Boris Johnson
Przedstawiamy artykuł obecnego burmistrza Londynu, zupełnie nietypowy w swej wymowie. Boris Johnson znany jest bowiem z różnych działań na rzecz „lepszego zrozumienia” islamu – między innymi z tej wypowiedzi z roku 2009: „Wszyscy Londyńczycy powinni pościć w dzień w ramadanie, a następnie pójść do meczetu.”(red
* * *
Gdy zabójcy dobosza Lee Rigby’ego byli zaciągani do cel, w których miejmy nadzieję spędzą resztę życia, rodzina zabitego żołnierza musiała przeżywać prawdziwy koszmar. Jeśli może być to jakimś pocieszeniem, były to ostatnie słowa, jakie ludzie ci wygłosili publicznie; ostatni raz usłyszeliśmy o ich wypaczonej wizji islamu – ale najważniejsze pytanie brzmi: jak uchronić innych młodych mężczyzn i kobiety przed prawdziwą zarazą radyklanego islamskiego ekstremizmu.
Każdego dnia w Londynie i innych wielkich miastach tysiące funkcjonariuszy sił antyterrorystycznych dwoją się i troją dbając o nasze bezpieczeństwo. Ich zadaniem jest ustalenie, którzy młodzi ludzie są najbardziej bezradni i podatni na wpływy, a także powstrzymanie radykalizacji, zanim będzie za późno. Oznacza to, że czasem muszą zajrzeć, co dzieje się w domach rodzinnych obywateli, a obawiam się, że ich pracę powstrzymuje zjawisko, które należy określić jako polityczną poprawność.
W brytyjskim systemie istnieje pewna niechęć do osądzania innych przez pryzmat ich kultury, nawet jeśli postawa ta odbija się na dzieciach. Przyjrzyjmy się sprawie Harriet Harman. Można zachodzić w głowę, jak to możliwe, że ta zręczna pani polityk pozwoliła, aby jej partię wiązano z organizacją broniącą praw pedofili, zwaną “Paedophile Information Exchange” (PIE). Odpowiedzi należy szukać jeszcze w latach 70, kiedy to Harman pogrążyła się w kompletnej intelektualnej mgle.
Organizacja broniąca praw obywatelskich szukając mniejszości, którą mogłaby chronić, doszła do wniosku, że pedofile są ofiarami własnych popędów, a zatem to nie ich wina, że budzą powszechną pogardę. W związku z tym uznano, że pedofile muszą mieć status „grupy chronionej” – podobnie jak inne mniejszości. Oczywiście wszystko rozegrało się kosztem dzieci, molestowanych przez ośmielonych w ten sposób dewiantów.
Warto również przyjrzeć się spektakularnej porażce kraju w rozwiązaniu problemu obrzezania kobiet (FGM). Praktyka ta to barbarzyństwo w czystej postaci. Polega ona na wycięciu u kobiet zewnętrznych narządów płciowych, w tym łechtaczki, żeby zminimalizować przyjemność seksualną. Okaleczenie może powodować infekcję, śmierć lub nieustający ból. Wielka Brytania oraz Francja zakazały tego barbarzyństwa w połowie lat 80, jednak Francuzi poradzili sobie z tym znacznie lepiej niż Brytyjczycy. We Francji aresztowano około stu osób, a wielu lekarzy postawiono przed sądem. W Wielkiej Brytanii co roku tysiące dziewcząt pada ofiarą tego procederu, a do tej pory nie postawiono żadnych zarzutów, nie mówiąc o wyrokach skazujących.
Do zachowań „chronionych grup”, w tym przypadku mniejszości etnicznych wywodzących się często z Półwyspu Somalijskiego, podchodzi się z przesadną delikatnością. Nadal zdarzają się protesty lewicowych naukowców, którzy twierdzą, że walka z obrzezaniem kobiet stanowi formę imperializmu i że nie powinniśmy nikomu narzucać naszych zachodnich norm. Moim zdaniem to kompletna bzdura i ogromne wypaczenie liberalizmu. Powinniśmy być silniejsi i jasno egzekwować nasze zrozumienie brytyjskich wartości. Najwyraźniej widać to w codziennej pracy tych, którzy chronią nas przed terroryzmem i próbują powstrzymać ekspansję ekstremizmu i radykalnego islamu.
Dobrze znamy zagrożenie ze strony krzewicieli nienawiści, czyli ekstremistycznych duchownych, którzy zasiewają ziarno szaleństwa w umysłach łatwowiernych młodych ludzi. Przyglądamy się uważnie temu, kto powróci z Syrii i jakie poglądy stamtąd przywiezie. Wprawdzie nie widać wzrostu radykalizacji, ale też problem nie znika. W Londynie mieszka kilka tysięcy osób, którymi interesują się służby specjalne. Monitorowanie tych ludzi kosztuje wiele wysiłku, podobnie jak sprawdzanie, czy w szeregi tej grupy nie dołączyły nowe ofiary radykalizacji.
Rzadziej wspomina się o tym, że niektórzy młodzi ludzie radykalizują się już w domu, pod wpływem własnych lub przybranych rodziców. Szacuje się, że setki dzieci – zwłaszcza tych, które znajdują się w strefie wpływów zdelegalizowanej grupy ekstremistycznej Al-Muhajiroun – naucza się różnych wypaczonych zachowań, jak pragnienia mordowania i śmierci, o czym słyszeliśmy od morderców Lee Rigby’ego.
Obecnie służby cywilne nie są skore do interwencji, nawet jeśli policja dysponuje dowodami nielegalnej działalności, ponieważ nie jest jasne, czy przypadki takie nie podpadają pod „ochronę praw”. Dziecko podlega ochronie, jeśli ktoś pokazuje mu pornografię lub molestuje, lecz zasada ta nie działa w przypadku wpajania dziecku skrajnie depresyjnego i nihilistycznego światopoglądu, który może uczynić z niego mordercę. Znam przynajmniej jeden przypadek, gdy rodzeństwo skazanego terrorysty znajduje się na dobrej drodze, by się zradykalizować, lecz nie wiadomo, czy prawo poparłoby ewentualną interwencję.
To absurd. Prawo powinno traktować radykalizację podobnie jak inne nadużycia wobec dzieci. Wiele osób walczących z terroryzmem uważa, że prawo powinno być bardziej precyzyjne, aby dzieciom wychowywanym na potencjalnych morderców lub zamachowców samobójców przysługiwała ochrona, dla ich własnego dobra oraz bezpieczeństwa całego społeczeństwa.
To właściwy kierunek. Nie powinniśmy obawiać się ingerowania w działania mniejszości i osądzania innych kultur. Możemy stworzyć wspaniałe społeczeństwo polichromatyczne, ale należy bezwzględnie przeciwstawiać się zachowaniom sprzecznym z naszymi wartościami. Pedofilia, obrzezanie kobiet i islamska radykalizacja to zjawiska, które obchodziliśmy szerokim łukiem, żeby nie obrazić pewnych mniejszości. Cierpią na tym dzieci.
Tłumaczenie: cc Syty