Zdaję sobie sprawę, że każdy, kto protestuje przeciwko radykalnemu islamowi, naraża się na zarzut islamofobii, ksenofobi i nietolerancji. Problem jednak polega na tym, że tego argumentu używają także fundamentaliści.
Z wielką uwagą przeczytałem tekst Miłady Jędrysik „Warszawski meczet i jego wrogowie” („Gazeta”, 25 marca). Chciałbym podziękować za wyrażony tam krytycyzm pod naszym adresem. Niepokoi mnie jednak, że zarzuty dziennikarki skierowane są wyłącznie w jednym kierunku. Trudno zgodzić się z argumentacją, że Polsce nie grozi masowa imigracja wyznawców islamu oraz że islam jest problemem marginalnym. Od 2004 r. jesteśmy w UE, a od grudnia 2007 – w strefie Schengen. Imigracja i radykalny islam to problemy całej Europy, w tym Polski. Swoją wiedzę na ten temat czerpię także z książki Magdiego Allama „Kamikadze made in Europe” polecanej przez Adama Michnika.
Oto kilka faktów: mieszkający we Wrocławiu Ali Abi Issa w komentarzach do prawa koranicznego dopuszcza karę śmierci za cudzołóstwo („Komentarz czterdziestu hadisów Nałałija”, wyd. Stowarzyszenie Studentów Muzułmańskich, 1999). Liga Muzułmańska RP pozostaje członkiem Federacji Organizacji Islamskich w Europie – częściowo związanej z Bractwem Muzułmańskim. Bractwo nie kryje, że dąży do ustanowienia szariatu w Europie. Jego duchowy przywódca Jusuf Al-Qardawi mówi wprost o zamiarze religijnego podboju Europy i umniejsza znaczenie Holocaustu.
Zdaję sobie sprawę, że każdy, kto protestuje przeciwko radykalnemu islamowi, naraża się na zarzut islamofobii, ksenofobi i nietolerancji.
Problem jednak polega na tym, że tego argumentu używają także fundamentaliści. Prof. Agata Bielik-Robson w posłowiu do książki Gilles’a Kepela „Zemsta Boga” („Gazeta”, 20-21 marca) zauważa: „Strategię » ogrywania liberałów «, cynicznie powołującą się na prawo do tolerancji, stosują inteligentni fundamentaliści na całym świecie, choć sami w wartość tolerancji nie wierzą, uważając ją za przejaw liberalnej słabości. Argument służy im wyłącznie do jednostronnego rozbrojenia przeciwnika, w żadnym zaś razie nie oznacza akceptacji liberalnych reguł gry”.
Tolerancja nie może stać się praktyką maskującą łamanie praw człowieka i łamanie wartości europejskich – rozdzielenie spraw religii i państwa, równości płci i wolności wyznania. W ramach wolności wyznania mieści się także prawo porzucenia przez wyznawcę jakiejkolwiek religii, bez żadnych sankcji.
To Leszek Kołakowski uczy nas, że tolerancja nie jest wartością samą w sobie. W klasycznej rozprawie „Cywilizacja na ławie oskarżonych” Kołakowski pisze: „Ktokolwiek powiada w Europie, że wszystkie kultury są równe, normalnie nie miałby ochoty, żeby mu obcinano rękę, kiedy oszukuje przy podatkach, albo aby zaaplikowano mu biczowanie publiczne – czy kamienowanie w przypadku kobiety – jeśli uprawia miłość z osobą, która nie jest jego legalną żoną lub mężem. Powiedzieć w takim wypadku » takie jest prawo koraniczne, trzeba respektować inne tradycje «- to powiedzieć w gruncie rzeczy » u nas byłoby to okropne, ale dla tych dzikusów, to w sam raz « ”.
Kołakowski namawia więc do odwrócenia perspektywy. Pyta, co wtedy, jeśli częścią danej kultury jest ucisk kobiet. Czy w imię szlachetnej „ideologii multikulturowości” możemy przyzwalać na szerzenie treści sprzecznych z prawami człowieka? Skrajny multikulturalizm grozi paradoksalnie rasizmem. Wyklucza bowiem w imię zasady szacunku dla Innego, tego Innego właśnie. Kręgi intelektualne dostrzegają konflikt między relatywizmem kulturowym a uniwersalizmem praw człowieka.
Mam nadzieję, że dialog skupiony wokół tychże praw pozwoli uchronić Polskę przed wieloma błędami popełnionymi na Zachodzie, zidentyfikować punkty sporne oraz doprowadzić do ich rozwiązania.
Meczet, pediatra i radykalni islamiści
Bractwo Ligi Muzułmańskiej w RP, cz.2 – Wielka Brytania