Islamizm jest ideologią skrajnie prawicową

Frederik Stjernfelt

Dlaczego islamizmu nie postrzega się jako odłamu prawicowego ekstremizmu? Artykuł duńskiego naukowca o reakcji mediów na podpalenie redakcji tygodnika “Charlie Hebdo”.

Z rosnącym poczuciem obrzydzenia śledziłem wydarzenia związane z ukazaniem się numeru specjalnego paryskiego tygodnika satyrycznego “Charlie Hebdo”. Dotyczył on prawa szariatu i ukazał się jako komentarz do rozwoju sytuacji politycznej w Libii i Tunezji.

Wczesnym rankiem 2 listopada w redakcji magazynu wybito okna i wrzucono do wnętrza koktajle Mołotowa. Wywołało to pożar całego budynku, cudem nikt nie został ranny. Po tym ataku na swobodę wypowiedzi, który, co zrozumiałe, wywołał silne reakcje, pojawiły się niepokojące komentarze i wydarzenia. Dziennik „Libération” zaoferował dziennikarzom z „Charlie Hebdo” schronienie i ten fakt początkowo dodawał otuchy, był jednym z nielicznych gestów solidarności, próbą stworzenia wspólnego frontu przeciwko wrogom swobody wypowiedzi.

Jednak kiedy przyjmiemy szerszą perspektywę, okaże się, że sytuacja jest naprawdę niepokojąca. Nikt nie przyznał się jeszcze do zamachu, ale można założyć z dużym prawdopodobieństwem, że był on spowodowany wydaniem numeru specjalnego zatytułowanego „Szariat Hebdo”. Incydent świadczy zatem o odradzaniu się motywowanych religijnie prób ograniczenia swobody wypowiedzi i to w kolebce tej swobody.

Prawo do wyrażania swoich poglądów zostało po raz pierwszy zagwarantowane w ogłoszonej w Paryżu deklaracji praw człowieka i obywatela z roku 1789, po długiej i zażartej walce między radykalnymi zwolennikami Oświecenia, a kościołem katolickim i francuskim absolutyzmem. Płonące kilka dni temu egzemplarze magazynu „Charlie Hebdo” przywodzą na myśl stosy książek palone w czasie tej trwającej całe dekady walki.

Jeszcze bardziej niepokojący jest fakt, że religijnie motywowany atak na redakcję korzystającą z prawa do swobody wypowiedzi, nastąpił równocześnie z innym atakiem o podobnym charakterze. Na drugim końcu Paryża, w Theatre de Ville wystawiana jest obecnie sztuka włoskiego reżysera Romeo Castelluciego pt. „Sur le Concept du Visage du fils de Dieu”. Przestawienie stało się celem codziennych ataków ze strony fundamentalistów chrześcijańskich, którzy wchodzą do teatru i próbują nie dopuścić do odegrania spektaklu. Protesty organizowane są przez znane ugrupowania katolickie „Renouveau Français” i „Civitas”, w pełni zasługujące na miano prawicowej ekstremy.

Jednak w tym przypadku umiarkowani i lewicowi komentatorzy nie bronią “delikatnych uczuć” chrześcijan przed “chrześcijanofobią”. To żenujące, jak niewielu komentatorów zdaje sobie sprawę, że nieustanne ataki muzułmanów na wolność wypowiedzi wskazują na ich przynależność do prawicowej ekstremy religijnej na równi z małymi ugrupowaniami chrześcijańskimi. Duża część politycznej lewicy nie jest w stanie pojąć skrajnie prawicowego charakteru ideologii islamistycznej, jawnie obliczonej na wyrugowanie z życia politycznego standardów oświeceniowych.

Być może ten brak zrozumienia spowodowany jest faktem, że fundamentaliści islamscy i chrześcijańscy są wrogo nastawieni do siebie, choć tak naprawdę niewiele się różnią. W ogóle nie ma powodów przypuszczać, że jakiekolwiek skrajnie prawicowe ugrupowania popierają się wzajemnie. Ich osobliwy charakter sprawia, że często są naturalnymi wrogami, jak na przykład prawicowi nacjonaliści w Niemczech i we Francji w XIX i XX wieku. To samo dotyczy zamachu terrorystycznego dokonanego w Norwegii przez Andersa Breivika. Breivik szczyci się swoją skrajnie prawicową ideologią, stanowiącą połączenie idei krucjat, fantazji o templariuszach i nastrojów antyislamskich z ideą wyższości kultury europejskiej i oczywiście z antyliberalizmem.

Komentatorzy demokratyczni i zachodnie partie polityczne muszą zrozumieć, że jesteśmy teraz w nowej sytuacji. Na skrajnej prawicy panuje niespotykany od czasów II wojny światowej tłok: skrajny nacjonalizm, neonazizm, etnopluralizm i rasizm walczą tu o wpływy z różnymi odłamami fundamentalizmu chrześcijańskiego i islamskiego.

