Prezentujemy obszerne fragmenty tekstu Raymonda Ibrahima, dyrektora Middle East Forum – analizę islamskiego pojęcia „taqija”. Zrozumienie tej muzułmańskiej metody oszukiwania niewiernych, usankcjonowanej przez Koran, jest niezbędne dla zrozumienia prawdziwych dążeń i celów islamu na Zachodzie. Artykuł zamieszczono w The Middle East Quarterly (Winter 2010, vol.17, nr 1).
***
Niemuzułmanom islam musi się wydawać religią paradoksalną. Z jednej strony nieustannie określa się go mianem religii pokoju, z drugiej – jego wyznawcy odpowiedzialni są za większość ataków terrorystycznych na świecie.
Apologeci islamu podkreślają, że jest to wiara zbudowana na wysokich standardach etycznych; inni twierdzą, że jest to religia prawa. Dwojakie podejście islamu do prawdy i fałszu pogłębia jeszcze owo wrażenie paradoksalnej jego natury: chociaż Koran jest przeciwny oszukiwaniu wiernych przez innych wiernych, to oszustwo i kłamstwo wobec niemuzułmanów, znane pod arabską nazwą taqija, jest całkowicie dozwolone.
Szerzej znane zastosowanie taqiji dotyczy sytuacji, w których konieczne jest ukrywanie swojej wiary w obawie przed prześladowaniem. Historycznie, społeczności szyickie stosowały tę zasadę ilekroć i przeciwnicy, sunnici przewyższali ich liczebnością i siłą, tym samym stanowiąc zagrożenie. Sunnici natomiast, którym prześladowania nie groziły, prowadzili dżihad przeciwko światu niewiernych i wtedy także stosowali taqiję – nie jako kamuflaż, lecz jako aktywne oszustwo, podstęp. W rzeczy samej oszustwo jest doktrynalnie zakorzenione w islamie i określa się je często jako cnotę, podczas wojny przewyższającą nawet nawet odwagę, siłę czy poświęcenie.
Doktryna taqiji
Zgodnie z prawem szariatu, które określa właściwe zachowania muzułmanina we wszystkich sytuacjach – oszustwo w niektórych okolicznościach jest wręcz obowiązkiem. W przeciwieństwie do wczesnych chrześcijan na przykład, muzułmanom, którzy musieli wybierać pomiędzy zachowaniem swej wiary a prześladowaniem i cierpieniem, dozwolone było udawanie nawrócenia. Islamscy juryści deklarowali wręcz, że muzułmanin powinien kłamać dla własnej ochrony – zgodnie z wersetami Koranu, które zabraniają wyznawcom przyczynienia się do własnej śmierci.
Badacze zachodni przez długi czas rozumieli zasadę taqiji jako metodę ochrony przed prześladowaniami, używaną przez grupy szyickie, żyjące we wrogim, sunnickim otoczeniu. Szyici mieli nie tylko ukrywać swą wiarę, lecz oszukiwać aktywnie, modląc się i zachowując tak, jakby należeli do sunnitów. Jednak stosowanie taqiji nie ogranicza się bynajmniej do takich tylko sytuacji. Jak napisał w swej książce At-Taqiyya fi’l Islam („Udawanie w islamie”) profesor Sami Mukaram z uniwersytetu w Bejrucie: „Taqija ma dla islamu znaczenie fundamentalne. Praktycznie każdy odłam islamu zgadza się z nią i ją praktykuje. (…) Taqija jest mocno osadzona w muzułmańskiej polityce, szczególnie w erze nowożytnej”.
Jak na ironię, sunnici w dzisiejszych czasach znajdują się w okolicznościach podobnych do historycznej sytuacji szyitów: ci, którzy mieszkają na Zachodzie, stali się mniejszością, otoczoną przez swych tradycyjnych wrogów – chrześcijańskich niewiernych – choć ci ostatni najwyraźniej nie pamiętają już o tej historycznej wrogości i rzadko kiedy działają z jej poziomu – nie zagrażają więc sunnitom fizycznie, tak jak oni niegdyś zagrażali szyitom.
