Mat Bohun
Podobnie jak premier Wielkiej Brytanii David Cameron, tak i minister Manuel Valls prezentuje ostatnimi czasy iście schizofreniczną postawę w stosunku do islamu i jego wyznawców.
Minister spraw wewnętrznych Francji, który jeszcze niedawno podkreślał konieczność zaostrzenia prawa imigracyjnego, twierdził, że „islam jest nie do pogodzenia z demokracją” i ostrzegał przed setkami dżihadystów wracających z Syrii nad Loarę, w ubiegły weekend postanowił puścić oko w drugą stronę, przyznając Narodowy Order Legii Honorowej – najwyższe państwowe odznaczenie – radykalnemu imamowi Khalilowi Merrounowi, reprezentującemu meczet w Évry-Courcouronnes pod Paryżem.
Meczet, jeden z największych we Francji, został zbudowany w 1994 r., między innymi ze środków Światowej Ligi Muzułmańskiej (MWL) – organizacji założonej przez Arabię Saudyjską, propagującej światowe rozprzestrzenianie wahhabizmu i działającej na rzecz wprowadzenia szariatu. MWL, oskarżana o współpracę z terrorystami, na gruncie polskim znana jest przede wszystkim ze wsparcia projektu budowy meczetu w Warszawie. Sam imam Merroun, zarządzający meczetem od 1994 r., ma bardzo silne powiązania z MWL – w przeszłości pełnił nawet funkcję wiceprzewodniczącego paryskiej sekcji tej organizacji.
Na stronie meczetu znajdziemy informacje, pod którymi, jak można przypuszczać, z pewnością nie podpisałby się Napoleon Bonaparte, pomysłodawca orderu Legii Honorowej. W zakładce poświęconej obowiązkom muzułmanina przeczytać możemy taki oto fragment:
„Dla muzułmanina, wszystkie aspekty życia – materializm i duchowość, religia i państwo – są powiązane, ponieważ wszystko należy do Boga, i do Niego Samego. Islam daje precyzyjne wskazówki, za którymi należy podążać w każdej dziedzinie życia: na poziomie osobistym, moralnym, społecznym, politycznym i ekonomicznym (…). Święty Koran jest podstawowym źródłem nauk o islamie i o prawodawstwie”.
Trudno powiedzieć, jaki ma stosunek Manuel Valls do „Koranu jako podstawowego źródła nauk o prawodawstwie”. Być może nie jest to jego największe zmartwienie, biorąc pod uwagę zbliżające się wybory samorządowe we Francji. Niewytłumaczalna zmienność postawy ministra może być zwykłym politycznym oportunizmem, tym bardziej, że gmina Évry, zamieszkiwana przez znaczący odsetek muzułmanów, jest dla Partii Socjalistycznej łakomym kąskiem – to tutaj Manuel Valls piastował urząd mera w latach 2001-2012. Niewykluczone więc, że minister spraw wewnętrznych – parafrazując słynne powiedzenie króla Francji Henryka IV – uznał tym razem, iż „meczet wart jest mszy”.
Problem polega na tym, że na sztuczki Vallsa przestają już się nabierać sami muzułmanie. Na stronie www.ajib.fr – największym francuskim portalu poświęconym islamowi, znajdziemy następującą wskazówkę dla nagrodzonego orderem imama: „Po licznych, wrogich w stosunku do islamskiej praktyki deklaracjach Manuela Vallsa (…), jego ofensywnej w stosunku do islamu interpretacji laickości, po porażce w walce z islamofobią (…) honorową postawą byłaby odmowa – w imię islamu i społeczności muzułmańskiej – przyjęcia orderu Legii Honorowej ze strony Khalila Merrouna”.
To nie koniec wieści z Francji. François Hollande postanowił pójść w ślady swojego ministra. 18 lutego, w ramach obchodów upamiętniających I wojnę światową, prezydent Francji odwiedził Wielki Meczet w Paryżu, przypominając o zasługach muzułmańskich kombatantów. Chcąc zjednać sobie muzułmański elektorat (który już w poprzednich wyborach w znacznej większości głosował na lewicę), Hollande zaznaczył, że „islam we Francji całkowicie współgra z wartościami Republiki”.
Czy prezydentowi udało się przekonać społeczeństwo o szczerości swoich poglądów? Bardzo wątpliwe. Z obu stron politycznej sceny padają zarzuty o manipulację. O „rażącej manipulacji” na łamach „Le Figaro” mówi Louis Aliot, wiceprzewodniczący Frontu Narodowego, podkreślając, że Francja nigdy nie zapomniała o swoich kombatantach, a wysuwane żądania i pretensje stanowią narzędzie w ręku poszczególnych społeczności, wykorzystujących kwestie historyczne do promowania własnych interesów. Aliot zauważył, że „mówienie o rzekomym odrzuceniu islamu przez Francję przy jednoczesnym przymykaniu oka na jego radykalizację w wydaniu dżihadystów, salafitów itp., jak również jego podatność na wpływy z zewnątrz, stanowi poważny błąd i co więcej – dyskryminację w stosunku do francuskich obywateli szanujących prawa Republiki”.
Również Abdellah Zekri, prezes francuskiego Obserwatorium Islamofobii i członek Francuskiej Rady Kultu Muzułmańskiego (CFCM), wydał się nieusatysfakcjonowany wypowiedzią Hollande’a. Skorzystał on z okazji, by przypomnieć prezydentowi, że piękne słowa nie wystarczą. Zekri nie omieszkał wspomnieć o konieczności zmiany „antyislamskiego” jego zdaniem klimatu, panującego w kraju.
Skoro wręczanie medalu Legii Honorowej podparyskiemu imamowi i odwiedzanie Wielkiego Meczetu przez Prezydenta Republiki nie wystarczą, żeby przekonać do siebie potencjalny muzułmański elektorat, pozostaje nam czekać na kolejne działania, które podejmą francuskie władze przed zbliżającymi się wyborami, w celu zapewnienia muzułmanów o swojej dla nich sympatii.
Bohun