Muzułmanie większością w Europie? Jestem za, a nawet przeciw.

Nigdy nie spodziewałem się, że osobiście doświadczę wałęsowskiego „Jestem za, a nawet przeciw”. A tymczasem udało mi się osiągnąć takie zrozumienie spraw po przeczytaniu wywiadu Res Publica Nowa z Józefem Piniorem. Ogólnie to zgadzam się z nim całkowicie, jeżeli jednak zejść do poziomu szczegółów, to uważam, że jest w całkowitym błędzie.

Pinior (prowokacyjnie) nie widzi „żadnego problemu w tym, że za sto albo dwieście lat większość ludności europejskiej to będą muzułmanie”. Uściśla, że ważne jest by „islam pogodził się z liberalną demokracją”. Jeżeli wyobrazimy sobie, że Europę za 200 lat zamieszkują muzułmanie funkcjonujący w liberalnej demokracji dbającej o równość kobiet, równe prawa mniejszości seksualnych, równe prawa mniejszości religijnych; szanują w dodatku państwo oparte na prawie stanowionym, a nie wywodzące się z prawa koranicznego; to jakże nie można przynajmniej zaakceptować takiej wizji. Jestem za…

A nawet przeciw, jeżeli wdamy się już w szczegóły. Zdaniem europosła Piniora to, co dzieje się obecnie z islamem, jest jak spór „między liberalizmem a Kościołem (…) napięcie między religią monoteistyczną a liberalną demokracją”, które dla Europy nie jest czymś nowym. Przede wszystkim w XIX-wiecznym sporze między liberalizmem a Kościołem, liberalizm miał partnera w postaci instytucji. Takiej instytucji po stronie islamu nie ma. Co więcej, instytucja ta uczestniczyła w Renesansie, który otworzył Europę na filozofię klasyczną. Renesans przyniósł ze sobą reformację, która była kolejnym etapem oddzielenia religii od państwa. Wreszcie u progu XIX wieku mamy Oświecenie i kolejne dążenia do oddzielenia religii od państwa, które wywołały ów spór liberalizmu z Kościołem.

Islamska Europa

Islamska Europa

Islamowi natomiast w dużej mierze udało się pozbyć obecności myśli greckich filozofów ze swojej doktryny w tym momencie, kiedy Renesans rodził się w Europie. Nie wiadomo też nic o czymś podobnym do Reformacji w świecie islamskim, chyba że uznamy za nie ruchy islamskiego rewiwalizmu. Tu jednak podobieństwa do protestantyzmu upatrywałbym w fundamentalizmie i tworzeniu się osobowości autorytarnej opisanej przez Ericha Fromma w „Ucieczce od wolności”.

Wolność, którą niosła reformacja, pisał Fromm, nie musi jednak kończyć się demokracją, a może właśnie ucieczką w stronę ideologii totalitarnych. Dzisiejsi islamscy polityczni aktywiści piszą o wyzwoleniu demokracji od liberalizmu, o stworzeniu demokracji islamskiej, której zasadniczym elementem jest podległość władzy ustawodawczej wobec autorytetu Koranu. Większość ankietowanych muzułmanów popiera taką wizję „demokratycznego” państwa. Islamscy reformatorzy, którzy w polityce dają przewagę liberalnej demokracji nad prawem szariatu, są nieliczni i pozbawieni wsparcia ze  strony państw europejskich. Te z kolei wolą udzielać wsparcia ugrupowaniom Bractwa Muzułmańskiego, które lepiej niż inne nurty islamu radzą sobie na naszym kontynencie, a sądząc po ostatnich wydarzeniach w Afryce Północnej, mogą odgrywać jeszcze większą rolę.

Nietrafione też bardzo w kontekście liberalizmu są przykłady Turcji i Indonezji. To kraje, które właśnie pod wpływem partii islamskich odchodzą od tego, czego oczekiwalibyśmy od liberalnej demokracji. Turecka AKP narzuca konserwatywny, islamski model życia społeczeństwu, nie ruszając samego systemu demokratycznego i pomimo głośnych deklaracji cały czas daleko jej jest do równego traktowania mniejszości religijnych czy narodowych. Również Indonezja, dopóki pozostawała pod reżimem Suharto, uchodziła za kraj islamski zmierzający w stronę demokracji. Odkąd wprowadzono w pełni demokratyczne wybory coraz częściej media donoszą o prześladowaniu chrześcijan. Poza tym imigracja z Indonezji w Europie to margines, a dominuje islam pochodzący z Afryki Północnej, Bliskiego Wschodu i Azji Centralnej. W świetle tego, co uważa kairski uniwersytet Al-Azhar, uchodzący za jeden z najbardziej poważanych autorytetów w świecie islamu, to, co praktykowane jest w Indonezji, odbiega znacząco od islamskiej ortodoksji.

Pinior stara się też odpowiedzieć, po co jest nam islam w Europie. „Potrzebujemy dynamiki, którą utraciły nasze społeczeństwa, a która charakteryzuje dziś społeczności islamskie”. Jakiej dynamiki? Czy społeczeństwa islamskie charakteryzuje dziś lepsze wykształcenie; nowe ciekawe prądy filozoficzne; czy może rozwój nowych technologii? Czyżby były europarlamentarzysta mówił tu o muzułmanach w kategorii dynamiki demograficznej? Traktowanie muzułmanów jako siły rozrodczej w kontekście utrzymania europejskiego welfare state przywołuje na myśl niebezpieczne porównania i nie zagłębiajmy się w nie dalej.

Drugą korzyść jaką widzi polityk, bądź co bądź lewicy, to wzrost żarliwości religijnej, „sfera religijna dzięki islamowi znów zaczyna być ważna”. „Pytania transcendentalne stają się zasadnicze”, pisze Pinior, tylko co, jeżeli odpowiedzią na te pytania, pośród przyszłych obywateli Europy jest ustanowienie rządów Boga na całej Ziemi? To, że mamy doświadczenie w „budowaniu kompromisu” między religią a liberalizmem, w tej sytuacji może nie być wystarczające.

Podsumowując: gorąco popieram wizję Europy zamieszkałej w większości przez liberalnych muzułmanów przedstawioną przez Józefa Piniora, jestem jednak zdecydowanie jej przeciwny. I może kiedyś, jak udało się to ze zrozumieniem logiki zawartej w tym stwierdzeniu, zrozumiem też, dlaczego środowiska lewicowe, popierając homoseksualizm, feminizm i laickość państwa – popierają także ruchy polityczno-religijne, delikatnie mówiąc, konserwatywne w tych kwestiach.(p)

Jan Wójcik

Oryginał wywiadu z Józefem Piniorem: Muzułmanie większością w Europie? Nie widzę problemu.

publica.pl

Udostępnij na
Video signVideo signVideo signVideo sign