Kto jest przeciwny przyjazdowi syryjskich chrześcijan

 image001

Masowy grób chrześcijan odkryty w Sadad (100 km od Damaszku)

Grzegorz Lindenberg

Przeciwników sprowadzenia syryjskich chrześcijan – tych, którzy pisali o tym na naszym forum jak i w innych miejscach – można podzielić na dwie grupy.

Są one przeciwne z dwóch całkowicie sprzecznych powodów. Pierwsza grupa mówi: „Nie przyjmujmy nikogo potrzebującego pomocy”. Druga mówi „Przyjmujmy wszystkich potrzebujących”.

Pomysł sprowadzenia do Polski 300 chrześcijańskich rodzin z Syrii, którym w najbliższym czasie grozi śmierć ze strony Państwa Islamskiego, miała Miriam Shaded. Jej ojciec pochodzi z Syrii i jest pastorem tamtejszego kościoła assyryjskiego. Fundacja Estera, którą Miriam Shaded założyła, zebrała w Polsce deklaracje pomocy dla tych rodzin – pieniędzy, mieszkań i pracy.

To czego jeszcze potrzeba, to zgoda polskiego rządu. Jako Stowarzyszenie postanowiliśmy pomóc i zorganizowaliśmy na Facebooku wydarzenie „POPIERAM przyjęcie do Polski prześladowanych w Syrii chrześcijan” . W ciągu kilku dni zostało poparte przez ponad 29 tysięcy osób. O sprawie syryskich chrześcijan ukazały się teksty w „Rzeczpospolitej”, „Wyborczej”, dotyczyło jej też jedno z pytań do kandydatów na prezydenta.

Okazało się jednak, że pomysł wcale nie spotyka się z powszechnym poparciem – co było dla mnie ogromnym zaskoczeniem. Wydawałoby się, że w kraju, gdzie ponad 90% ludzi deklaruje się jako wierzący (choć często niepraktykujący) katolicy, udzielenie pomocy prześladowanym, zagrożonym śmiercią chrześcijanom nie powinno budzić żadnych wątpliwości. Tym bardziej, że pomoc nie miała pochodzić ze środków państwowych, lecz prywatnych. Nawet na forum naszego fejsbukowego wydarzenia, które przecież gromadzić miało zwolenników pomagania syryjskim chrześcijanom, odezwało się bardzo dużo osób przeciwnych temu pomysłowi. Często – co mnie zdziwiło najbardziej – bardzo wrogo nastawionych do katolików.

Nikogo nie chcemy

Wśród zwolenników pierwszej grupy, żeby nie przyjmować nikogo, dominują trzy argumenty. Pierwszy to wrogość wobec religii, a konkretnie wobec katolicyzmu. W wypowiedziach pojawiały się sformułowania takie jak „naiwni katole” (to jeszcze bardzo łagodne określenie), „czemu chrześcijanie nie proszą o azyl Watykanu”, „mierzi mnie ta katolicka litość”. Osoby uważające się za chrześcijan musiały się często tłumaczyć ze swojej chęci pomagania innym, a ich motywy były kwestionowane. Ta wrogość i niechęć do ludzi, którzy starają się z pobudek religijnych zrobić coś dobrego, to było coś, co mnie naprawdę zaszokowało.

Drugi rodzaj argumentów przeciw nie zaszokował mnie, bo go dobrze znam, ale zawsze smutno mi, kiedy go napotykam. To argument typu „niech pomagają bogatsi, nas nie stać”. Jako uzasadnienie na ogół przywoływane są tu głodne i ubogie polskie dzieci, którymi trzeba się zająć zamiast ratowania chrześcijan z obcego kraju. „Mało to dzieci biednych i głodujących w Polsce?”; „Polskie dzieci chodzą głodne i bite, a my mamy problem z Syryjczykami?”; „Wpierw zajmijmy się swoimi problemami. Wyjazdami młodych za granicę, a dopiero później ratowaniem świata”.

Te argumenty mnie nie szokują, bo spotkałem się z nimi wielokrotnie przy zbieraniu podpisów pod projektem nowej ustawy o zwierzętach kilka lat temu (podpisy udało się zebrać, doprowadzić do uchwalenia nowej ustawy nie). Wielokrotnie słyszałem, że „dzieci chodzą głodne, a wy się zwierzętami zajmujecie”. Argumenty te zawsze padają ze strony osób, które nigdy nic dla biednych dzieci nie zrobiły i na pytanie „A co ty sam zrobiłeś, żeby tym dzieciom pomóc?” odpowiadają identycznie: „To moja prywatna sprawa”. Co jest świetnym wykrętem, żeby uniknąć przyznania się, że tak naprawdę te głodujące dzieci ma się głęboko w poważaniu, a chodzi o to, żeby po prostu nikomu nie pomagać.

Argument „nie stać nas, mamy swoje problemy” jest ponadczasowy i gdyby go przyjąć, to żaden kraj nikomu by nigdy nie pomagał. Wynika z niego, że pomagać powinni tylko bogaci i to tacy, którzy już wszystkie swoje problemy rozwiązali – czyli praktycznie nikt. Do posługujących się tym argumentem jakoś nie dociera ani fakt, że Polska należy już do bogatszych krajów świata (ponad 80% krajów jest od nas biedniejszych), że pomaganie jest obowiązkiem moralnym dotyczącym wszystkich, a nie tylko bogatych, że nam, Polakom, wielokrotnie w ostatnich kilkudziesięciu latach pomagano – łącznie z pomocą dla naszych emigrantów czy to po stanie wojennym, czy po wejściu do Unii. „Nam się pomoc od innych zawsze należy, a innym od nas nigdy” – takie jest myślenie rodaków-egoistów, którzy się w sprawie syryjskich chrześcijan wypowiadali.

