Phyllis Chesler
Uwielbiam muzułmańskie i ex-muzułmańskie feministki. Są takie prostolinijne, kobiece, żarliwe, mądre, piękne i elokwentne – tak emocjonalnie obecne, tak nieprawdopodobnie odważne.
Oczarowana? Myślę że tak – od czasu jak pięćdziesięsiąt lat temu zaczęłam się obracać w środowisku muzułmańskim.
Weźmy tunezyjską minister ds. kobiet. Wśród chaosu i szaleństwa, Lilia Labidi po prostu wstała i wyszła ze spotkania ONZ, czym wprawiła wszystkich w osłupienie. Jej apel o zorganizowanie spotkania wpływowych kobiet piastujących urzędy prezydenta czy sekretarza stanu by wspólnie pomóc kobietom w Tunezji spotkał się z niewielkim odzewem. W przeciwieństwie do wypowiedzi sekretarz stanu USA Hillary Clinton, która „entuzjastycznie rozprawiała o sukcesie powstań arabskich”.
Tak więc Labidi zdecydowała się wrócić do domu. Powiedziała: „Nie mogę mieszkać tutaj w takim luksusie” i stwierdziła, że pieniądze stanowiące dzienny koszt jej pobytu w Nowym Jorku (700 dolarów) „zostałyby lepiej spożytkowane na projekt dla kobiet ze środowisk wiejskich.” Labidi była urażona i sfrustrowana faktem, że ONZ wydaje się przejmować tylko konfliktem izraelsko-palestyńskim że absolutnie nie interesuje się losem kobiet, ani w Tunezji ani gdziekolwiek indziej.
Labidi, profesor antropologii i psychologii klinicznej, jest być może jedynym uczciwym dyplomatą w tym towarzystwie.
Obecnie jesteśmy świadkami rewolty islamskich i ex-muzułmańskich feministek. Niektóre nazwiska znane są na Zachodzie: Ayaan Hirsi Ali, Nonie Darwish, Irshad Manji, Azar Nafisi, Taslima Nasrin, Asra Q. Nomani, Wafa Sultan – odważne, eleganckie, figlarne, pełne temperamentu kobiety mieszkające na wygnaniu, z dala od własnej ojczyzny, społeczności, rodziny czy nawet wiary.
Te heroiczne feministki są systematycznie demonizowane i nazywane „rasistkami” lub oskarżane o „islamofobię”. Nawet te, których skóra jest brązowa, czarna czy oliwkowa, nawet jeśli nadal są religijnymi muzułmankami, choć w większości są osobami świeckimi, ateistkami lub apostatkami. Według prawa szariatu to poważne przestępstwa. CAIR i Muzułmańskie Zrzeszenie Studentów (Muslim Student Association) wytropiły Nonie Darwish na terenie jednego z kampusów. W związku ze zbliżającym się wykładem, który ma wygłosić 5 października w George Mason School of Law w Wirginii, CAIR nęka władze uczelni domagając się albo odwołania wykładu, albo skrócenia go i jednoczesnego zorganizowania wystąpień prelegentów, którzy podejmą dyskusję z Derwish i obalą jej poglądy na temat stosunku islamu do kobiet i dżihadu.
Niektóre z tych kobiet są jak diwy teatralne, odgrywające główną rolę w spektaklu o własnym życiu, raz po raz opowiadając swą biografię urzeczonej publiczności. Przebywając na wygnaniu piszą książki i artykuły oraz wygłaszają szokujące przemówienia. Niektóre zakładają fundacje i organizacje, by wykroczyć poza osobiste historie i zbiorową traumę, by informować, pocieszać i być wzorem dla innych zagrożonych kobiet muzułmańskich.
Pojawia się coraz więcej takich bohaterek. Nie są jeszcze znane na Zachodzie: Ida Lichter zamieściła biografie ponad 100 takich „inspirujących głosów” w książce „Muzułmańskie kobiety-reformatorki”. Są to głównie kobiety, ale również mężczyźni, z 23 krajów muzułmańskich, a także z Izraela, (spornych) terytoriów Palestyny, USA i Francji.
