Richard Stengel, kandydat Joe Bidena na szefa rządowej agencji kierującej mediami państwowymi – między innymi Voice of America – uważa, że wolność słowa powinna być ograniczona, żeby nie dopuszczać „mowy nienawiści”.
W Stanach Zjednoczonych, w odróżnieniu od Europy i Polski, „mowa nienawiści” nie jest kryminalizowana. Świętością dla Amerykanów była dotychczas licząca 229 lat pierwsza poprawka do Konstytucji, która mówi, że „Kongres nie ustanowi ustaw wprowadzających religię lub zabraniających swobodnego wykonywania praktyk religijnych; ani ustaw ograniczających wolność słowa lub prasy, lub naruszających prawo do pokojowych zgromadzeń i wnoszenia do rządu petycji o naprawę krzywd”.
Żaden liczący się amerykański polityk nie występował jeszcze za wprowadzeniem przepisów o „mowie nienawiści”.
W USA istnieją wyjątkowe ograniczenia wolności słowa, określane przez Sąd Najwyższy, takie jak zachęcanie do natychmiastowych bezprawnych działań, oszustwa, pornografia dziecięca, groźby, naruszenia praw autorskich. Wolność słowa obejmuje w USA również działania wyrażające przekonania, takie jak palenie flagi.
W artykule opublikowanym w ubiegłym roku w „Washington Post” Stengel pisze: „Nie każda mowa jest równa innej. Kiedy prawda nie może wyprzeć kłamstwa, musimy dodać nowe wsparcie. Jestem za ochroną 'myśli których nienawidzimy’, ale nie mowy, która wzbudza nienawiść” i podaje dwa przykłady takiej mowy: palenie Koranu i rozsiewanie przez rosyjskich agentów „fałszywych narracji” w czasie wyborów w 2o16 roku.
„Nawet najbardziej wyrafinowani arabscy dyplomaci, z którym miałem do czynienia, nie rozumieli, dlaczego Pierwsza Poprawka pozwala komuś na palenie Koranu. Dlaczego, pytali, chcecie to ochraniać?”, pisał Stengel. I dalej: „To dobre pytanie. Tak, Pierwsza Poprawka ochrania myśli, których nienawidzimy, ale nie powinna chronić nienawistnej mowy, która może wywołać przemoc jednej grupy wobec innej. W czasach, gdy każdy ma do dyspozycji głośnik, wydaje mi się to błędnym rozwiązaniem”.
Stengel, który był w latach 2014-2016 jednym z podsekretarzy stanu, tłumaczy amerykańskiej publiczności, dla której pojęcie „mowy nienawiści” jest obce, czym jest ono w Europie. „Po II wojnie światowej wiele krajów uchwaliło prawa, które ograniczają wzbudzanie nienawiści rasowej lub religijnej – pisze. – Te prawa początkowo miały zapobiegać antysemickim uprzedzeniom, w rodzaju tych, które doprowadziły do Holocaustu. Nazywamy je przepisami dotyczącymi mowy nienawiści, chociaż nie ma ogólnej zgody co do definicji mowy nienawiści. Ogólnie rzecz biorąc jest to mowa, która atakuje i znieważa ludzi na podstawie rasy, religii, pochodzenia etnicznego i orientacji seksualnej”.
W Polsce prawo nie definiuje tego, co jest „mową nienawiści”, natomiast od 1997 roku artykuł 256 par.1 Kodeksu Karnego stwierdza, że ” Kto publicznie propaguje faszystowski lub inny totalitarny ustrój państwa lub nawołuje do nienawiści na tle różnic narodowościowych, etnicznych, rasowych, wyznaniowych albo ze względu na bezwyznaniowość, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2″.
Zarzuty o „mowie nienawiści” pojawiają się obecnie głównie w mediach i dotyczą nie antysemityzmu, lecz krytyki islamu, nazywanej „islamofobią”.
Dochodzi jednak również do wyroków sądowych. Przywódca holenderskiej Partii Wolności Geert Wilders, za pytanie, jakie zadał na wiecu przedwyborczym: „Czy chcecie mniej, czy więcej Marokańczyków w Holandii?” został uznany winnym podburzania i zachęcania do dyskryminacji, ale nie został ukarany. Natomiast sąd w Austrii skazał na grzywnę Elisabeth Sabaditsch-Wolff za to, że nazwała Mahometa „pedofilem”. (g)
Źródło: nypost.com
W tym artykule można zapoznać się z jakże odmiennym stanowiskiem w sprawie wolności słowa francuskiego imama.