Konflikty między takimi ugrupowaniami nie powinny przesłaniać faktu, że wszystkie one należą do nurtu skrajnie prawicowego i że łączy je głęboka niechęć do ideałów oświeceniowych, liberalizmu i praw człowieka. Wydarzenia ostatnich kilku tygodni jednoznacznie wskazują na gwałtowny wzrost presji ze strony radykalnych ugrupowań religijnych, które próbują zawładnąć sferą publiczną Paryża, niegdyś stolicy Oświecenia.

Frederik Stjernfelt

Uczucie obrzydzenia, które towarzyszy tej konstatacji, dodatkowo wzmagają budzące torsje wypowiedzi, o wiele lepiej słyszalne niż głosy poparcia dla „Charlie Hebdo”. Ich autorzy relatywizują i usprawiedliwiają akty terroru lub wręcz je pochwalają. Powstaje intelektualny front poparcia, utwierdzający podpalaczy w przekonaniu, że mieli prawo dokonać swego czynu. Jednym z przykładów jest długi tekst autorstwa paryskiego korespondenta magazynu „Time”, Bruce’a Crumleya. W artykule zatytułowanym ”Zaatakowany przez podpalaczy francuski tygodnik nie jest męczennikiem w sprawie wolności słowa”, Crumley solidaryzuje się z „muzułmanami  wyczulonymi na żarty z ich religii”. Zwraca się też bezpośrednio do ofiar przestępstwa: „Przykro mi z powodu waszych strat, Charlie; nie ma żadnego usprawiedliwienia dla tej bezprawnej reakcji na wydanie specjalne waszego tygodnika. Czy nadal jednak uważacie, że warto było zapłacić taką cenę za wydrukowanie obraźliwej, haniebnej i zupełnie pozbawionej poczucia humoru parodii tylko na zasadzie „bo nam wolno”? Jeśli tak, to publikujcie sobie teraz na waszych łamach rysunki węglem.”

To banalna prawda, że różnych ludzi śmieszą różne rzeczy, ale nie mogę uwierzyć, że komuś może się to wydawać wystarczającym powodem do podpalenia. Osobiście w ogóle nie uważam żartu Crumleya o rysunkach węglem za śmieszny. Czy to oznacza, że mam prawo obrzucić koktajlami Mołotowa pokój Crumleya w redakcji magazynu „Time”? Chyba tak, jeśli mamy się zgodzić z jego bulwersującą argumentacją: „To prawda, akt przemocy skierowany przeciwko magazynowi „Charlie Hebdo” był oburzający, nie do przyjęcia, godny potępienia i bezprawny. Ale oprócz określenia „bezprawny” bieżący numer Charlie Hebdo również zasługuje na wszystkie te określenia”. Czyli obydwa postępki – opublikowanie dowcipów oraz spalenie budynku – pod względem moralnym zasługują na ten sam osąd. Jedyne, co je różni, to czysto umowna kwestia legalności.

Crumley podsyca własną żarliwą niechęć do swobody wypowiedzi, dorzucając jeszcze wyświechtaną historyjkę o skutkach krzyczenia „Pali się!” w zatłoczonym teatrze. Ta analogia jest zupełnie nietrafiona. Oczywiście, że tego typu okrzyki mogą wywołać panikę wśród niezorientowanych w sytuacji osób. Jednak przestępcy i fanatyczni wyznawcy to nie jest uciekający w popłochu, próbujący ratować życie tłum. Przeciwnie, wszystko wskazuje na to, że mamy tu do czynienia ze starannie i na chłodno planowanymi działaniami, obliczonym na osiąganie celów politycznych.

Nikczemne stwierdzenie, że podpalenie nie jest bardziej naganne niż żarty, to kolejne standardowe zagranie, krytyczna reakcja na rzekome atakowanie muzułmanów i ich delikatnych uczuć. Jednak całkowitym błędem jest postrzeganie numeru specjalnego „Charlie Hebdo” jako żartów z muzułmanów czy próby atakowania ich. Powstał on wyłącznie jako reakcja na włączenie kwestii prawa szariatu do debaty nad polityczną przyszłością Libii i Tunezji. Jest to ważna sprawa o zasięgu międzynarodowym, równie warta szyderczych i drwiących uwag, co brnąca w ślepy zaułek polityka Sarkozy’ego czy inne kwestie, które nieraz już były obiektem satyrycznych komentarzy „Charlie Hebdo”.

Duża część omawianego numeru dotyczy drażliwej kwestii: czy możliwa jest “złagodzona” wersja szariatu? Ta łagodniejsza wersja powstrzymywałaby się od kamieniowania kobiet za cudzołóstwo oraz zabijania homoseksualistów i apostatów, zadowalając się zniesieniem praw człowieka i uciskaniem kobiet tylko poprzez nierówne traktowanie ich w zakresie prawa rodzinnego i cywilnego. Czy takie praktyki można pogodzić z demokracją? Chodzi tu o niektóre z najbardziej palących kwestii politycznych dnia dzisiejszego. Krytyka i satyra wymierzona w polityczną ideologię islamizmu to naturalne składniki takiej debaty. Tego rodzaju „ataki” nie są atakami na muzułmanów, podobnie jak ataki na politykę Angeli Merkel nie są atakami na Niemców i ich „delikatne uczucia”.