Wiele z tych z donośnych, energicznych głosów, to spadkobierczynie i spadkobiercy rdzennego historycznego feminizmu muzułmańskiego oraz pierwszej i drugiej fali zachodniego feminizmu. Są także moimi następcami jeśli chodzi o kwestię powszechnych praw człowieka, a szczególnie praw kobiet. I nie są to głosy „relatywistów wielokulturowych”.
19 września 2011 trzy kanadyjskie muzułmanki: Natasha Fatah, Marina Nemat i Raheel Raza brały udział w dyskusji panelowej w Toronto zatytułowanej ”Wojna islamizmu przeciw kobietom”. Imprezę zorganizowała Meryle Kates, rolę moderatora pełniła Barbara Kay.
Sala wypełniona była po brzegi. Mimo to kanadyjskie media mainstreamowe („Globe and Mail”, „Toronto Star”) nie wspomniały nawet o tej dyskusji. Krótką notkę redakcyjną zamieścił „National Post” tak relacjonując wypowiedzi kobiet:
„Dziennikarka i aktywistka Raheel Raza stwierdziła, że kodeks prawny znany jako prawo szariatu nie wywodzi się z religii; jest raczej politycznym fortelem wymyślonym po to, by wykorzystać wiarę islamską jako narzędzie dla totalitaryzmu i mizoginii. Marina Nemat – Kanadyjka irańskiego pochodzenia, która jako nastolatka była torturowana w więzieniu Evin w Teheranie, opisała w jaki sposób irańscy rewolucjoniści wykorzystali islam do przekształcenia pluralistycznego i kosmopolitycznego kraju w średniowieczne państwo więzienne. Wreszcie prezenterka i aktywistka Natasha Fatah ubolewała, że nawet w Kanadzie często nie dostrzegamy prawdziwej twarzy islamu: w imię „tolerancji” dajemy przyzwolenie na degradację muzułmańskich dziewcząt i kobiet, do której nigdy byśmy nie dopuścili, gdyby chodziło o białe kobiety.”
Kanada – kraj, który szczyci się „wielokulturowością” jest więc również krajem, w którym dochodzi do przemocy w imię tzw. honoru (normą jest bicie córek i żon, zmuszanie do noszenia kwefu, przymuszanie do zaaranżowanych małżeństw i ciężkie kary za przejmowanie zachodniego stylu bycia). Honorowe zabójstwa – rodzinne egzekucje przeprowadzane z zimną krwią, głównie młodych córek, ale również żon i sióstr, kwitną w Kanadzie. To prawda, że sprawca często jest sądzony i skazywany. Ale jego pomocnicy bardzo rzadko. A kultury, które sankcjonują tego typu zbrodnie nadal trwaja. Ich ofiarami są obywatele Kanady, urodzeni już w tym kraju, ale w rodzinach imigrantów.
Na przykład w ciągu ostatnich dwunastu lat w Kanadzie zanotowano ponad dwanaście głośnych morderstw honorowych. Oto ich ofiary: Farah Khan (1999), Jaswinder Kaur (2000), Amandeep Singh Atwal (2003), Khatera Sidiqui i Feroz Mangal (2006), Aqsa Parvez (2006), Rona Amir Mohammed, Geeti, Sahar i Zainab Shafi (2009), Shaher Bano Shahdady (2011), Ravinder Bhangu (2011). Sprawcami w większości przypadków byli Pakistańczycy, ale zdarzali się również Afgańczycy. W dwóch przypadkach były to zbrodnie dokonane przez Sikhów na Sikhach, reszta (80%) to zbrodnie muzułmanów na muzułmankach.
Według irańsko-kanadyjskiej prawnik Homy Arjomad (która przewodniczyła protestowi przeciwko wprowadzeniu prawa szariatu w prowincji Ontario w Kanadzie i nie mogła niestety uczestniczyć w panelu w Toronto.) wielokulturowa polityka zagraża obywatelkom, które są muzułmankami albo których rodzice pochodzą z takich krajów jak Pakistan lub Afganistan.
Jako przykład podaje jedną z prowadzonych spraw – przypadek „Farideh”, Kanadyjki pakistańskiego pochodzenia, urodzonej i wychowanej w Kanadzie. Nigdy nie pozwolono jej na posiadanie niemuzułmańskich przyjaciół, mimo że uczęszczała do szkoły publicznej. Farideh „nigdy nie uczestniczyła w imprezach szkolnych, nigdy nie pojechała na szkolną wycieczkę, nie była w teatrze, nigdy nie nosiła ubrań w kolorach różu, czerwieni czy fioletu chociaż to jej ulubione kolory.” Jej pakistańsko-kanadyjska rodzina nie pozwoliła na ukończenie ósmej klasy, tylko wysłała córkę do Pakistanu gdzie czekało ją zaaranżowane, poligamiczne małżeństwo. Farideh została drugą żoną.
