Nie pytaj Turka o kebab i język arabski

Budują nam metro, centra handlowe, zakładają uczelnie. Ale też rośnie liczba „wakacyjnych kochanków”, którzy nie mają wykształcenia ani pracy i żyją na koszt polskich dziewczyn. Kim jest Turek w Polsce?

Emre ma 27 lat i mieszka w Warszawie od ponad roku. Pracuje w dużej firmie budowlanej. Chciałby zostać w Polsce na dłużej, ma tu wuja w branży spożywczej.

Drażni go, że wszyscy go pytają, czy w Turcji mówi się po arabsku, i ciągłe pytanie o kebab. – W Polsce macie znacznie więcej takich barów niż w Turcji – irytuje się.

Turków jest w Polsce ok. 5 tys. – wynika z danych opracowanych przez Instytut Spraw Publicznych. Wbrew temu, co nam się wydaje, niewielu z nich pracuje w gastronomii. – Kebabbary w Polsce prowadzą przede wszystkim Syryjczycy, Egipcjanie, uchodźcy z Iraku – wylicza Anna Piłat, badaczka z ISP i współautorka raportu. – Bardzo rzadko możemy spotkać Turków serwujących jedzenie w typowych dla polskiego krajobrazu kebabach.

Za to wielu z nich, podobnie jak Emre, pracuje w sektorze budowlanym. Tureckie przedsiębiorstwa zbudowały m.in. wielkie warszawskie centra handlowe, jak Blue City czy Arkadię. Firma Gulermak buduje nitkę stołecznego metra.

– Osobom z pokolenia 40-50-latków Turcy kojarzą się głównie z handlem odzieżą – mówi Anna Piłat. – W latach 80. i 90. Polacy tłumnie jeździli autokarami do Turcji po skóry i buty, które potem sprzedawali. I okazuje się, że te kontakty niejednokrotnie zaowocowały długofalową współpracą i przerodziły się w poważną przedsiębiorczość. Wielu Turków, którzy dziś są w Polsce, handluje tekstyliami i chwali się, że ma u nas kontrahentów od 20-30 lat. A zaczęło się od walizek przewożonych autokarami ze Stambułu do Warszawy.

Zmienił się charakter tureckiego handlu. – Ponieważ na rynku polskim pojawiły się tanie odzieżowe sieciówki oraz Chińczycy i Wietnamczycy, Turcy przerzucili się na droższe tekstylia, z wyższej półki. Wielu z nich – jak wuj Emre – zajęło się też branżą spożywczą. Sprowadzają do Polski oliwę i oliwki, prowadzą sklepy. Wchodzą też powoli w turystykę i pośrednictwo lotów.

Nowością jest pojawienie się Turków na rynku edukacyjnym. Działająca na warszawskim Ursynowie uczelnia Vistula (rektorem jest dr hab. Krzysztof Rybiński) została założona z udziałem kapitału tureckiego, a jej kanclerzem jest Turek Arif Erkol.

Coraz więcej młodych przybyszy z Turcji decyduje się też na studia w Polsce. – Jeszcze parę lat temu Turcy nie myśleli o tym, żeby zdobyć dyplom w Polsce. Pięć lat w Polsce na uczelni prywatnej często kosztuje mniej niż studia w Stambule – mówi Piłat.

Dodatkowym atutem przy wyborze polskich uczelni jest też to, że należymy do Unii Europejskiej. – Nasz dyplom jest honorowany we wszystkich państwach UE. Turek z takim wykształceniem może potem pojechać do pracy do dowolnego państwa Europy Zachodniej i jego tytuł zostanie uznany.

Z tych samych powodów bardzo popularny wśród młodych Turków stał się ostatnio program wymiany studenckiej Erasmus w Polsce. – Jeśli ktoś wjeżdża do Polski, to z tą wizą może podróżować po całej UE – tłumaczy Anna Piłat.

Sa też inne powody. – Z naszych badań wynika, że do Polski przyjeżdża coraz więcej „wakacyjnych miłości” – Turków z kurortów, którzy związali się z Polkami na urlopach – mówi dr Kinga Wysieńska, socjolożka i ekspertka ISP, autorka raportu. – Zazwyczaj nie mają kapitału ani wykształcenia. Po przyjeździe do Polski najczęściej pozostają bezrobotni i na utrzymaniu żon.

Więcej na: http://wyborcza.pl/1,75478,13642657,Nie_pytaj_Turka_o_kebab_i_jezyk_arabski.html#MT#ixzz2P1uO3zTF

Udostępnij na
Video signVideo signVideo signVideo sign