Fala wojny dociera do Europy – wielkie miasta zagrożone?

Wojna w Afganistanie zdaje się rozlewać na Azję Środkową. Jej skutki już docierają do Europy. W regionie szkoli się około 100 niemieckich „ochotników”, którzy mogą zagrozić bezpieczeństwu dawnej ojczyzny oraz innych państw regionu – ostrzega w artykule dla Wirtualnej Polski Tomasz Otłowski, analityk Biura Bezpieczeństwa Narodowego. Służby specjalne wykryły zaawansowane plany zamachów na europejskie metropolie. Terroryści mieli zaatakować niemal równocześnie w wielkich miastach Wielkiej Brytanii, Francji i Niemiec.

Talibowie

Niedawne wydarzenia w Tadżykistanie, gdzie w potyczce z islamskimi ekstremistami zginąć miało (według różnych źródeł) od 25 do 40 tadżyckich żołnierzy, pozornie nie mają bezpośredniego związku ani z sytuacją w sąsiednim Afganistanie, ani tym bardziej z bezpieczeństwem państw europejskich. Niestety, wiele wskazuje jednak na to, że pozory te są mylące

Problem islamskiego radykalizmu w Azji Centralnej narasta już co najmniej od dwóch dekad, gdy rozpad ZSRR i powstanie nowych państw wstrząsnęło geopolityką tego regionu. Aktywność islamistów dotyka dziś szczególnie wyraźnie właśnie Tadżykistan – najbiedniejsze i najsłabsze państwo regionu. I choć pozostałe kraje Azji Centralnej zdołały w minionych 10-15 latach mniej lub bardziej skutecznie ograniczyć wpływy i siły islamskich ekstremistów, to niestety geografia regionu sprawia, że problemy Duszanbe szybko stają się także problemami Biszkeku i Taszkientu.

Wylęgarnia ekstremizmu

Sprzyja temu sąsiedztwo tych państw w dramatycznie biednej i gęsto zaludnionej Kotlinie Fergańskiej, stanowiącej nie tylko etniczny kocioł, ale też prawdziwą wylęgarnię całych rzesz bezrobotnych, niewykształconych i sfrustrowanych młodych mężczyzn, dla których nie ma w ich krajach żadnych perspektyw. Nic więc dziwnego, że jedyną realną opcją staje się dla nich radykalna wizja islamu, prezentowana im przez organizacje wyrosłe na gruncie ideologii Al-Kaidy. W efekcie, idea dżihadu nigdzie w Azji Centralnej nie ma tylu zwolenników, co właśnie w Kotlinie Fergańskiej.

Al-Kaida już dawno temu zwróciła uwagę na fenomen regionu Fergany i islamistyczny potencjał, ukryty w tej skądinąd malowniczej dolinie. Jeszcze pod koniec lat 90. ub. wieku emisariusze Osamy bin Ladena inicjowali i nadzorowali tworzenie (głównie w uzbeckiej i tadżyckiej części doliny) grup zrzeszających radykalnych muzułmanów.

Najważniejszą z nich jest do dziś Islamski Ruch Uzbekistanu (IMU), który werbował członków w Ferganie i wysyłał ich na szkolenie do obozów Al-Kaidy w Afganistanie lub pakistańskich obszarach plemiennych. Zdecydowane działania władz uzbeckich w latach 1999-2001 doprowadziły jednak do niemal całkowitego rozbicia IMU i załamania się jego aktywności w Uzbekistanie. Likwidacja reżimu talibów i infrastruktury Al-Kaidy w Afganistanie w 2001 roku zadało ruchowi kolejny cios. Resztki organizacji ukryły się wówczas w pakistańskim Północnym Waziristanie, który jest dziś bastionem uzbeckich islamistów.

Odzyskany wigor

Ale fortuna kołem się toczy. Niewykorzystanie przez Zachód strategicznego sukcesu w Afganistanie z lat 2001-2002 sprawiło, że afgańscy talibowie zdołali odzyskać wigor i podjąć intensywną kampanię partyzancką przeciwko sojusznikom, systematycznie rosnąc w siłę. Równolegle, wydarzenia w Pakistanie doprowadziły do konsolidacji i umocnienia się tamtejszych islamskich radykałów, zrzeszonych następnie w jednolitą organizację Tehrik-e-Taliban Pakistan (TTP). Oba te procesy umożliwiły z kolei reaktywację „twardego jądra” Al-Kaidy, skupionego wokół kierownictwa organizacji, ukrywającego się gdzieś na pakistańsko-afgańskim pograniczu.

Odrodzona Al-Kaida, spokojna o własne bezpieczeństwo w rejonie afgańsko-pakistańskich rubieżach, rozpoczęła szybki marsz ku odzyskaniu pozycji lidera globalnego dżihadu. Ważnym elementem tego procesu stało się zacieśnianie jej współpracy z lokalnymi dotychczas grupami islamskich radykałów, działających na obszarze Azji Centralnej, Południowej i Wschodniej. Ugrupowania takie jak pakistańskie TTP, Laszkar-e Toiba (LeT) czy Dżajsz-e Mohammad (DżeM), afgańskie Hezb-e Islami Gulbuddina Hekmatiara, ujgurski Islamski Ruch Wschodniego Turkiestanu, a nawet filipiński Abu Sajef – wszystkie do niedawna działały w oparciu o własne, regionalne czy wręcz lokalne cele, nie interesując się specjalnie ideą globalnego dżihadu.

Obecnie grupy te nie tylko mniej lub bardziej formalnie deklarują swą podległość Al-Kaidzie (w sensie ideologicznym i organizacyjno-kadrowym), ale również zaczęły wykazywać zainteresowanie globalizacją swych celów i aktywności. Bliskie związki z Al-Kaidą zwiększyło możliwości operacyjne tych grup i poszerzyło geograficzny zasięg ich działania. Sytuacja taka jest też korzystna dla samej Al-Kaidy, zapewniając jej dodatkowe siły i środki do planowania i prowadzenia operacji o globalnym zasięgu. Najlepszym przykładem tego mechanizmu jest zaangażowanie pakistańskich talibów z TTP w organizację (nieudanego) zamachu w Nowym Jorku w dniu 1 maja bieżącego roku.

Inne grupy (LeT, DżeM) – do niedawna jeszcze zaangażowane wyłącznie w Kaszmirze czy pakistańskim Pendżabie – dziś wysyłają już swoje zorganizowane grupy bojowe do walki w szeregach afgańskich talibów.

Więcej na: wp.pl

Udostępnij na
Video signVideo signVideo signVideo sign