Abigail R. Esman
Terroryzm to słowo i koncepcja, która od dziesięcioleci, a zwłaszcza od zamachów z 11 września, kształtuje światową politykę. Co to słowo tak naprawdę oznacza? I na ile dobrze rozumie je większość ludzi?
Wydaje się, że niezbyt dobrze. W ciągu ostatniego roku, po marszach białych suprematystów w Charlottesville zakończonych śmiercią Heather Heyer, po strzelaninie w Las Vegas i licznych strzelaninach w szkołach, ludzie w mediach społecznościowych domagali się nazwania tych zdarzeń terroryzmem. I podczas gdy morderstwo w Charlottesville potraktowano jak atak terrorystyczny, pozostałe zdarzenia nie uzyskały takiego miana, często powodując frustrację skrajnie lewicowych aktywistów, tzw. millenialsów oraz innych grup społecznych.
Temat pojawił się ponownie wraz z serią zamachów bombowych w Austin, w Teksasie. Na Twitterze toczyły się dyskusje na temat sposobu opisywania zamachowca, Marka Conditta, który w trakcie pościgu policyjnego wysadził się w powietrze. Określano go nie jako „terrorystę”, lecz jako „osobę zmagającą się z trudnościami”. Pojawiły się opinie, że taka charakterystyka spowodowana była tym, że zamachowcem był biały człowiek. Muzułmanów, pisano na portalu, nigdy nie opisuje się jako „zmagających się z trudnościami” – od razu określa się ich mianem „terrorystów”.
W rzeczywistości nigdy tak nie było. Zamachy przeprowadzone w bazie wojskowej Ford Hood przez psychiatrę wojskowego Nidala Hassana, w których zginęło trzynaście osób, a ponad trzydzieści zostało rannych, przez długi czas oficjalnie określano jako „przemoc w miejscu pracy” nawet gdy ujawniono, że Hassan był powiązany ze znanymi terrorystami, w tym z urodzonym w Stanach Zjednoczonych ideologiem Al-Kaidy Anwarem al-Awlakim.
Omar Mateen zastrzelił w nocnym klubie w Orlandio pięćdziesiąt osób, a ponad pięćdziesiąt ranił i choć sam mówił o swoim oddaniu dla ISIS, służby bezpieczeństwa nazywały go „chorym psychicznie” lub podkreślały, że „cierpiał na chorobę maniakalno-depresyjną”. BBC informowała, że „nie jest jasne, czy był przykładem terroryzmu lokalnego, czy międzynarodowego”.
Choć służby bezpieczeństwa stwierdziły, że nie ma dowodów na powiązania ataków bombowych z terroryzmem, nawet eksperci medialni dołączyli do protestu. Dean Obeidallah, komik i postać medialna o palestyńsko-włoskich korzeniach dopytywał: „Ile bomb muszą odpalić jeszcze niemuzułmanie, żeby zostali nazwani terrorystami?”. Dziennikarka Joy Reid w postach na Twitterze zastanawiała się z kolei, gdzie doszło do radykalizacji „terrorysty”, który wychował się w religijnym, chrześcijańskim domu.
W podobny sposób, w następstwie strzelaniny w szkole w Parkland na Florydzie, media społecznościowe domagały się oskarżenia o terroryzm zamachowca Nicholasa Cruza.
W obu przypadkach argument dotyczył aspektu związanego z „terrorem”, zawartym w słowie „terroryzm”. Obaj zamachowcy zasiali strach w sercach dużej grupy ludzi i dlatego, zgodnie z padającymi argumentami, powinni zostać określeni mianem terrorystów.
Terroryzm to jednak coś więcej niż sianie strachu w sercach mężczyzn i kobiet. Zgodnie z definicją CIA: „Terroryzm oznacza dokonany przez subnarodowe ugrupowania bądź tajnych agentów i motywowany politycznie akt przemocy, wymierzony w obiekty cywilne”.
FBI proponuje alternatywną definicję terroryzmu: „Niezgodne z prawem użycie siły lub przemocy wobec osób lub mienia w celu zastraszenia lub wywarcia presji na rządzie, ludności cywilnej, albo jakiejkolwiek ich części, motywowane celami politycznymi lub społecznymi”.
Oto z kolei definicja NATO: „Niezgodne z prawem użycie lub groźba użycia siły, lub przemocy, wobec jednostek lub mienia, motywowane chęcią wywarcia presji lub zastraszenia rządu lub społeczeństw w celu osiągnięcia politycznych, religijnych bądź ideologicznych rezultatów.
I choć definicje te różnią się między sobą, mają wspólny aspekt społeczno-polityczny oraz podkreślają motywy ideologiczne, mające na celu wywarcie wpływu bądź zastraszenie rządów lub całego społeczeństwa. Nie ma póki co dowodów na powiązania strzelanin w Parkland i Las Vegas, czy zamachów bombowych w Austin, z jakąkolwiek ideologią.
To nie powstrzymało jednak Obeidallaha przed zniekształceniem definicji. Wręcz przeciwnie, stwierdził, że bombardowanie „wpisuje się w definicję prawa federalnego, ponieważ Conditt bez wątpienia wykorzystał bombardowanie do ‘zastraszenia lub wywarcia presji na ludności cywilnej’” – ale zgodnie z własnym uznaniem usunął część dotyczącą „politycznych, religijnych bądź ideologicznych rezultatów”.