Farideh opisuje jak była „popychana, ciągnięta, szarpana, bita, kopana przez swojego męża, jak rzucał w nią różnymi przedmiotami”. Kiedy karmiła piersią, mąż przykuwał ją do podłogi na długie godziny, bez jedzenia i picia. Poza tym brutalnie, wielokrotnie ją gwałcił, wybił jej przednie zęby i złamał nos. Dziewięć lat później, Farideh dostała pozwolenie na wyjazd do Kanady by zobaczyć się z umierającą matką. Pomimo ogromnych przeszkód i wielkiego niebezpieczeństwa, dwudziestokilkuletnia dziś Farideh odmawia powrotu do swego oprawcy (przez co prawdopodobnie straci prawa do dzieci, a jej rodzina będzie próbowała ją zabić za splamionie honoru). Odmawia też podpisania dokumentów umożliwiających mężowi przyjazd do niej do Kanady, najpewniej razem z pierwszą żoną i ich dziećmi.
Arjmand mówi, że w świetle kanadyjskiego prawa niewiele można zrobić by pomóc Farideh w zachowaniu praw do dzieci, które urodziły się w Pakistanie i są tam uznawane za własność ojca i jego rodziny. Kanadyjskie prawo nie przeszkodziło też jej rodzicom w zmuszeniu jej do wstąpienia w poligamiczny związek, kiedy była jeszcze dzieckiem. Wreszcie Kanada może być bezradna i nie mieć innej możliwości uchronienie Farideh przed „honorową” zemstą rodziny, niż umieszczenie jej w rodzinie zastępczej.
W XIX i na początku XX wieku turyści podróżujący na Bliski Wschód odkryli, że zachodnie społeczeństwa są bardzo zainteresowane arabską i muzułmańską historią, geografią, wojownikami, obyczajami, stosunkami rodzinnymi, ubraniami, kuchnią i oczywiście haremami. Jeśli ludzie Zachodu dziś chcą się czegoś dowiedzieć na ten temat, są piętnowani jako niepoprawni politycznie „rasiści”i „orientaliści”, są marginalizowani i demonizowani, a ich wypowiedzi przeważnie podlegają cenzurze.
Jednak żadna prawdziwa feministka, żaden obrońca praw człowieka nie może przemilczeć tematu islamskiej segregacji płci. Na pewno nie teraz, kiedy barbarzyństwo staje się coraz bardziej brutalne na Wschodzie i gdy rozprzestrzenia się również na Zachodzie.
W 2009 roku w Rzymie, podczas szczytu G8, gdzie prezentowałam moje wstępne badania dotyczące honorowych zabójstw, miałam przyjemność poznać grupę muzułmańskich feministek, zarówno świeckich jak i religijnych. Mogłyśmy porozmawiać o wspólnych obawach. Powiedziały mi, że czują się „porzucone” przez feministki z Zachodu, które odmówiły zajęcia stanowiska w sprawach takich jak honorowe morderstwa, przymus noszenia kwefu, podporządkowania się kobiet – tylko dlatego, że obawiają się posądzenia o „rasizm” czy „islamofobię”. Wiele z kobiet, które wtedy poznałam nosiło hidżab. Były nieustraszonymi, energicznymi, wspaniałymi feministkami.
Jakiś czas po konferencji w Rzymie rozmawiałam z turecko-niemiecką feministką Seyeran Ates. Praca na rzecz kobiet muzułmańskich naraziła ją na nienawiść islamistów – mężczyzn, ale także kobiet. W 1984 roku została trzykrotnie postrzelona za świadczenie pomocy prawnej wykorzystywanym seksualnie muzułmańskim dziewczętom. Jej 15-letnia klientka została zamordowana. Seyeran wyraziła swoje zdumienie, że oprócz napiętnowania ze strony muzułmańskich fundamentalistów, jej praca została zdyskredytowana także przez zachodnich lewicowców i feministki:
„Phyllis, oni nazywają mnie rasistką i islamofobem, a ja jestem przecież religijną muzułmanką.”