Prawowitość taqiji
Wers 3.28 Koranu często uważany jest za najważniejszy z tych, które sankcjonują oszustwo wobec niemuzułmanów: „Niech wierzący nie biorą sobie za przyjaciół niewiernych, z pominięciem wiernych! A kto tak uczyni, ten nie ma nic wspólnego z Bogiem, chyba że obawiacie się z ich strony jakiegoś niebezpieczeństwa”.
Ibn Kathir (XIVw.) komentuje ten wers, cytując bliskiego towarzysza Mahometa, Abu Dardę: „Uśmiechajmy się w twarz niektórym ludziom, podczas gdy w naszych sercach ich przeklinamy”. Inni islamscy uczeni, jak np. Abu ‘Abdullah al-Qurtubi, zezwalają na taqiję również w takich uczynkach, jak zachowywanie się jak niewierni, oddawanie czci bożkom albo krzyżowi, dawanie fałszywego świadectwa, a nawet ujawnianie słabości innych muzułmanów wrogowi; dozwolone jest wszystko poza zabiciem współwiernego. „Taqija, nawet jeżeli popełniona bez przymusu, nie prowadzi do stanu niewierności, nawet gdyby obejmowała czyny zagrożone ogniem piekielnym”.
Oszustwo w oczach Mahometa
Praktykowanie podstępu i oszustwa podczas wojny zostało dobrze opisane w hadisach, opowieściach o czynach i wypowiedziach Mahometa. Znaczenie tej umiejętności podkreśla się tam bardziej, niż znaczenie odwagi w walce. Ibn al-Munir (XIVw) pisze: „Wojna to podstęp, a więc najbardziej pełna i doskonała walka prowadzona przez świętego wojownika, to wojna oszustwa, a nie konfrontacji, jako że w tej ostatniej zawarte jest niebezpieczeństwo, a zwycięstwo można osiągnąć poprzez podstęp, bez szkody [dla siebie]”.
„Wojna to oszustwo” jest najbardziej znanym stwierdzeniem Mahometa na ten temat. Współcześnie, na przykład jeden ze sprawców zamachu z 9/11, Khalid Szeik Muhammad, broniąc swego prawa do spiskowania zacytował te właśnie słowa proroka. Legitymizację oszustwa wobec wroga znajdujemy również w historii Muhammada ibn Maslama. Kiedy poeta Ka’b ibn Ashraf obraził Mahometa, ten zapytał: „Kto zabije tego człowieka, który uraził Boga i jego proroka?”. Na ochotnika zgłosił się młody muzułmanin ibn Maslam, który obiecał, że zamorduje poetę, jeżeli będzie mu wolno go okłamać. Mahomet zgodził się na to. Ibn Maslam udał się do Ka’ba i tak długo wypowiadał sie negatywnie o Mahomecie i islamie, że w końcu pozyskał zaufanie poety i wkrótce potem znalazł łatwą okazję do zabicia go.
Koran i taqija
Choć inne święte księgi też zawierają sprzeczności, Koran jest jedyną, której komentatorzy utworzyli doktrynę, tłumaczącą wyraźne różnice w podejściu do wielu nakazów, widoczne w różnych miejscach tekstu. Uważny czytelnik bez trudu zauważy, że wiele wersetów Koranu jest ze sobą sprzecznych – szczególnie wersety o tolerancji i pokoju sąsiadują często z tymi zalecającymi przemoc i nietolerancję. Islamscy teologowienie nie byli początkowo pewni, które fragmenty uznać za obowiązujące według szariatu – czy te mówiące o tym, że „Nie ma przymusu w religii” (2:256), czy raczej te nakazujące wiernym walkę z niewiernymi, dopóki albo się nawrócą na islam, albo przynajmniej mu podporządkują (8:39, 9:5, 9:29). Komentatorzy stworzyli więc w końcu doktrynę unieważnienia, która mówi, że w razie podobnej sprzeczności wersety objawione przez Mahometa później mają pierwszeństwo wobec tych, które ogłosił wcześniej. Powstał w tym celu osobny dział teologii islamskiej poświęcony chronologii wersetów koranicznych ( an-Nasikh wa’l Mansukh).