Co więcej, dwa dni przez oskarżeniami Obeidallaha rozpoczęły się procesy trzech niemuzułmanów, oskarżonych o planowanie podłożenia w 2016 r. bomby w kompleksie apartamentów oraz w meczecie – do czego nigdy nie doszło. Mężczyźni ci, określani jako członkowie antyrządowej i antymuzułmańskiej bojówki w Kansas, zostali oskarżeni o terroryzm. Przynajmniej w tym przypadku odpowiedź na pytanie Obeidallaha o to, ile bomb muszą odpalić niemuzułmanie, żeby nazwano ich terrorystami, brzmi: „zero”.
Agencje bezpieczeństwa już w przeszłości wypowiadały się jasno na temat szybko rosnącego zagrożenia ze strony białych suprematystów. Walka z terroryzmem w coraz większym stopniu koncentruje się na podejrzanych o jasnym kolorze skóry, nie na muzułmanach, co kłóci się z twierdzeniami Obeidallaha i innych.
Zdaniem licznych komentatorów pod kategorię terroryzmu podpadają nawet zbrodnie nienawiści. Nie zgadza się z tym Farhana Qazi, była pracownica Narodowego Ośrodka ds. Walki z Terroryzmem, autorka książki pt. „Invisible Martyrs: Inside The Secret World of Female Islamic Radicals” (Niewidoczni męczennicy. Sekretny świat muzułmańskich kobiet-radykałów). „Terroryści identyfikują się z ideologią w celu osiągnięcia celu politycznego. Po prostu. Jeśli nie ma celu politycznego ani motywacji religijnej nie można mówić o terroryzmie” – pisze autorka. Jej zdaniem zbrodnie nienawiści mogą być powiązane z terroryzmem, ale nie są nim same w sobie.
Z tych samych powodów Qazi uważa, że za terroryzm nie należy uznawać strzelanin w szkołach. Potępia również pojawiające się ostatnio żądania uznania National Rifle Association (Narodowego Stowarzyszenia Broni) za ugrupowanie terrorystyczne. „Szkolni zamachowcy to psychopaci i socjopaci. Istnieją wskaźniki pozwalające zmierzyć ich zachowania” – wyjaśnia autorka i dodaje: „Czy szkolny zamachowiec okazał się kiedyś muzułmaninem? Osobą mającą cele polityczne? Kimś powiązanym z ISIS lub inną zagraniczną organizacją terrorystyczną? Nie możemy mieszać pojęć i wrzucać wszystkich brutalnych aktów do jednej kategorii”.
Trudno stwierdzić, dlaczego w niektórych kręgach zapanowała moda na określanie tego typu zbrodni mianem „terroryzmu”. Czy określenie „masowe morderstwo” nie jest wystarczająco straszne? Czy znaczenie terminu „zbrodnia nienawiści” nie niesie ze sobą potrzeby równie pilnej reakcji, co „terroryzm”? Czy kryje się za tym obawa, że kwestie te nie zostaną wystarczająco poważnie potraktowane?
Czy może chodzi o coś jeszcze innego – o społeczne zapotrzebowanie na jasną definicję terroryzmu. W trakcie debaty publicznej ktoś zauważył, że ONZ nie ustanowiła nawet formalnej definicji tego terminu. „Jeśli oni nie potrafią tego zdefiniować, wszystko można uznać za terroryzm”, twierdzono.
Tymczasem wśród członków ONZ panuje niezgoda choćby co do tego, czy przemoc jest dopuszczalnym środkiem wobec zagranicznej okupacji, innymi słowy – czy palestyńscy zamachowcy-samobójcy są „terrorystami”, czy „bojownikami o wolność”, i czy ich wysiłki mające na celu wywarcie presji na rząd i realizację ich postulatów są, czy też nie są aktem terroryzmu. Przy okazji warto zaznaczyć, że zamachowcy Conditt, Cruz i Stephen Paddock z Las Vegas nie uważali się za bojowników o wolność, wyzwolicieli czy wojowników walczących o wyższą sprawę.
W dyskusjach nie powinno się zapominać o tym, że pozostające w żałobie, zdezorientowane i przestraszone społeczeństwo musi czuć, że ich strach i smutek brane są na poważnie, i że określenia takie, jak „strzelanina w szkole”, „masowe morderstwo” czy „zbrodnia nienawiści” niosą ze sobą równie duży ciężar, co „terroryzm”.
Te potrzeby należy zaspokoić, ponieważ nadużywanie koncepcji terroryzmu może być w ostatecznym rozrachunku groźne, uważa Qazi. „Przestępcy – pisze – drobni złodzieje, dilerzy narkotyków – nie powinni być traktowani jak terroryści. Zamachowcy strzelający w szkołach nie powinni być traktowani jak dilerzy narkotyków. I tak dalej. Istnieją różne rodzaje przestępstw, więc powinniśmy uważać, żeby nie wrzucać wszystkich do worka z terroryzmem. Jeśli nie potrafimy zdefiniować jakiegoś terminu, nie będziemy mogli zaproponować dobrego rozwiązania problemu. Nie możemy zwalczać zagrożenia, jeśli umieścimy je w niewłaściwej kategorii”.
Bohun, na podst. www.investigativeproject.org
Abigail R. Esman jest publicystką, działającą w Nowym Jorku i w Holandii, autorką wydanej niedawno książki pt. „Radical State: How Jihad Is Winning Over Democracy in the West” (Państwo radykalne. O tym, jak dżihad zwycięża z demokracją na Zachodzie).