Co najmniej kontrowersyjne jest też założenie, że ten przypuszczalnie islamski atak był spowodowany „obrazą delikatnych uczuć muzułmanów”. Dla fundamentalistów o wiele ważniejszym powodem do wywierania religijnej presji przeciwko satyrycznemu portretowaniu ich wiary jest fakt, że takie żarty pomagają w delegitymizacji ich skrajnych celów politycznych. Jak wiadomo, satyra odegrała pierwszorzędną rolę w długim procesie, dzięki któremu społeczeństwa europejskie wyzwoliły się spod trwającej całe stulecia dominacji religii i wreszcie zmusiły chrześcijaństwo do podporządkowania się ideałom oświeceniowym. Islamiści są zapewne tego świadomi – cała ta gadanina o „szkalowaniu” i „obrażaniu” jest tylko kiepsko maskowanym żądaniem, żeby wyłączyć ich spod jakiejkolwiek krytyki.

To stosowane już od lat połączenie narzekania i biadolenia ze śmiertelnym pogróżkami najwyraźniej przynosi efekty. Tym razem „Charlie” raczej nie ugnie się pod presją i jakoś sobie poradzi. Jednak paryskie płomienie pochłaniają już chyba inną ofiarę, duńską gazetę „Jyllands-Posten”. Jak wiadomo zasłynęła ona z powodu opublikowania w roku 2005 rysunków Mahometa, a sprawa ta stała się pretekstem do wywołania kryzysu o zasięgu światowym w roku 2006. W kuriozalnym artykule redakcyjnym gazeta próbuje teraz usprawiedliwić decyzję o nieprzedrukowaniu ani jednego z rysunków zamieszczonych w „Charlie Hebdo”. Jednocześnie gorąco dziękuje francuskim kolegom za solidarność i wydrukowanie duńskich rysunków pięć lat temu. Ten dziwaczny tekst jest zupełnie niespójny – jego autor wychwala Francuzów, ale w końcu postanawia nie odwzajemniać aktu solidarności sprzed pięciu lat. Wygląda na to, że pierwotna wersja artykułu miała uzasadnić, dlaczego „Jyllands-Posten” dokona przedruku rysunków, a nie, dlaczego ich nie wydrukuje.

Redaktor naczelny „Jyllands-Posten”, Jørn Mikkelsen, wystąpił 6 listopada w duńskiej telewizji. Czerwony i spocony, nie był w ogóle zdolny do zaprezentowania jakiegoś spójnego stanowiska. Najpierw stwierdził, że uleganie przemocy prowadzi do jeszcze liczniejszych aktów przemocy. Następnie próbował przedstawić decyzję o nieprzedrukowaniu rysunków z „Charlie Hebdo” jako próbę znalezienia nowego sposobu na chronienie swobody wypowiedzi! Mnożą się podejrzenia, że zarząd gazety wywiera presję na redaktorów, by zrezygnowali z przedruku francuskich rysunków. Tak czy owak – dziwna decyzja duńskiej gazety oznacza ostateczne zwycięstwo agresywnych sił, od lat próbujących skłonić ją do rezygnacji z prawa do praktykowania swobody wypowiedzi.

Internetowe wersje wielu czołowych dzienników europejskich zamieściły fotografię redaktora „Charlie Hebdo” na tle wypalonego budynku redakcji. Pokazuje on okładkę tygodnika z rysunkiem Mahometa, który mówi: „Jeśli nie umrzesz ze śmiechu, czeka cię kara 100 batów”. Ale jak zdążyłem się zorientować zaglądając do Internetu, żadne media brytyjskie czy amerykańskie nie opublikowały tej fotografii. Równocześnie nowe pogróżki pod adresem dziennika „Libération” mają zmusić tę gazetę, by zaprzestała chronienia „Charliego”.

Powoli, ale nieustannie, jadowite przesłanie skrajnej prawicy religijnej sączy się do demokratycznych społeczeństw. Dzień po dniu kurczy się przestrzeń dla swobody wypowiedzi i krytyki. Dziwaczny, nieprzyjemnie pachnący koktajl składający się ze śmiertelnych pogróżek i płaczliwego zawodzenia, doprawiony  bredniami o „delikatnych uczuciach” głoszonymi przez defetystycznych intelektualistów, stopniowo wypala od środka nasze otwarte, demokratyczne społeczeństwa. (pj)

Frederik Stjernfelt – profesor semiotyki na uniwersytecie w Aarhus w Danii; opublikował wiele książek i artykułów poświęconych semiotyce, historii idei oraz teorii literatury. Pisuje również dla tygodnika „Weekendavisen” i czasopisma „Kritik”.

Tłumaczenie: rol

Źródło: http://www.signandsight.com/features/2195.html

 

Udostępnij na
Video signVideo signVideo signVideo sign