Podobnie jak Arjomand, również nie mogłam wziąć udziału w dyskusji w Toronto. Ale wysłałam przemówienie do publicznego odczytania lub rozdania wśród zgromadzonych. Oto co napisałam:
„Wspaniałe kobiety, przesyłam Wam pozdrowienia z Nowego Yorku! Jestem wdzięczna Meryle Kates i Barbarze Kay za umożliwienie mi dołączenia do was, nawet na krótko i tylko w formie listownej.
Wy – Natasha Fatah, Marina Nemat i Raheela Raza – jesteście prawdziwymi spadkobierczyniami wizjonerskiego, rodzimego feminizmu muzułmańskiego, który już dawno sprzeciwiał się zasłanianiu twarzy, poligamii, małżeństwom dzieci, aranżowanym małżeństwom, analfabetyzmowi kobiet, ich niewolniczej służbie we własnych domach i „honorowej” przemocy, w tym zabójstwom.
Jesteście spadkobierczyniami XIX wiecznych feministek: Aishy Taymour, która urodziła się w 1840 roku w Egipcie; Zaynaby Fawwaz, urodzonej w 1850 roku w Libanie i oczywiście Hudy Sha’roui – Egipcjanki, która żyła na przełomie XIX i XX wieku.
Obecnie jesteście także liderkami i następczyniami zachodniego feminizmu drugiej fali, który kiedyś również wierzył w powszechne prawa człowieka i powszechne prawa kobiet, w wolność słowa, w rozdział religii i polityki, w religijne prawa kobiety, w tym prawo do niepraktykowania żadnej religii; zachodniego feminizmu, który powinien także i dziś sprzeciwiać się segregacji religijnej i płciowej, zarówno na Zachodzie jak i w krajach muzułmańskich, a który niechętnie to czyni.
Niestety, wiele z moich zachodnich „postmodernistycznych” córek i wnuczek feministek zdradziło swoje ideały. Stały się stalinistkami i „palestynistkami” i teraz angażują się w tak zwany „relatywizm wielokulturowy”, „antyrasizm” i „postkolonializm”. Wolą angażować się w obronę praw barbarzyńskiej kultury, traktującej kobiety i dzieci w sposób barbarzyński i mizoginistyczny, bo jako politycznie poprawne feministki nie chcą być demonizowane i oskarżane o „rasizm” albo „islamofobię”. Ich fałszywa obawa przed „rasizmem” jest nawet większa niż obawa przed seksizmem. To oznacza, że pozostawiły one na pastwę islamu kobiety o innym niż biały kolorze skóry, zwłaszcza te w krajach muzułmańskich i w muzułmańskich społecznościach na Zachodzie. Taką postawą poparły zachodnie rządy hołubiące politykę „relatywizmu wielokulturowego”.
W połowie XIX wieku muzułmańskie feministki, nawet te które były zamknięte w haremach (Taymour, Fawwaz) albo zmuszone do małżeństwa w wieku 13 lat (Sha’raoui), wiedziały wystarczająco dużo by sprzeciwiać się zasłanianiu twarzy i ciała, nawet samych włosów. Wiele zachodnich feministek, zwłaszcza akademickich, chwali „Chustę” jako dowód na wolność wyboru, akt sprzeciwu, lub nawet jako ważne prawo religijne.
W moim odczuciu nie rozumieją one czym się różni wolność, możliwość swobodnego wyboru od więzienia. Uważają takie chodzące więzienie – burkę, czador, zasłonę na twarzy, ciężkie chusty na głowie, ramionach i ciele za… wygodne, praktyczne (bo można ukryć nieułożone włosy), może nawet „seksowne”.
To przypomina mi jak w okresie wiktoriańskiim w Europie, kobiety zmuszone do noszenia niewygodnych gorsetów uważały znudzone, apatyczne i niepiśmienne kobiety zamieszkujące haremy w Turcji i Egipcie za w pewien sposób „wolne”, a przynajmniej zazdrościły im możliwości noszenia luźnych strojów.
Jestem pewna, że możecie też wymienić inne, własne bohaterki, oddajmy im wszystkim teraz hołd.