Trzeci argument przeciw przyjmowaniu syryjskich chrześcijan był czysto ksenofobiczny: „Spierdalać z tym gównem, syfem syryjskim”; „Nie dla Syryjczykow i innych dziadów spoza Europy”, „Polska dla Polakow, zacznie sie od 1500 Arabów a skończy na całej fali emigracyjnej z tamtych brudnych krajów”. Czyli – żadnych obcych, Polska ma być jednolita etnicznie. Akurat jednolitość etniczna jest w dziejach Polski dosyć świeża – trwa dopiero 70 lat, od zakończenia II wojny światowej. Przez poprzednie 1000 lat historii Polska zawsze była zróżnicowana – Polacy stanowili zawsze większość ludności, ale żyły w Polsce obok siebie, we względnym przynajmniej spokoju, liczne narodowości i wyznania.

Różnorodność na ogół jest korzystna dla rozwoju społeczeństwa, w dzisiejszej globalnej gospodarce na pewno sprzyja rozwojowi gospodarczemu i innowacjom. Wszystkie znaczące szkoły biznesu na świecie chwalą się różnorodnością pochodzenia swoich studentów, bo dzięki tej różnorodności pojawiają się różne punkty widzenia, pomysły, propozycje rozwiązań problemów. Mamy szczęście, że w Wielkiej Brytanii czy Niemczech nie wyrzucają naszych rodaków pod hasłami „Brytania dla Brytyjczyków” i „Niemcy dla Niemców” – bo wiedzą, że imigranci, jeśli pochodzą z kultur podobnych i chcą się dopasować do zwyczajów kraju-gospodarza, są dla gospodarki i dla społeczeństwa korzyścią, a nie wrogiem.

Przyjmujmy wszystkich potrzebujących

Akcja Miriam Shaded wzbudziła też sprzeciw z drugiej strony – osób, które uważają, że pomagać trzeba wszystkim. Jak to napisał na Facebooku pewien znany dziennikarz (a jego post lajkowało kilkaset osób), „Dzielenie uchodźców na chrześcijan i innych to podłość. Wezwanie do przyjęcia uchodźców – chrześcijan pielęgnuje kulturę podziału: my – oni. Czyli zgadzamy się z Państwem Islamskim”. Czyli – osoby, które chcą pomóc w uratowaniu syryjskich chrześcijan w gruncie rzeczy są identycznie złe jak ci, którzy tych chrześcijan chcą mordować.

Zaskoczyło mnie przypisywanie nam przez osoby uważające się za głęboko moralne (bo wzywające do szlachetnego pomagania wszystkim) poglądów, których wcale nie głosiliśmy. Nikt, łącznie z naszym Stowarzyszeniem, nie mówił – pomóżmy tylko chrześcijanom, resztę olewajmy. Nikt z organizatorów – i na pewno nikt w naszym Stowarzyszeniu – nie pomyślał nawet przez chwilę, że innym potrzebującym uchodźcom nie powinno się pomagać. Powinno się im pomagać, powinno się ratować ich życie. Ale może niekoniecznie powinno się oferować im pobyt w Polsce.

Przekonanie, że należy pomagać wszystkim bez wyjątku i, jak rozumiem, oferować wszystkim chętnym pobyt w Polsce, jest być może idealistyczne, ale niemożliwe do realizacji, a gdyby nawet było możliwe – to rezultaty tego byłyby szkodliwe. Byłem zdumiony, że osoby, które tak mówią, kompletnie nie zastanawiają się nad praktycznymi konsekwencjami swojego poglądu. Nie próbują pomyśleć, ilu tych „wszystkich” można w Polsce przyjąć i czy to dla życia społecznego obojętne, skąd się ci uchodźcy / imigranci biorą. Ilu rocznie niewykształconych, nie znających języka ludzi z innej kultury możemy (nawet gdybyśmy chcieli) przyjmować? 10 tysięcy? A jeśli będzie ich za chwilę pół miliona, to też damy radę ich przyjąć? Czy zgoda na stworzenie kilkusettysięcznej (kilkumilionowej?) mniejszości muzułmańskiej jest dla Polski korzystna, skoro w innych krajach te mniejszości są źródłem poważnych problemów społecznych i zagrożenia terrorystycznego?

Powtórzę – pomagać potrzebującym uchodźcom, syryjskim czy innym, powinniśmy według możliwości naszego kraju tam, gdzie ci uchodźcy przebywają – w Jordanii, Turcji, Libanie, Kenii. Wysyłajmy do nich żywność, lekarzy, nauczycieli, cokolwiek jest im potrzebne. To wydaje mi się ludzkim, nie tylko chrześcijańskim, obowiązkiem.

Ale oferować pobyt w Polsce powinniśmy tylko tym, którym łatwiej się będzie asymilować, którzy nie będą w przyszłości źródłem problemów. Takim ludziom, jak syryjscy chrześcijanie, którzy po dwóch tysiącach lat muszą uciekać ze swojego kraju.

Udostępnij na
Video signVideo signVideo signVideo sign