Liderzy mają prawo krytykować multikulturalizm

Premier Wielkiej Brytanii David Cameron nie jest twardogłowym członkiem skrajnej prawicy. W sprawach społecznych ma tendencje liberalne, w tradycyjnym tego słowa znaczeniu. Dlatego przemowa Camerona na temat islamskiego ekstremizmu, wygłoszona na Monachijskiej Konferencji Bezpieczeństwa w weekend, jest godna szczególnej uwagi.

Będąc w opozycji, Konserwatyści byli momentami krytyczni wobec projektów antyterrorystycznych ustaw forsowanych przez Labourzystów Blaira. Wygląda jednak na to, że kiedy sami rządzą – teraz w koalicji z Demokratami – przyjęli bezkompromisowe podejście wobec ekstremizmu. Cameron poszedł śladem niemieckiej kanclerz Angeli Merkel, dystansując się do multikulturalizmu.

Byłem swego czasu silnym zwolennikiem multikulturalizmu oraz, od czasu do czasu, byłem krytyczny wobec widocznej pogardy Johna Howarda (premiera Australii – red.) dla tego pomysłu. Jednakże po zastanowieniu dochodzę do poglądu, że część krytycznej analizy Howarda była zasadniczo poprawna i Cameron wraz z Merkel mówią o tym, o czym należy powiedzieć w Europie.

Satyra na multi-kulti

Satyra na multi-kulti

Idea multikulturalizmu działała całkiem dobrze jeśli się założy, że było zrozumiałe, iż wszystkie grupy w społeczeństwach zachodnich popierają system demokratycznych rządów i prawa, które traktuje wszystkich obywateli jako równych. Przez większość czasu była to rzeczywistość australijskiego multikulturalizmu w latach 70, 80 i 90.

Problem polega na tym, że – szczególnie w Europie Zachodniej – wzrost radykalnego islamu doprowadził do sytuacji, w której niewielka mniejszość islamistów odrzuca Zachód, jednocześnie wybierając życie w zachodnich społeczeństwach, gdzie cieszą się gospodarczymi, politycznymi i religijnymi wolnościami, służbą zdrowia i ubezpieczeniem społecznym.

W październiku ubiegłego roku Angela Merkel wystąpiła przed młodzieżówką Unii Chrześcijańsko-Demokratycznej (CDU) w Poczdamie. Nie było oficjalnej publikacji jej przemowy, lecz nie ma wątpliwości co do jej treści. Przesłanie było proste – mianowicie to, co Niemcy nazywają „multikulti”, nie zadziałało.

Multikulti – idea, że każdy, kto chciał przyjechać do Niemiec, mógł to zrobić i że wszyscy, którzy tam żyją, mogli się nawzajem bez problemu dogadać – była forsowana przez Zielonych w latach 80 i 90 i cieszyła się poparciem Socjaldemokratów. Był to przykład lewicowej nierealnej utopii. Doprowadziła ona do sytuacji, gdzie nie dokładano starań, aby wpoić osadnikom jakiekolwiek poczucie narodowej dumy lub patriotyzmu.

Merkel była krytyczna również wobec niemieckiej legislacji z lat 60, kiedy to istniało przekonanie, że wszyscy gastarbeiterzy, którzy przyjechali do Niemiec, wrócą do swoich ojczyzn po kilku latach. Nie stało się tak w przypadku Turków. Począwszy od późnych lat 60 Australia zaczęła przyjmować tureckich imigrantów pod warunkiem, że zostaną australijskimi obywatelami. Turcy osiedlili się z powodzeniem; w Niemczech z drugiej strony nie włożono zbyt wiele wysiłku w integrację muzułmańskich imigrantów z niemieckim społeczeństwem.

Merkel uznaje prawo społeczeństwa do oczekiwania od tych, którzy zdecydują się zamieszkać w kraju, że nauczą się niemieckiego i przystosują się do zwyczajów niemieckiego państwa. Według prasy jest ona krytycznie nastawiona wobec wymuszonych małżeństw w niektórych muzułmańskich rodzinach.