Skąd jednak biorą się w ogóle te sprzeczności? Uważa się, że we wczesnych latach islamu, kiedy Mahomet i jego wspólnota mieszkali w Mekce, będąc liczebnie o wiele słabszymi od niewiernych, nakazem chwili było dla nich przesłanie pokojowej koegzystencji. Jednak w roku 622, gdy wyemigrowali do Medyny i urośli w militarną siłę, zostały im stopniowo „objawione” – według islamu, zesłane przez Boga – wersety zagrzewające do przejścia do ofensywy, które pojawiały się w odpowiednich momentach, zgodnie z coraz większymi możliwościami działania przeciwko niewiernym. Niektórzy teologowie podkreślają, że Koran został objawiony „po kawałku” w ciągu 22 lat – zaczynając od wersetów pasywnych, dotyczących duchowości, a kończąc na zaleceniach szerzenia wiary poprzez dżihad i podboje – po prostu dlatego, żeby powoli oswajać wczesnych muzułmanów z obowiązkami wyznawcy islamu, a nie zniechęcić ich na samym początku dramatycznymi wezwaniami do walki, zawartymi w późniejszych wersetach.
Tę dwoistość dobrze oddaje oparta na hadisach idea, żeby prowadzić dżihad w miarę możliwości ręką (przemocą), jeśli to niemożliwe – językiem (poprzez kaznodziejstwo), a dopiero na końcu, gdy inne opcje są wykluczone – sercem, czyli wewnętrzną intencją.
Wojna jest wieczna
Również niemuzułmańscy teoretycy wojny, tacy jak Sun-Tzu czy Machiavelli, usprawiedliwiali stosowanie podstępu jako oręża. Różnica polega jednak na tym, że dla islamu wojna przeciwko niewiernym nigdy się nie kończy. Jak pisze Emile Tyan w „Encyclopadeia of Islam”: „Oobowiązek dżihadu istnieje dopóki, dopóty nie zostanie osiagnięta uniwersalna dominacja islamu. Pokój zawarty z narodami niemuzułmańskimi jest więc jedynie stanem tymczasowym; usprawiedliwiają go tylko aktualne okoliczności”.
Wracając do doktryny unieważnienia, uczeni muzułmańscy, tacy jak Ibn Salama (XIw) zgadzają się co do tego, że wers 9:5 Koranu, znany jako werset miecza, unieważnia około 120 wersów „pokojowych” (mekkańskich), a więc „każdy z innych wersetów Koranu, który zaleca lub nakazuje działanie słabsze od totalnej ofensywy przeciwko niewiernym”.
Obowiązek dżihadu najlepiej zobrazowany jest w dychotomicznym obrazie świata, który przeciwstawia świat islamu światu wojny. Pierwszy z nich, dar al-Islam, to obszar podległości, w którym rządzi prawo szariatu; drugi, dar al-Harb (świat wojny), to obszar nieislamski. Znany historyk i filozof Ibn Khaldun (XVw.) jasny tłumaczy ten podział: dla wspólnoty muzułmańskiej dżihad jest religijnym obowiązkiem, z powodu uniwersalizmu muzułmańskiej misji i zobowiązania do nawrócenia wszystkich na islam, czy to perswazją, czy siłą. Dla islamu zdobycie władzy nad innymi narodami jest obowiązkiem.
Warto przy tym zauważyć, że ekspansjonistyczny dżihad widziany jest w islamie jako przedsięwzięcie altruistyczne. Świat bowiem, czy to demokratyczny, czy komunistyczny, czy pod jakąkolwiek inną formą rządów, żyje w niewoli, w wielkim grzechu, albowiem dobro ludzkości zasadza się na życiu zgodnie z prawem bożym. W tym kontekście muzułmańskie oszustwo może być postrzegane jako szlachetna metoda prowadząca do chwalebnego zakończenia – hegemonii islamu i prawa szariatu, co jest dobre tak dla muzułmanów jak i dla niemuzułmanów.