Aisha Taymour, urodzona w Kairze w 1840, chociaż urodziła się, żyła i umarła w haremie, całe życie spędziła na pisaniu żarliwej poezji przeciwko zasłanianiu ciała – w języku arabskim, francuskim i perskim.
Zaynab Fawwaz, urodzona w 1850 roku, była najpierw służącą w małej wiosce. Dzięki serii strategicznych małżeństw stała się dobrze znaną osobistością w intelektualnych i literackich kręgach Bejrutu i Kairu. Zza wysokich murów wciąż udawało jej się wypełniać arabskie media poezją i artykułami sprzeciwiającymi się purdah i zasłanianiu twarzy i ciała. Postrzegała je jako „główne przeszkody dla wielkości islamu” i uważała, że te zwyczaje stanowią „mierne dokonania” muzułmanów w konfrontacji z „Zachodnią armią kolonizatorów”.
Huda Sha’raoui została zmuszona do małżeństwa i zamknięta w domu kiedy miała 13 lat. Jednak odegrała ważną rolę w walce Egipcjan przeciwko brytyjskim kolonializatorom. Odrzuciła noszenie kwefu i zaczęła domagać się wprowadzenia przepisów, które podniosły wiek zawierania małżeństwa przez dziewczęta do lat 16. W 1922 roku po zwycięstwie egipskich nacjonalistów, Sha’raoui była wściekła, że nowa konstytucja nie daje kobietom prawa do głosowania i w końcu wywalczyła to prawo.
Huda rozpłakałaby się, gdyby zobaczyła jak bardzo zasłonięte są dziś egipskie kobiety i że siły islamistyczne przejęły (śmiem nawet twierdzić, że skolonizowały) Egipt. Byłaby zdumiona wszystkimi muzułmańskimi dziewczętami i kobietami na Zachodzie, które także noszą duszne, gorące, ciężkie, totalitarne i faszystowskie flagi islamizmu na głowach, twarzach i ciałach, idąc za mężczyznami, którym bardzo wygodnie w jasnych i nowoczesnych ubraniach.
Moje drogie siostry: musimy się spieszyc. Ofiary honorowych zabójstw na kobietach na Zachodzie to głównie muzułmanki. Aqsa Pervez z Kanady została zwabiona do domu przez matkę i „honorowo” zabita przez ojca za to, że była zbyt kanadyjska, zbyt zachodnia i nie zakrywała się jak należy. Według moich badań, najwięcej ofiar morderstw honorowych torturowanych jest nie w Pakistanie, ale w Europie. Chodzi tu o to, żeby zastraszyć muzułmańskie dziewczynki i kobiety dążące do asymilacji i nowoczesności, odmawiające całkowitego podporządkowania się
Miałam zaszczyt i przywilej dostarczać sądom pisemne oświadczenia pomagające takim potencjalnym ofiarom honorowego zabójstwa ubiegać się o azyl, nie tylko na Zachodzie, ale w Kanadzie i w USA. Europa niekoniecznie jest dla nich bezpiecznym miejscem.
Mówię już zbyt długo. Chciałabym być z wami. Czekam z niecierpliwością na nagranie wideo lub zapis waszych przemówień. Mam nadzieję, że wkrótce wszystkie się spotkamy.”
Islamska segregacja płci jest pogwałceniem praw człowiekai i nie może być usprawiedliwiana kulturowym relatywizmem, tolerancją, antyrasizmem, różnorodnością czy polityczną poprawnością. Tak długo jak islamistyczne ugrupowania będą bagatelizowały ten problem, lub negowały jego istnienie, a władze i funkcjonariusze policji będą akceptować ich obłąkaną wersję rzeczywistości, kobiety nadal będą ginęły na Zachodzie w imię honoru.
Bitwa o prawa kobiet jest główną bitwą w obronie Europy i zachodnich wartości. Jest to niezbędny komponent prawdziwej demokracji, tak jak wolność wyznania, tolerancja dla homoseksualistów i różnic poglądów. To właśnie tutaj rozgrywa się największa bitwa XXI wieku. (rol)
Phyllis Chesler jest amerykańską pisarką, psychoterapeutką specjalizującą się w psychologii kobiecej. Napisała 14 książek.
Tłumaczenie: Weasel
Źródło: http://www.phyllis-chesler.com/1040/muslim-feminism