Syryjczyk, który w Dreźnie na początku października zaatakował nożem dwójkę turystów, przybył do Niemiec wraz z falą uchodźców w roku 2015.
Niemiecka policja aresztowała 20-letniego Syryjczyka podejrzanego o zaatakowanie nożem dwóch turystów we wschodnich Niemczech, co doprowadziło do śmierci jednego z nich w szpitalu. Minister sprawiedliwości Christer Lambrecht poinformował, że dochodzenia w sprawie zabójstwa „wskazują na islamistyczne tło”. Wezwał do walki z islamistycznym terrorem, który jest ciągłym zagrożeniem.
Prokuratura znalazła narzędzie zbrodni w pobliżu miejsca ataku i powiązała DNA z broni z DNA zarejestrowanym w bazie, twierdzi „Bild”. Okazuje się, że podejrzany, Abdullah Al-HH, był już od lat znany władzom Niemiec jako islamistyczny radykał. Co więcej, w 2018 został skazany na dwa lata więzienia jako młodociany przestępca za podżeganie do przestępstw przeciwko państwu i rekrutowanie członków na rzecz Państwa Islamskiego. W sieci angażował się w rozprzestrzenianie propagandy ISIS, namawianie podobnie myślących, by zostali męczennikami. Przeszukiwał internet pod kątem instrukcji budowy domowej roboty ładunków wybuchowych.
Wyrok zwiększono do ponad trzech lat z powodu ataków na przedstawicieli władzy. Więzienie opuścił warunkowo na pięć dni przed atakiem, 29 września, i był pod nadzorem policyjnym. Na dwa dni przed atakiem kupił nóż.
Wcześniej, po roku 2015, kiedy przybył wraz z całą falą imigrantów, którą zdecydowała się wpuścić kanclerz Angela Merkel, wniosek azylowy Syryjczyka odrzucono. Nie został jednak deportowany, lecz przyznano mu status ochrony tymczasowej, którym został objęty mimo popełnienia przestępstw na terytorium Niemiec i uznawania go przez służby za zagrożenie dla bezpieczeństwa państwa. Głównym powodem takiego podejścia było to, że Syria uznawana jest za kraj targany wojną i z tego powodu istnieje swoista bariera deportacyjna.
Ekspert ds. islamizmu Ahmad Mansour, który sam pracuje z islamistami w więzieniach, uważa, że zawiniły służby. „To nie musiało się zdarzyć. (…) Władze powinny kogoś takiego jak on mieć po wypuszczeniu na radarze” – mówi. Jednak tłumaczy to przeciążeniem pracą, co powoduje złą komunikację między służbami.