Wiadomość

Czy zawdzięczamy coś światu islamu

Witold Repetowicz

Jednym z największych współczesnych fałszerstw historycznych, jest narzucanie przez nurt politycznie poprawny doktryny, według której Europa zawdzięcza bardzo dużo Arabom i światu islamskiemu w zakresie nauki, filozofii i kultury.

Wszystkich tych, którzy kwestionują tę tezę, wyzywa się od ignorantów i islamofobów. Tymczasem teza ta jest piramidalną brednią, opartą na manipulacji. Gdy ktoś wskazuje na to, iż wymieniani przez zwolenników tej teorii wybitni naukowcy i myśliciele nie byli przeważnie Arabami, to kontrargument jest równie prosty, co prymitywny: to nieważne jakiej narodowości oni byli, bo tworzyli w ramach jednego świata islamu, kalifatu etc. więc wskazywanie na przykład, że Awicenna był Tadżykiem jest nieistotnym szczegółem.

Prawda jest natomiast taka, że nie jest to bynajmniej szczegół, a teza o jedności świata islamsko-arabskiego jest nieprawdziwa. Pod rządami kalifów prawowiernych (raszidun) oraz kalifów umajadzkich, czyli do połowy VIII w., nie było żadnego rozwoju naukowego, za to Arabowie mieli ogromny dorobek niszczycielski, zwłaszcza w Iranie. Dlatego właśnie historia starożytnego Iranu oparta jest głównie na źródłach greckich i archeologii, bo Arabowie starali się wszystko tam zniszczyć, spalić, splądrować.

Pierwsze światełko w mrokach nowego świata islamskiego pojawiło się dopiero prawie 200 lat po Mahomecie, tj. za panowania abbasydzkiego kalifa Haruna ar Raszida i jego syna al Mamuna. Stało się tak dzięki rodzinie Barmakidów, która przejęła kontrolę nad dworem kalifackim w końcu VIII w., wraz z urzędem wezyra i co należy podkreślić – była wtedy w pierwszym pokoleniu muzułmańska po konwersji z buddyzmu. No i oczywiście byli to Persowie. Tylko dzięki temu w sperszczonym Bagdadzie zaczęła się rozwijać nauka i kultura, mogły też powstać takie, z gruntu nieislamskie, dzieła literackie jak „Księga tysiąca i jednej nocy”, gdzie większość postaci nie ma nic wspólnego ani z islamem, ani z Arabami, a niestety wbija się wszystkim do głowy że Sindbad (imię perskie) to postać z literatury arabskiej. Ignorancja rządzi.

W 803 r. co prawda Barmakidzi upadli, ale za kolejnego kalifa, Al-Mamuna, zastąpili ich na dworze kalifackim perscy Tahirydzi, a sam Al-Mamun był po matce Persem, co zresztą spowodowało, że w wojnie domowej z jego bratem Al-Aminem (czystym, kurajszyckim Arabem) poparli go Persowie a Amina – Arabowie. Co do islamu, to kalif był mutazylitą, czyli wyznawcą totalnej, racjonalistycznej „herezji”, według której Koranu nie należy rozumieć dosłownie. W dzisiejszym świecie islamu nie byłoby miejsca dla mutazylitów, a w takiej Arabii Saudyjskiej zostaliby ukamienowani za apostazję.

Kolejny etap rozkwitu nauki i kultury w „świecie arabsko-islamskim” był możliwy dzięki temu, że ten świat islamski uległ całkowitemu rozpadowi, a kalifat praktycznie przestał istnieć na początku X w. Wtedy to powstały dwa państwa – emirat Bujidzki na zachodzie Persji i emirat Samanidzki na wschodzie, i tam właśnie, pod rządami perskich władców, reiranizowano rzeczywistość, usuwając ślady arabskiego barbarzyństwa i dzięki temu właśnie na tych dwóch dworach (jak również na dworze emiratu Gaznawidów, który podbił na pocz. XI w. emirat Samanidzki) rozkwitła nauka, sztuka, filozofia, literatura.

Jest rzeczą paradoksalną że okres ten, nie mający nic wspólnego z Arabami, mający natomiast miejsce dzięki upadkowi kalifatu i rozpadowi świata muzułmańskiego, ma świadczyć o tym, jak dużo zawdzięczamy Arabom.

Udostępnij na
Video signVideo signVideo signVideo sign