić interdyscyplinarną wiedzę i interpretację, ukazując także poprzez kontrast proroctwa pokoju, które Duch nieustannie wzbudza.

Zadziwiające, że papież w tym kontekście sięga do eposu rycerskiego. „Pieśń o Rolandzie” ma świadczyć o tym, że ci, którzy nazywali siebie chrześcijanami, prześladowali muzułmanów. Ta zadziwiająca interpretacja świadczy o głęboko ideologicznej interpretacji historii przez biskupa Rzymu, stanowi przykład wypaczenia prawdy historycznej w imię ideologii.

W VIII i IX wieku wyznawcy islamu próbowali podbić Europę. Agresorem była strona arabska i jeśli ktoś powinien przeprosić, to raczej muzułmanie chrześcijan niż odwrotnie.

W VIII i IX wieku wyznawcy islamu próbowali podbić Europę. Udało im się opanować Hiszpanię. Trudniej poszło z Francją. W tym konflikcie agresorem była strona arabska i jeśli ktoś powinien przeprosić, to raczej muzułmanie chrześcijan niż odwrotnie. Na podkreślenie zasługuje fakt, że już we wczesnym średniowieczu chrześcijanie utracili połowę zajmowanych przez siebie terytoriów.

Ponadto sam tekst „Pieśni o Rolandzie” nie jest dokumentalnym zapisem starcia i tak nie może być interpretowany. Po pierwsze, historyczny Roland najpewniej walczył nie z Saracenami, a z Baskami. Po drugie, zgodnie ze średniowiecznym rozumieniem historii najważniejsza była warstwa znaczeń, a nie ścisłość w zakresie faktografii. „Pieśń o Rolandzie” miała kształtować ideał doskonałego rycerza, który staje w obronie własnego kraju i chrześcijańskiej wiary. Pieśń o czynach stanowi więc przykład utworu paranetycznego, nie zaś dokumentalnego.

Większość mediewistów datuje czas powstania utworu w formie pisanej na wiek IX. W tym samym stuleciu chrześcijanie mieli masę powodów do niepokoju. Warto przypomnieć, że 23 sierpnia 846 roku muzułmańscy najeźdźcy złupili Bazylikę św. Piotra oraz Bazylikę św. Pawła za Murami, „niszcząc ołtarz papieski, rozrzucając najbardziej czczone relikwie i rabując wota”*.

Tło konfliktu między światem muzułmańskim a chrześcijańskim nakreśla ks. prof. Krzysztof Kościelniak w książce „Dżihad, święta wojna w islamie”, pisząc: „Przeprowadzane przez muzułmanów najazdy w IX i X wieku, szczególnie zaś złupienie Rzymu, pozostawiły w pamięci chrześcijan bolesne wspomnienia, które przekazywali w chanson de geste do czasów wypraw krzyżowych. Muzułmański atak na Rzym chrześcijanie odebrali nie tylko jako bandycki napad, ale również jako próbę zniszczenia cywilizacji zachodniego chrześcijaństwa”**. Wyrwanie więc z poematu jednego fragmentu, by dowieść „symetrii winy” oznacza, że ignoruje się kontekst historyczny i idzie przeciwko duchowi samego utworu.

Papież Franciszek ma rację, mówiąc, że chrześcijanie niekiedy stosowali podobne metody walki do tych, po które sięgali muzułmanie. Podkreślić jednak należy, że światu chrześcijańskiemu zajęło trzysta pięćdziesiąt lat zorganizowanie wojskowej odpowiedzi na podbój Europy dokonywany przez wyznawców islamu; mało tego – to właśnie wtedy ukształtowała się chrześcijańska teologia wojny, będąca w dużej mierze reakcją na prowadzony dżihad.

Gdyby papież chciał sięgnąć po przykład, który rzeczywiście stanowi dobry wzór dla zwolenników dialogu, mógłby chociażby przywołać postać Abda al־Kadira. Człowiek ten uratował grupę wyznawców Chrystusa w 1860 roku, kiedy to w Damaszku wybuchły antychrześcijańskie rozruchy. W ten sposób Franciszek pokazałby nie tylko pozytywny wzorzec postępowania, lecz także upomniałby się o los prześladowanych chrześcijan na Bliskim Wschodzie.

* (Kościelniak, s.40)
** (Kościelniak, s. 41)

Udostępnij na
Video signVideo signVideo signVideo sign