Tysiąc czterysta lat później – w marcu 2009 roku – ekspert prawniczy z Arabii Saudyjskiej, Basem Alem, powtórzył ten pogląd w publicznej wypowiedzi: „Jako wyznawca prawdziwej religii, mam większe prawo do inwazji [na innych], aby narzucić im pewien sposób życia [zgodny z szariatem], który jest, jak to udowodniła historia , najlepsza i najbardziej sprawiedliwą ze wszystkich cywilizacji. Takie jest prawdziwe znaczenie ofensywnego dżihadu. Kiedy podejmujemy dżihad, to naszym celem jest nie tyle nawrócenie innych na islam, lecz raczej wyzwolenie ich z mrocznego zniewolenia, w którym żyją.”
Traktaty i rozejmy
Naturę dżihadu jako działania stałego podkreśla fakt, że dziesięcioletni okres pokoju, określony przez traktat z Hudajbija, zawarty w roku 628 pomiędzy Mahometem i Kurejszytami, jego przeciwnikami z Mekki, większość jurystów muzułmańskich uważa za maksymalny czas, przez jaki muzułmanie mogą pozostawać w pokoju z niewiernymi. Jedynym celem rozejmu jest dla nich uzyskanie czasu, potrzebnego dla wzmocnienia się i przegrupowania sił przed podjęciem ofensywy na nowo. Dlatego też rozejm na czas nieokreślony jest w opinii wszystkich fuquaha (jurystów) nielegalny, jeżeli tylko muzułmanie posiadają dość siły, żeby od nowa rozpocząc wojnę z niewiernymi.
W inny sposób wyraża to jeden z kanonicznych hadisów: „Jeżeli przysięgałeś coś uczynić, a później uznasz, że uczynienie czegoś innego jest lepsze, powinieneś odpokutować swą przysięgę i zrobić to, co jest lepsze”.
Dla przywódców zachodnich postulujących współpracę z islamistami, wymownym przykładem powinna być postawa Jasera Arafata. Wkrótce po wynegocjowaniu traktatu pokojowego, krytykowanego przez część muzułmanów jako zbyt ustępliwy wobec Izraela, wyjaśnił on motywy swego działania podczas przemowy w meczecie w Johannesburgu: „Postrzegam tę ugodę jako nic więcej ponad ugodę, jaką zawarł nasz prorok Mahomet z Kurejszytami w Mekce”. Innymi słowy, Arafat dał swoje słowo tylko po to, żeby je anulować, gdy pojawi się „coś lepszego” – czyli gdy Palestyńczycy wzmocnią się na tyle, żeby podjąć znów ofensywę i dalej zmierzać ku Jerozolimie.
Religijna wrogość pod maską odwetu
Zwracając się do Europejczyków czy Amerykanów islamiści utrzymują, że terroryzm przeciwko Zachodowi jest rezultatem wielu lat zachodniego czy izraelskiego ucisku, jest za te krzywdy odwetem. Gdy jednak objaśniają je swym islamskim współwyzawcom, nie mówią o reakcji na wojskowe czy polityczne prowokacje, ale o religijnym zobowiązaniu.
Na przykład Osama bin Laden, gdy zwraca się do opinii publicznej na Zachodzie, wymienia różne powody swych działań przeciwko niemu – zaczynając od niedoli Palestyńczyków, a kończąc nawet na niepodpisaniu przez USA protokołu ekologicznego z Kioto. Nigdy nie stwierdził natomiast, żeby przyczyną ataków al-Kaidy był fakt, iż kraje niemuzułmańskie są terenami pod panowaniem niewiernych, które należy podporządkować islamowi. Prawda wychodzi jednak na jaw, kiedy bin Laden przemawia do muzułmanów. Kiedy grupa islamskich osobistości napisała po 11/09 list otwarty do Amerykanów, zapewniając, że islam dąży do pokojowej z nimi koegzystencji , bin Laden strofował ich w takich słowach: „Relacja pomiędzy muzułmanami a niewiernymi określona została Słowem Najwyższego: < My [muzułmanie] wyrzekamy się was [niemuzułmanów]! Pojawiła się między nami i wami wrogość i zawiść na zawsze, chyba że uwierzycie w Boga Jedynego!> (60:4). (…) Jeśli nienawiść kiedykolwiek wyczerpie się w waszych sercach, będzie to wielka apostazja! (…) Walka, animozja i nienawiść – muzułmanów wobec niewiernych – to fundament naszej religii.”