Niemcy w dalszym ciągu poszukują i przyciągają imigrantów, pozostając otwartym społeczeństwem, w którym – w odróżnieniu od pozostałych krajów zachodniej Europy – nie powstały żadne radykalne ruchy prawicowe. Lecz Merkel doszła do wniosku, że multikulturalizm stosowany w Niemczech okazał się niepowodzeniem. Thilo Sarrazin, były członek zarządu Bundesbanku, który również był Socjaldemokratą, doszedł do podobnego zdania, wyraził je jednak w ostrzejszy sposób.

Premier Wielkiej Brytanii i kanclerz Niemiec nie zgadzają się w pewnych kwestiach. Mimo to oboje są pragmatycznymi politykami, którzy opierają swoją ocenę multikulturalizmu na empirycznej obserwacji.W swojej wypowiedzi wygłoszonej w ten weekend, Cameron w jasny sposób rozróżnił islamski ekstremizm i islam; premier mierzy w ekstremizm. Wyraził krytykę wobec osób określonych mianem „miękkiej lewicy”, które „wrzucają wszystkich muzułmanów do jednego worka, stwarzają listę pretensji i utrzymują, że jeżeli rząd uporałby się z tymi kwestiami, rozwiązałoby to problem terroryzmu”. Wskazał, że „wielu ze skazanych za terroryzm w Wielkiej Brytanii i innych krajach to często osoby wykształcone i pochodzące z klasy średniej”.

Cameron jest przekonany, że „doktryna państwowego multikulturalizmu” doprowadziła do osłabienia brytyjskiej tożsamości społecznej. Proponuje on mniej „biernej tolerancji” i „znacznie więcej aktywnego, muskularnego liberalizmu”. Jak Merkel, chce „stawić czoła zgrozie wymuszonych małżeństw”, których ofiarami są dziewczęta i młode kobiety. Chce także, aby w Wielkiej Brytanii promowane były „wolność słowa, wolność wyznania, demokracja, praworządność, równouprawnienie bez względu na rasę, płeć lub seksualność”. Obwieszcza również konieczność, aby imigranci mówili w języku narodowym swojej nowej ojczyzny.

Sprawy polityczne poruszone przez liderów Niemiec i Wielkiej Brytanii zostały już opisane przez Christophera Caldwella w książce Reflections on Revolution in Europe i Petera Bermana w The Flight of the Intellectuals. Caldwell przyznaje, że „islam jest wspaniałą religią”, lecz podkreśla, że „nie jest to w żaden sposób religia Europy i nie należy w żaden sposób do europejskiej kultury”. Berman jest krytyczny wobec poważanych intelektualistów takich jak Ian Buruma i Timothy Garton Ash, krytyków urodzonej w Somalii Ayaan Hirsi Ali, której życie było zagrożone z powodu jej odstępstwa od islamu i publicznej kampanii przeciwko islamskiemu ekstremizmowi.

Tradycyjnie imigranci akceptowali społeczeństwa, w których z własnej woli zamierzali żyć. To przestało być zasadą – spotykamy się z nawoływaniami do ustanowienia szariatu – prawa koranicznego, itp. Cameron i Merkel słusznie krytykują multikulturalizm oraz to, czym stał się w zachodniej Europie, mianowicie przyzwoleniem na funkcjonowanie tego, co dzieli demokratyczne społeczeństwa. W Australii i USA multikulturalizm nie miał tak negatywnego wpływu. Jednak rozsądnie będzie założyć, że pewnego dnia ów wpływ może wystąpić, jeżeli nie przyjmiemy bardziej „muskularnego” podejścia do podkreślania znaczenia demokratycznych praw.

Gerard Henderson

Autor jest dyrektorem wykonawczym w australijskim thin-tanku The Sydney Institute. (ms)

tłumaczył: MM

www.smh.com.au

Udostępnij na
Video signVideo signVideo signVideo sign