Wnioski końcowe
Stosowanie taqiji rodzi szereg etycznych konsekwencji. Żaden muzułmanin, który szczerze wierzy, że Bóg usprawiedliwia oszustwo, a poprzez przykład swego proroka nawet do niego zachęca, nie doświadczy żadnych skrupułów kłamiąc. Weźmy na przykład sprawę Egipcjanina Alego Mohammada, pierwszego „trenera” bin Ladena i wieloletniego aktywisty Al-Kaidy. Był on początkowo członkiem powiązanej z Al-Kaidą organizacji Islamic Jihad, a mimo to służył w egipskim wywiadzie wojskowym. Po roku 1984 przez pewien czas pracował wspólnie z CIA w Niemczech. Chociaż uznano go za niegodnego zaufania, udało u się wyjechać do Kalifornii, gdzie wstąpił do armii amerykańskiej. Być może w pewnym zakresie współpracował nadal z CIA. Później natomiast trenował dżihadystów w USA i Afganistanie, i współdziałał przy przeprowadzeniu kilku zamachów terrorystycznych w Afryce.
Większość ludzi Zachodu wciąż jednak sądzi, że islamskie obyczaje, prawa i zasady moralne są niemal identyczne z tymi, które pochodzą z tradycji judeo-chrześcijańskiej. Dzisiejsi multikulturaliści projektują na islamistów – z naiwności bądź arogancji – swój własny pogląd na świat i uważają, że uścisk dłoni, wymiana uśmiechów przy kawie oraz liczne ustępstwa wystarczą, żeby rozbroić potęgę bożego słowa i wielowiekowej tradycji. Fakt pozostaje jednak faktem: zło i dobro w islamie mają niewiele wspólnego z uniwersalnymi standardami, wiele za to z naukami islamu – które w większości stoją w opozycji do norm zachodnich.
Taqija odnosi się nie tylko do sytuacji za granicą. Walid Phares z National Defense University w Waszyngtonie stwierdza z niepokojem, że domorośli islamiści działają w USA bez żadnych przeszkód dzięki stosowaniu tej metody. „Czy nasz rząd wie, o co chodzi w tej doktrynie, a co ważniejsze, czy edukuje ludzi odpowiedzialnych za naszą obronę w kwestii tego podstępnego zagrożenia, przyczajonego pośród nas?” – pyta Phares. Po masakrze w Fort Hood, gdy Nidal Malik Hassan zamordował trzynastu ludzi, wielokrotnie przedtem dając sygnały – zignorowane przezd odpowiednie służby – że jest islamistą, odpowiedź na to pytanie musi być negatywna.
Mamy więc dylemat: prawo islamskie jednoznacznie dzieli świat na dwie nieustannie ze sobą walczące połowy – świat islamu kontra świat nieislamski – i uważa za wolę Boga, że ten drugi ma się podporządkować temu pierwszemu. Skoro jednak wojna z niewiernymi to sytuacja niezmienna, skoro wojna to podstęp i skoro uczynki usprawiedliwione są dzięki ich intencji – to każdy muzułmanin może naturalnie uznać, że posiada usankcjonowane boskim nakazem prawo do oszukiwania, jeżeli tylko wierzy, że jego oszustwa służą sprawie islamu „dopóki wszelki chaos nie ustanie, a wszelka religia nie będzie należeć do Boga”. I w tym świetle należałoby widzieć wszystkie zabiegi muzułmanów o pokój, dialog czy tymczasowe zawieszenie broni.
Z islamskiego punktu widzenia, czas pokoju – czyli ten, kiedy islam jest znacząco słabszy od swych niewiernych przeciwników – jest tak naprawdę czasem fałszywego pokoju i udawania, jednym słowem, czasem taqiji.
Oprac. Piotr Jankowski
Oryginał wraz z przypisami: http://www.meforum.org/2538/taqiyya-islam-rules-of-war